Dama z kieliszkiem

„Prosperitę, synu, symbolizują winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...), kobiety i śpiew, a kryzys – herbatka, twoja mamusia i patefon”.

W ten sposób pewien człowiek jeszcze przed wojną objaśniał synowi różnicę między czasem prosperity a czasem kryzysu.

Przypomniałem sobie niedawno tę historyjkę i zauważyłem, że tak zdefiniowany kryzys nigdy mnie jeszcze nie dotknął. O prospericie też jednak nie może być mowy, bo z trzech jej atrybutów w moim przypadku aktualne jest tylko wino. Taki już los osoby obdarzonej znakomitym głosem, lecz pozbawionej muzycznego słuchu. Pozostaje śpiew pod prysznicem i podczas długiej, samotnej  jazdy autem. A kobiety, cóż… lepiej nie wspominać… No, ale nie, przecież cała opowieść dotyczyć ma kobiet, a dokładniej relacji kobieta – alkohol.

Jak powszechnie wiadomo, kobieta może bezpiecznie wypić zaledwie 60 procent tego, co tyle samo ważący mężczyzna. Wynika to z innej budowy tkanek i nieco innego metabolizmu. Inne też jest funkcjonowanie mózgu, a w szczególności aktywowanie poszczególnych półkul w zależności od tego, jakie zadanie stoi przed organizmem sterowanym przez wyżej wspomniany mózg.

W tym wypadku przyroda nieco faworyzuje kobiety, bo ich sposób percepcji znakomicie sprawdza się w sensorycznej analizie wina, statystycznie dużo lepiej niż u przeciętnego mężczyzny. Wypada też zastanowić się nad kwestią na razie dla mężczyzn niedostępną, a więc nad macierzyństwem i ciążą. Nie ma chyba na tyle odważnego naukowca, który by sprawdził, jak to naprawdę jest. Osobiście jestem przekonany, że nie każda Francuzka planuje ze szczególną dokładnością datę poczęcia i na te dziewięć miesięcy rezygnuje z lampki wina do każdego posiłku…

Może więc już na etapie prenatalnym kształtuje się gust winiarski młodych pokoleń i to właśnie wtedy programujemy osobiste preferencje. Białe czy czerwone? Czy bardziej Burgundia, czy bardziej Bordeaux? Koniak czy armaniak?

Pamiętajmy jednak, że relacja kobiety z alkoholem nie ma wyłącznie charakteru bezpośredniego. Forma pośrednia, to stosunek kobiety do alkoholu wypijanego przez ukochanego i udomowionego mężczyznę. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że kobiety są o alkohol zazdrosne. Mężczyźni przy alkoholu stają się rozmowni, zabawni, mężni i dzielni. Kobiety pragną, by byli tacy z nimi, przy nich i dla nich. A to nie zawsze wychodzi.

Są oczywiście sytuacje wyjątkowe, kiedy alkohol pity przez mężczyzn staje się sojusznikiem kobiecej spontaniczności lub też jej uwodzicielskich planów, jeśli na firmowym wyjeździe integracyjnym jakiś przystojniaczek z działu marketingu znajdzie się na celowniku.

Trójkąt relacji kobieta – mężczyzna – alkohol może być często kłopotliwy i trudny w utrzymaniu. Jeśli w domu to mężczyzna gotuje, robi zakupy winiarskie i dobiera wino do potraw, początkowo kobietę ta sytuacja fascynuje i bawi. Z czasem pojawiają się kompleksy i znużenie. Jeśli jeszcze mężczyzna lubi wypić jedną butelkę wina do obiadu, a drugą do kolacji, to kobieta nawet nie ma jak zaimponować przyjaciółkom, bo przy pierwszej możliwej okazji będą ją obgadywać i współczuć, że wyszła za mąż za kompletnego alkoholika. Sytuację trójkąta pogarszają też sami mężczyźni, którzy pozwalają żonie prowadzić auto tylko wtedy, gdy trzeba jakoś wydostać się z zakrapianej imprezy.

Oczywiście ukrywanie przez mężczyzn winiarskiego hobby też uznać należy za patologię, bo nie ma nic gorszego niż pudełka z winem wciśnięte w garażu między zimowe opony i ogrodową kosiarkę. Chociaż pewną ostrożność należy jednak zachować, żeby nie usłyszeć dramatycznego pytania: a właściwie to ile my miesięcznie wydajemy na te twoje wina?

Morał z tych rozważań wydaje się oczywisty. Najlepiej – jeśli jest się w związku – dzielić wspólnie winiarską pasję. Chodzić na degustacje, spędzać wakacje, podróżując szlakiem winnic, dużo czytać, próbować, kupować. Można oczywiście wybrać rozwiązanie alternatywne – ograniczyć stan prosperity do wina i śpiewu, oczywiście na miarę indywidualnych możliwości, nie tylko wokalnych.