Bawarscy alchemicy

Szkło traktowałem zazwyczaj jako prosty związek piasku kwarcowego z węglanem sodu bądź wapnia. Kieliszek był zawsze po prostu kieliszkiem. Natomiast Bawaria kojarzyła mi się głównie z disnejowskim zamkiem Neuschwanstein. Do czasu, kiedy poznałem rodzinę Eischów.

Dla niej produkcja szklanej zastawy to nie tylko rzemiosło, pasja i dążenie do doskonałości. To przede wszystkim miłość.

Na granicy dawnej c.k. Monarchii i Królestwa Bawarii, gdzie owładnięty wagnerowską pasją Ludwik II za ostatnie guldeny z kasy państwa stawiał na zalesionych wzgórzach baśniowe zamki, znajduje się niepozorne miasteczko górskie. Wjeżdżając do Frauenau od strony Czech, można niemal przeoczyć fakt przekraczania granicy. W dobie Schengen pojęcie kontroli paszportowej przywołuje raczej na myśl absurdalne sceny rodem z Misia, a zwarta formacja Lasu Bawarskiego skutecznie utrudnia rozeznanie się w terenie.
Jest już późno i ciężkie, zakrwawione słońce powoli opuszcza sklepienie. Kiedy dojeżdżamy, gospodarz już nas oczekuje i zaprasza na wystawę do miejscowej galerii. Zaprzyjaźniony z lokalną społecznością szwajcarski rzeźbiarz prezentuje swoje prace. Materiał? Oczywiście szkło i… kamień. Nad tym miejscem – piwem i szkłem płynącego regionu Bohemii – unosi się dobry duch. Jest gęsty jak powietrze i jeszcze nieraz da o sobie znać.

Rodzina z fachem i z pasją

Fot. EischNastępnego dnia tuż po świtaniu Eberhard Eisch oprowadza nas po niewielkiej i wkomponowanej w krajobraz hucie szkła. Opowiada historię swoich przodków. A więc po kolei: o dwóch wojnach, miłości rodzinnej i biedzie. Małe imperium Eischów nie zrodziło się wcale z potrzeby wymyślenia czegoś innowacyjnego. Chodziło o zarobienie pieniędzy i zapewnienie godnego bytu ośmioosobowej rodzinie.
Dla Valentina Eischa, dziadka naszego rozmówcy, produkcja szkła była czymś tak oczywistym jak dla Węgra zostanie czikosem czy dla Czecha otworzenie gospody. I tak huta, która powstała w 1946 roku, początkowo opierała się wyłącznie na ręcznej pracy właściciela, jego żony Theresy i ich dzieci. Z czasem to grono poszerzało się. Od okolicznych producentów odróżniało ich podejście do pracownika.

Miasto pełne szkła

Z czasem produkcja zaczęła się rozwijać i szybko socjalno-rodzinna huta Valentina Eischa wyrosła na lokalną potęgę. Dzisiaj zatrudnia 65 pracowników, którzy w ciągu dnia są w stanie wydmuchać nawet tysiąc kieliszków. Obserwowanie Eberharda Eischa wywijającego własnoręcznie nad rozżarzonym piecem prętem z płynnym szkłem jest przeżyciem niecodziennym. Chcemy go zapytać, czy etos jego dziadka żyje w tym miejscu do dzisiaj, ale pytanie wydaje się całkowicie zbędne. Przechadzka po niespełna trzytysięcznym miasteczku pełnym rozsianych tu i ówdzie szklanych instalacji w pełni uświadamia, że huta Eischów jest wrośnięta w jego socjosystem nie tylko jako pracodawca, ale i ważny mecenas kultury.
Produkcja szkła nie jest zresztą jedyną pasją rodziny. Alfons, wuj Eberharda, od lat łączy miłość do szkła z uwielbieniem sztuki i muzyki. Dla swojej bawarskiej orkiestry wykonuje szklane instrumenty, na których później grają, dając tu i ówdzie koncerty. Także w tej pracowitej komunie jest miejsce na twórczy ekscentryzm. Alfons, odpowiedzialny za artystyczne walory kieliszków i innych wyrobów, jest zresztą jednym z europejskich prekursorów wykorzystania szkła do celów artystycznych. Zaczął to robić już w latach 60.
– Wujek jest niesamowicie wrażliwą artystycznie osobowością, dzięki czemu świetnie się uzupełniamy – opowiada Eberhard Eisch. – Otrzymujemy często prestiżowe nagrody w konkursach dizajnerskich, np. Obiektem Roku 1997 został szklany telefon naszej produkcji. Robiliśmy również naprawdę przedziwne rzeczy, np. głowę Helmuta Kohla, który nas wizytował. Było to nie lada przedsięwzięcie, ale, koniec końców, kanclerz był zadowolony – kończy uśmiechnięty.
Najtrudniej jest jednak się dowiedzieć, czy poza niezwykłą miłością do szkła coś bardziej namacalnego wpływa na potwierdzoną wieloma nagrodami niespotykaną jakość kieliszków Eischa.

