Cervantes da Saavwedra… y el vino

Na marginesie hiszpańskiej wędrówki

Andaluzja w czas polskiej zimy – to jest to! – kraj słońca, kraj sherry, kraj oliwek – pomyślałem i pojechałem. Z okazji podróży do Hiszpanii postanowiłem sięgnąć po iberyjski epos narodowy – Przemyślnego szlachcica Don Kichote z Manczy. Tam się człowiek napije, nadysze hiszpańszczyzny (jej ducha, rzecz jasna), ale może i słowa o winie skosztuje?

Z taką nadzieją tom po tomie do ręki brałem po wstydliwie długim okresie leżakowania arcydzieła na zakurzonej półce. Możliwe to, żeby owa księga o winie milczała? Niemożliwe – i nie milczy. Ale mówi na ulubiony ten mój temat w sposób osobliwy, nie zawsze oczekiwany.
Spodziewałem się tego, bo sami Hiszpanie winem opętani nie są, traktują je użytkowo i bez nabożeństwa. Równocześnie zaś naznaczeni są niebagatelną domieszką szaleństwa, którą od wieków zadziwiają resztę Europy (dość wspomnieć korridę, flamenco czy wczesne filmy Almodovara). Którędyż – jak nie poprzez setki stronic Don Kichota – wiedzie ścieżka poznania winnego (i nie tylko) aspektu niekonwencjonalnej duszy tego osobliwego narodu?

Pytania zasadnicze…

Fot. Wojciech GogolińskiPowieść Cervantesa wzmiankami o winie upstrzona jest gęsto i nie ma potrzeby cytować ich wszystkich. Są wśród nich drobiazgi i bardziej znamienite fragmenty, wszystkie zaś kreują motyw wina na kształt nieodłącznego kompana rycerskiego i giermkowego trudu. Tak oto bowiem czytając z namaszczeniem Cervantesowe strony, jąłem sobie zadawać pytanie, czy jestem – jako człek winu oddany – bardziej podobny Rycerzowi Smętnego Oblicza, czy rubasznemu, ale przecie mądremu życiowo Sanczo Pansie.
Pierwszemu z nich żaden dyskomfort w wina przyjmowaniu nie przeszkadzał – jako to hełm z opuszczoną przyłbicą, nazbyt starannie umocowany na szyi rycerza. Pił ci on zatem winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) przez słomkę wetkniętą do otworu przyłbicy, co poczytać trzeba zarówno za oznakę zbratania z trunkiem, jak i powinnościami rycerza. Nie ukrywam, że imponuje mi taki wymiar poczucia obowiązku i misji, choć odnajduję w nim także, a może przede wszystkim, ów niebezpieczny rys szaleństwa, który się wyraża w zagubieniu dystansu do siebie i świata.
Kartkując kolejne stronice, coraz mocniej przekonywałem się, że rycerz z Manczy w swoich zwyczajach winnych przekraczał granice oddzielające dostępną zmysłami rzeczywistość od jej zmąconego władzami umysłu obrazu. Mniemając bowiem, że jest poważnie ranny, Don Kichot z wiarą dziecka rzuca się na bukłak kordiału, z którego pociąga długie łyki w nadziei rychłego ozdrowienia.

… i przestrogi

A oto kolejna przestroga – graniczący z magią stosunek do wesołego trunku usuwa przyjemność spożywania i niweczy te realne przecież, błogosławione następstwa mądrej degustacji.
Koronnym – dla smakosza – dowodem obłędu Smętnego Rycerza i zatraty poczucia rzeczywistości jest ów słynny jego atak na bukłaki czerwonego wina, które to zdarzenie ma moc nieledwie przypowieści, na pewno zaś metafory. Kto bowiem nożem we śnie rozpruwa pojemniki na wino i sam się w nim tapla, dowodzi, iż go nie rozpoznaje, więc pić go nie powinien.
Oto zatem koronna nauka – wino jest winem, rozpoznać jego tożsamość, istotę, granice, jego cudowności i uwodzicielską moc – oznacza: cieszyć się nim prawdziwie. Jak choćby Sanczo Pansa, epikurejczyk z ducha i ciała, który całkowicie rozbroił mnie swoją opowieścią o dwóch probiercach wina spierających się na temat smaku pewnego trunku z Manczy.
Finał owej powiastki jest pouczający i na wskroś współczesny – zanurzony w winie maleńki kluczyk na rzemyczku z kordubanu jest dla mnie znakiem, że w winie każdy z nas odnajduje zapach i smak jemu tylko, indywidualnemu smakoszowi bliski i dostępny, różny – choćby o pół nutki – od wrażeń innych kompanów w winie. Stąd już tylko krok do dekonstrukcyjnie postmodernistycznego sądu, że w winie nie tyle odnajdujemy obecne w nim właściwości, ile wręcz wpisujemy je weń, nadajemy mu je w procesie fascynującej interpretacji.
A Hiszpanie? Mimo iż w historii stąpają po niebezpiecznej granicy dzielącej szaleństwo od zdrowego rozsądku, w spożyciu wina poszli drogą Sanczo Pansy. Późnymi wieczorami w gwarnych bodegach, pod girlandami szynek i udźców, zmywają smętki ze swoich oblicz łykami tempranillo i sherry. Pomni nauk Cervantesa zawczasu odpędzają demony Iberii…