Choinka w piwie
Jul-Święta z piwa

Jak co roku o tej porze przeżywamy istny potop piwa bożonarodzeniowego. Te wszystkie Weinachstbier, Juleøl, bière Noël, Christmas ale czy (w końcu swojsko) brzmiące Świąteczne.

Tandetna komercja spod znaku Mikołaja coca-coli czy może przedwieczna tradycja starsza niż chrześcijańskie kolędy i opłatki? Wsłuchajmy się w opowieść wigilijną, jakiej nie poznał nawet Ebenezer Scrooge.

Jeżeli ktoś jeszcze wierzy, że tradycję świętowania nocą z 24 na 25 grudnia ustanowiono na cześć Dzieciątka, które w żłobie leży, to jest osobą co najmniej naiwną. Święto równonocy grudniowej sięga rzymskich Saturnaliów, uroczystości na cześć perskiego boga Mitry czy egipskiego Ra, a jego początki najprawdopodobniej giną w mroku dziejów. Pogańskie kulty solarne i czczony w różnych postaciach motyw odradzającego się w czeluściach zimy Słońca były na tyle ciężkie do wyplenienia, że już pierwszych wiekach chrześcijaństwa papież Juliusz I podjął decyzję o wyznaczeniu daty święta Narodzenia Pańskiego właśnie na 25 grudnia. Kluczową jest jednak rola czerwonobrodych zabijaków przemierzających Europę na długich łodziach drakkar.

Święć piwo swoje!
Fot. shutterstock.com / Slavko SeredaNiemal we wszystkich językach skandynawskich Boże Narodzenie i wszystko, co z nim związane, określa się słowem „Jul”. Szwedzki Mikołaj to Jultomte, norweska Wigilia to Julaften, a duńska choinka to Juletræ. Załapali się na to również nienordyccy Finowie, u których prezenty roznosi Joulupukki. Jul to kolejna odsłona święta przesilenia, a etymologia nazwy jest bardzo niepewna. Pochodzi prawdopodobnie od słowa oznaczającego koło, w odniesieniu do pełnego okrążenia Słońca  (tak, tak  heliocentryści, spalcie mnie na stosie), warto zwrócić również uwagę na angielski przymiotnik „jolly” (radosny), często występujący w parze ze Świętami Bożego Narodzenia. Ale miało być o piwie, nie o języku, więc do rzeczy. Odwołań do Jul nie brakuje w słynnych islandzkich sagach, a sam Adam z Bremy twierdzi, że szwedzcy królowie składali w Uppsali krwawe ofiary z ludzi na cześć „bóstwa Jul”. Później wikingowie zaczęli świętować w bardziej cywilizowany sposób, organizując wielką ucztę, na której zabijano najtęższego dzika z zagrody, któremu przed śmiercią szeptano różne prośby, aby mógł zanieść je przed oblicze boga Freyra (warto zwrócić uwagę na piętnastowieczną angielską kolendę o głowie dzika). Pewnie dlatego na szwedzkich stołach świątecznych króluje do dziś specjalna pieczona szynka – julskinka. Właściwie wszystko, co kojarzy nam się dzisiaj z Bożym Narodzeniem, jest wariacją na temat pragermańskiego święta – nawet niewinna ozdobiona światełkami choinka. Jednym z najważniejszych elementów święta było jednak warzenie specjalnego mocnego świątecznego piwa, które Skandynawowie wszelkiej maści warzą nieprzerwanie od czasów wikingów – juleøl/julöl/julebryg. Piwo było na tyle ważne, że z pierwszych przekazów ze starych czasów nie zachowały się opisy żadnych potraw, ale właśnie sformułowanie o „piciu Jul”. Doszło do tego, iż w X wieku  norweski król Haakon I zapisał nawet prawny obowiązek warzenia piwa świątecznego.

