Czas letnich ogródków

Otwierały swe podwoje na przełomie kwietnia i maja. Przed znajdujące się w centrach miast i miasteczek restauracje czy winiarnie wystawiano świeżo polakierowane stoły i ławy, rozpinano nad nimi pasiaste markizy, na drzewach zawieszano barwne lampiony… A później zjawiali się goście.

 

W Wiedniu otwarcie letnich lokali w słynnej z wszelakich rozrywek dzielnicy Grinzing łączyło się z początkiem sezonu i tradycyjnie odbywało się 1 maja. Tego dnia już od rana na wzgórza Grinzingu, gdzie wśród młodej zieleni winnej latorośli i krzewów bzu powiewały proporce z godłami winiarni i pęki barwnych wstążek, ciągnęły kawalkady fiakrów, dorożek, odkrytych land i powozów. Siedzieli w nich wiedeńczycy płci obojga, w różnym wieku, należący do wszystkich sfer. Panie i panny miały ukwiecone kapelusze i jasne parasolki, mężczyźni jasne garnitury i kanotiery opasane wstążkami, noszone przez panów tylko latem. Powozy przybrane były zielenią i pękami kwiatów. Na czele jechała orkiestra, grając walce i marsze.

Wierni bywalcy

Na wzgórzach Grinzingu kawalkadę witali inni muzykanci i śpiewacy wykonujący regionalne pieśni sławiące wiosnę i winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...). Był zwyczaj, że właściciele ogródkowych winiarni stali u bram w otoczeniu odświętnie ubranej rodziny i kelnerów, którzy trzymali tace z pełnymi kielichami.

Tradycyjnie podawano w ten dzień białe wino z naddunajskich winnic, a pierwszy puchar można było wychylić za darmo. Do wina podawano pieczoną szynkę, sznycle po wiedeńsku, wołową pieczeń, kiełbaski z rożna. W ten dzień ceny były zwykle, jak byśmy dziś określili, promocyjne… Restauratorzy dobrze wiedzieli, że goście, zachęceni dobrym winem i smacznymi potrawami, zjawią się tu niejeden raz w sezonie trwającym do pierwszych chłodów.

Winne ogródki miały różne kategorie: od zbitych z heblowanych desek ław, nad którymi trzepotały wyblakłe pasiaste płachty, pospolite wino podawano w grubym szkle, a na zakąskę kiełbaski z różna, do wytwornych cienistych zakątków z fontanną szemrzącą na środku, gdzie przy dźwiękach cytr i harf można było raczyć się markowym winem, pieczonymi kurczakami i polędwicą wołową. Wszystkie jednakże miały swoich wiernych, stałych bywalców, którzy, gdy tylko czas pozwalał, opuszczali duszne miasto, szukając wytchnienia przy pucharku chłodnego wina.

Galicyjskie biesiady wśród zieleni

Poczynając od początków XIX stulecia, w większych miastach Galicji zaczęto otwierać na przedmieściach, czy bodaj w nieco odległych od centrum dzielnicach lokale na wolnym powietrzu zwane popularnie „wiejską kawą”. Ciekawe, że często ich właścicielkami były energiczne i przystojne wdowy po restauratorach czy kupcach, które próbowały powiększyć pozostawione przez mężów fundusze, prowadząc sezonowe winiarnie i kawiarnie.

Z reguły nie podawano tam naprawdę mocnych trunków i raczej wino niż pospolite piwo. Do tego – z napojów – kawę ze śmietanką i wiele smacznych, a niezbyt drogich potraw: rozmaite sezonowe warzywa, chłodniki, grzyby w śmietanie, a w niedzielę kurczęta w sosie. Na deser poziomki albo jagody i domowe ciasta.

W Krakowie w połowie XIX wieku sławny był letni ogród Anny Kremerowej, wdowy po urzędniku, leżący pomiędzy ulicą Długą a Krowoderską, niedaleko Plant. Inny tego rodzaju przybytek istniał przy ulicy Kopernika w dzielnicy Wesoła, gdzie jeszcze nie było szpitalnych budynków.

Krakowianie, idący na spacer do ogrodu botanicznego czy w stronę rogatki mogilskiej, wstępowali tam, by pokrzepić się lampką białego wina (w tamtych czasach trunek ten pijano przede wszystkim latem) albo nawet zjeść obiad, który składał się najczęściej z chłodnika z botwinki, pierogów z jagodami czy bardziej wykwintnie – z pieczeni cielęcej.

Studenci i akademicy przychodzili tu po egzaminach, by uczcić dobre stopnie w indeksach składkową biesiadą. Wypijano wówczas parę butelek morawskiego wina (cenę miało przystępną, a rozweselało wielce), zagryzając trunek wiejskim chlebem z podsuszanym białym serem, co było najtańszą przekąską.

Wieczory w winnych ogródkach z rozrzewnieniem wspominali po latach na kartach wspomnień sławni luminarze nauki i artyści, jak Napoleon Cybulski, Józef Mehoffer czy Tadeusz Boy-Żeleński, zgodnie twierdząc, że nigdy później wino nie miało tak dobrego smaku.