Szkło dla szejków

– Mogę tylko powiedzieć, że jest to zasługą specjalnego traktowania materiału na każdym etapie produkcji – Eberhard Eisch wije się jak piskorz, by nie zdradzić nam, na czym polega osławiona już technologia „Sensis plus”, która sprawia, że winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) pite z jego kieliszków uwalnia znacznie bogatszy i pełniejszy bukiet aromatów oraz smakuje w diametralnie inny sposób. – Jak już mówiłem, pracowników traktuję jak rodzinę, a rodzinę jak pracowników. Niesłychane ważne są też surowce. Niemal wszystko, czego używamy do produkcji, pochodzi stąd. Drewno pozyskujemy wyłącznie z opiewanego przez braci Grimm Lasu Bawarskiego, piasek zaś z północnej Bawarii. Jedyną rzeczą obcego pochodzenia jest gaz. Musimy go importować z Rosji – śmieje się.
Po chwili jednak poważnieje. – Oczywiście największy sekret technologii „Sensis plus” to efekt wielu lat rozmyślań, dociekań, prób i błędów. W pewnym momencie doszliśmy do istotnego odkrycia, ale jest ono dla nas na tyle cenne, że nie chcemy nawet starać się o patent – wyjaśnia. – Za korzystanie z patentu można zapłacić i go używać, nas to nie interesuje – kończy definitywnie rozmowę o tzw. technologii piaskowania wykorzystywanej przy wyrobie tej serii kieliszków.
Fot. EischZapewne ma rację – bez tego specyficznego oddania się rzemiosłu, nigdy by tej wiedzy nie posiedli.
Mała rodzinna firma nie ogranicza się do lokalnego rynku. Ponad 60 procent produkcji trafia na eksport. – Nie prowadzimy szeroko zakrojonej kampanii marketingowej, tak jak nasz największy konkurent Riedel, który produkuje ponad 10 razy więcej kieliszków. Jakość naszych wyrobów i ich innowacyjność sprawiają, że wieści o nas rozchodzą się tzw. pocztą pantoflową i klienci po prostu sami się z nami kontaktują. Raz zadzwonił do nas pewien klient z Dubaju, który chciał zamówić kieliszki z… diamentami. Mamy w ofercie kieliszki z nóżką wypełnioną szklanymi kryształkami, które, o czym go poinformowałem, kosztują jednak ponad 100 euro za sztukę. Zdziwiła go ta niewygórowana cena i zaznaczył, że nie chce żadnych szklanych kryształków, ma zaś w posiadaniu najprawdziwsze diamenty i chce, żeby do produkcji użyć właśnie ich. Muszę przyznać, że nogi się pode mną ugięły, bo za żadne skarby nie podjąłbym się pracy z kamieniami szlachetnymi, gdzie jeden kieliszek miałby wartość ponad 30 tysięcy euro! Cieszę się, że w efekcie nic z tego nie wyszło – Eberhard ociera pot z czoła…
Firma Eisch ma do klientów z Bliskiego Wschodu szczególne szczęście. Oprócz USA, Kanady i Chin głównymi importerami kieliszków są właśnie Dubaj, Liban i Arabia Saudyjska.
Powoli robi się późno, więc czas pociągnąć ostatni łyk espresso. Oczywiście ze szklanych filiżanek Eischa, które – jak się okazuje – sprawiają, że również kawa smakuje nieco inaczej. Trudno się dziwić. Od 1995 roku Eisch został 12 razy ogłoszony najlepszym niemieckim producentem szkła. Otrzymał też wiele prestiżowych nagród zagranicznych, a rekomendacje takich ekspertów, jak sommelier Ronn Wiegand czy Robert Parker, mówią same za siebie.
Warto choć raz spróbować wina z kieliszków z charakterystycznym logo w kształcie fali. Nowo uwolnione aromaty i bogatszy smak sprawią, że na samo wspomnienie jeszcze nieraz potrafią „zaszklić się” oczy.

Oficjalnym dystrybutorem kieliszków Eisch w Polsce jest firma VOGAR z siedzibą w Opolu.
www.kieliszki-eisch.eu