Na koźlaka z turoniem
We wczesnym średniowieczu Kościół próbował wymazać rodzimowierstwo w najsprytniejszy z możliwych sposobów, nakładając na wielowiekową pogańską symbolikę i obrzędy chrześcijańskie etykiety. Tak powstała Wielkanoc (pogańska Równonoc), a także Wszystkich Świętych (Dziady) czy staroceltyckie Halloween. Podobnie w odpowiedzi na niezwykle silne w północnej Europie tradycje pogańskiego Jul ugruntowało Boże Narodzenie. Nasi słowiańscy przodkowie nie byli jednak gęsiami i również świętowali pod koniec grudnia. Gody lub Kolęda były radosnym, pełnym pieśni świętem zimowym, w którym ważną rolę odgrywały symbolika maku, orzechów i miodu oraz turonia (co ciekawe kozioł pojawia się również w symbolice germańskiego Jule – jako Julebukk, Julbock – i tak dochodzimy do powiązania z piwem bock/koźlak). W nocy gromadzono się na tzw. szczodrej wieczerzy, gdzie przy stole zawsze czekało puste miejsce pozostawione na cześć zmarłych przodków, swojskie siano pod nakryciem miało natomiast przebłagać złowrogiego demona pól – Rgieła. Również wówczas podstawowym napitkiem było piwo. A że picie piwa od wieków nieodłącznie wiąże się ze śpiewaniem, nikogo nie powinno dziwić, że to właśnie od wesołych przyśpiewek wyewoluowały znane wszystkim kolędy. Te angielskie zrodziły się z dawnego zwyczaju wassailing czyli kolędowania, wiele z tych tekstów ma odniesienia do piwa i innych rozgrzewających trunków. Swoją drogą piwo świąteczne to nie jedyny przypadek wykorzystania tego trunku w obyczajowości osnutej wokół liturgii rzymskokatolickiej. Od kilkuset lat za aprobatą samego papieża bawarscy mnisi (Paulaner) warzą koźlaka dubeltowego o nazwie Salvator, który jest tak gęsty i krzepiący, że pozwala przetrwać długie umartwianie się podczas Wielkiego Postu. Doczekał się też licznych podróbek w stylu Celebratora czy Tryumfatora. Podobnie jak belgijskie piwo Duvel (Diabeł), z którym konkurują dzisiaj chociażby Satan czy Diablo. Jak widać świat piwa ma swoje niebo i piekło… oraz ich nieudolne imitacje.
Tradycja warzenia specjalnego piwa świątecznego odcisnęła piętno na kulturze piwowarskiej wszystkich krajów germańskich. Niemcy do dziś organizują wspaniałe jarmarki świąteczne Weinachstmarkt, jak choćby ten najsłynniejszy w Kolonii, gdzie od lat oprócz grzanego wina króluje właśnie weinachtsbier. Warto zaopatrzyć się w butelczynę takiego specjału, przechadzając się wśród pachnących kolorowych straganów, kiedy wokół trzaska mróz, a choinka skrzy się kolorowo. Doskonałym wyborem jest chociażby austriacki Samichlaus (dialektalne określenie na św. Mikołaja), o którym słyszeć mogli nie tylko zagorzali piwosze.  Co ciekawe, piwa świąteczne warzą również Belgowie i Francuzi. Jeśli przyjdzie nam spędzić Boże Narodzenie w Paryżu, może warto rozejrzeć się za bière Noël? W Belgii oczywistym wyborem byłby quadrupel St. Bernardus Christmas Ale, uznawane za jedno z najlepszy piw świątecznych.
W Anglii przetrwał natomiast zwyczaj częstowania wspomnianych już kolędników rozgrzewającym christmas ale, czego główny bohater dickensowskiej Opowieści Wigilijnej zapewne nie robił z powodu swojego wrodzonego skąpstwa. Świątecznym ale częstowano również podczas kolacji wigilijnej w londyńskich przytułkach dla bezdomnych.

Świąteczne czyli jakie?
Słowa kluczowe to moc i przyprawy. Ot, cała tajemnica. Piwo świąteczne musi być rozgrzewające, krzepić, ale nie zwalać z nóg (chociaż wspomniany już Samichlaus ma aż 14% alkoholu). Musi pachnieć jakby ktoś wsypał do niego pół składu sklepu kolonialnego. Cynamon, goździki, imbir czy trzcina cukrowa są tak oczywiste, że nawet nie warto o nich wspominać. Czasami pojawiają się ciekawsze dodatki – lukrecja, jagody jałowca, żurawina, skórka pomarańczowa. Ale niektórzy piwowarzy nie zawahają się nawet przed wrzuceniem do kadzi jałowca czy ostrokrzewu!  Szczytem jest jednak piwo Lost Abbey posiadające w swoim składzie najprawdziwsze kadzidło i mirrę. Z uwagi na piękny złoty kolor mogłoby rozświetlić najciemniejszą noc i poprowadzić mędrców ze Wschodu prosto do Betlejem.
Od komercji uciec się nie da. To prawda. Wiele piw świątecznych próbuje ubić interes, epatując nazwami typu „czerwononosy renifer” lub „stary
Scrooge”, chociaż ponad dwie trzecie piwowarów idzie po linii najmniejszego oporu, nawiązując w nazwie i stylistyce graficznej do sympatycznego brzuchatego brodacza-altruisty. Obowiązkowo na etykiecie muszą być jakieś pijane elfy (chociaż Mad Elf browaru Troegs to naprawdę zacny trunek).
Zagłębianie się w niuanse stylistyczne jest daremne. O ile weinachstbier są przeważnie mocno korzennymi wersjami koźlaka, o tyle czapki z głów przed tym, kto odróżni winter warmer od christmas ale. Nie oszukujmy się, w Świętach najważniejszy jest ten nieuchwytny klimat. Smak. Zapach. I chodzi o to, aby jak najwierniej go oddać i podarować nam w szklanej butelce. Podarować – to słowo nieprzypadkowe. Bo zgodnie z duchem Świąt takie piwo powinno być prezentem. Dawno nieodwiedzanego przyjaciela lub ukochanej osoby. Dla bliskich, dla nas samych. Chodzi o moment prostej radości z dawania i otrzymywania prezentu. O chwilę prostego wzruszenia i długi wieczór przy rozświetlonej choince. Wesołych Świąt! Merry Christmas! God Jul!