Dusza sznycla

Czy umiemy odpowiedzieć sobie na pytanie, co to jest dobre życie? Niektórzy nie – a niektórzy tak. Choć pewności stuprocentowej i tak nie ma nikt.

A takie przykładowe życie jakie jest? Grek prowadzi w Hamburgu restaurację. Choć może to zbyt szumne określenie. Soul Kitchen to miejsce, gdzie przy pomocy dioksyn nadaje się niepowtarzalny smak wiedeńskim sznyclom, frytkom, majonezowi i wszelkim innym fantazjom miłośnika fast foodów. Klienci są wierni, piwem i nalewkami zapijają wspomniane potrawy.

Fot. Kino ŚwiatZinos Kazantsakis jest prawie szczęśliwy. Wprawdzie jego dziewczyna Nadine decyduje się wyjechać do Szanghaju, ale w gruncie rzeczy nie miał dla niej ostatnio dość czasu. Wiadomo – Soul Kitchen. Nieważne. Nadine jedzie i pozostaje im tylko kontakt przez Skype’a. Zinos natomiast zostaje z bratem kryminalistą, który staje się coraz bardziej kłopotliwy. Na dodatek podczas zmagań z masywną, grecką maszyną do zmywania nasz bohater traci zdolności motoryczne. Schorzenie zostaje zdiagnozowane przez fizjoterapeutkę Annę jako przepuklina międzykręgowa – i grozi kalectwem. A Zinos nie może sobie pozwolić na leczenie, bo nie jest ubezpieczony. Co więc pozostaje? Taniec. I absolutny zakaz dźwigania czegokolwiek.

Źle, prawda? Tak się tylko wydaje. Bo zatrudniony w Soul Kitchen Shayn, kucharz-artysta, miłośnik kuchni fusion i rzutów nożem, płoszy wyszukanym menu – i grubym słowem – całą dotychczasową klientelę. W restauracji odbywają się więc próby zespołu muzycznego założonego przez kelnera. Na dodatek na horyzoncie pojawia się znany Zinosowi ze szkoły hochsztapler. Gorzej, prawda? A będzie jeszcze ciekawiej, zapewniam.
Co byśmy zrobili w takiej sytuacji? Zapewne wielu z nas w fatalnym, ale zrozumiałym stylu znanym z Niebezpiecznych związków spuentowałoby sytuację tchórzliwym: „To silniejsze ode mnie” – i odeszło w siną dal, za nic mając trudy dnia codziennego, jakże w takim układzie przykre. Byliby zapewne i tacy, co męczeńsko podjęliby rzuconą przez los rękawicę – zakasali rękawy, w milczeniu łykali łzy, przyjmując znój oraz kalectwo.

A co robi Grek w Hamburgu? Żyje bez heroizmu, lecz i bez nadmiernego strachu (bo co tu zmienią emocje?) – raz tragicznie, a raz śmiesznie. Jak to u Fatiha Akina, skądinąd Turka z Hamburga. W świecie tego reżysera nie ma tak naprawdę niczego, co człowieka przerasta. Zarówno w tragicznym Głową w mur, jak i w komedii W lipcu człowiek może dorosnąć do rzeczywistości. I znosi niemal wszystko, co go spotyka. Nawet samobójstwo. Lecz czy świadomość wytrzymałości cechującej gatunek ludzki będzie dla nas pocieszeniem czy źródłem dodatkowej egzystencjalnej rozpaczy – to już bardzo indywidualna sprawa. Ale takie filmy robi Akin.

Fot. Kino ŚwiatW Soul Kitchen jest wszystko – to prawdziwy miks kulturowy. Zinos jest Grekiem, Anna Turczynką, mają swoich krewnych i pobratymców, a reszta to Niemcy. Ale wydaje się, że miejsce, gdzie podaje się jedzenie – nawet jeśli kucharz jest nożownikiem – staje się w jakiś magiczny sposób eksterytorialne. Jest w tym jakaś logika życiowa. Umiejętność odczuwania smaku życia demonstruje się również w tym, co trafia na nasze talerze. A Grek, który zaufał mistrzowi patelni, rezygnując z dotychczasowej bylejakości, trafi ostatecznie na właściwą ścieżkę. Nie tylko w sensie kulinarnym. I błyski widoczne na ekranie będą refleksem światła odbitym w kieliszku z winem. Nie jakimś tam piwem, choć to Niemcy.

A jedzenie naprawdę leczy duszę. Na dobrych rzeczach pozna się niemal każdy, kto dostanie szansę, by ich skosztować. I nie podejdzie do nich jak do jeża. Bo niemal wszyscy możemy zasiąść przy stolikach w jednej restauracji, bylebyśmy mieli otwarte umysły, serca i dusze. Jedzenie ma również duszę, zapewniam. Strach zaś odbiera smak wszystkiemu – nawet sznyclowi.

Soul Kitchen, 2009, Niemcy,
reż. Fatih Akin
obsada: Adam Bousdoukos, Moritz Bleibtreu, Birol Ünel, Anna Bederke, Dorka Gryllus, dystrybucja w Polsce: KinoŚwiat