Emigranci nad filiżanką

 

Nazywają się Sokrates Café i spotykają z mniejszą lub większą regularnością na filozoficznej kawie. Każdy ma przed sobą filiżankę wypełnioną pytaniami – niektóre czarne i gorzkie, inne słodkiewino o dużej zawartości cukru naturalnego lub dodanego.. lub z mlekiem. Po każdym łyku przychodzi nowa, coraz bardziej błyskotliwa odpowiedź.

 

W książce amerykańskiego autora Christophera Phillipsa Sokrates Café spotykamy grupy ludzi – stale zmieniające swój skład – próbujących odpowiedzieć na pytanie: co to jest przyjaźń, czym jest szczęście? Po kilku łykach kawy pytania stają się coraz bardziej skomplikowane i nabierają wagi; pojawia się także coraz więcej odpowiedzi.
Ile intrygujących i ważnych pytań padło już nad filiżanką kawy? Nikt nie potrafi odpowiedzieć, ale niewątpliwie naczynie z małą czarną je przyciąga. Mówi o tym zarówno historia, jak i współczesność.

Fot. ArchiwumW każdym rogu rogatywka

Gdy zagłębimy się w historię, wielu dowodów dostarczy nam na przykład wiek XIX. Fala emigracji politycznej, jaka przeszła całą Europę, kumulowała się – w zależności kto przed kim uciekał – w Szwajcarii, Francji lub Anglii.
Emigranci, nie mogąc zwoływać publicznych zebrań, przenosili się w miejsca bardziej ustronne. Obok prywatnych domów doskonałymi miejscami do odbywania konspiracyjnych spotkań były kawiarnie ze swoim dyskretnym, przytłumionym światłem. W stolicach europejskich można było znaleźć wiele takich miejsc bądź założonych przez samych emigrantów, bądź takich, które sobie upodobali. Łatwo było wywnioskować – choćby po tym, skąd pochodziła prasa leżąca na kawiarnianych stolikach – jakiej narodowości jest emigrant, założyciel kawiarni.
Fala polskich emigrantów po powstaniu listopadowym była bardzo widoczna w Paryżu, gdzie często można się było natknąć na bywalców kawiarni noszących charakterystyczne czerwone rogatywki. Oto jak wówczas opisywano ich we francuskiej prasie: „(….) i siedzą tak, ich twarze cierpiące, w ferworze. I marzą o wielkich chwilach, jakie mają nadejść, pytając każdego nowo przybyłego zawsze o to samo: czy coś się zdarzyło, czy nadszedł już ten dzień? Ich oczy wtedy jaśnieją, po czym gasną jak ogień bez powietrza”.
Prostym przepisem na założenie kawiarni intelektualnej jest wstawienie tam kilku książek. A najlepiej nie kilku, tylko całej biblioteki, i to w różnych językach. Dodatkowo musimy powiesić na ścianie program wyrafinowanych imprez kulturalnych, zarówno tych, które odbywają się w naszym lokalu, jak i w okolicy.
Kiedy filozoficznie nastrojony kawosz go dostrzeże, na pewno zanotuje wybrane imprezy, a wówczas niewątpliwie zostanie w naszej kawiarni na dłużej, bo będzie mu bardzo dobrze wśród „swoich”, w wygodnym fotelu, jaki może znaleźć tylko u nas.
Jeśli ten optymistyczny plan wypali, ryzykujemy, a w tym wypadku mamy wręcz pewność, że jakiś samotny filozof z gazetą pod pachą będzie przychodzić częściej niż inni. Zajmie swój ulubiony kącik i między lekturą jednego artykułu a drugiego, około jedenastej rano utnie sobie wesołą pogawędkę z barmanem/ką (w tym wypadku ryzykujemy również, że około trzynastej ta pogawędka przeistoczy się w głęboki filozoficzny dyskurs – nie tylko z pracownikami lokalu, ale z innymi filozofami z sąsiedniego stolika, których na pierwszy rzut oka nie rozpoznaliśmy. Następnie o siedemnastej filozof wyjdzie, bo zgłodnieje).
Fot. ArchiwumFilozofia, lament, miłość, przyjaźń, rodzące się nad filiżanką kawy – wywołane oczywiście reakcjami chemicznymi, które podnoszą poziom adrenaliny oraz endorfin (hormony szczęścia) pijącego – czynią z kawiarni miejsce, gdzie nie tylko pije się kawę i je ciastko, ale poznaje ludzi.
Nie znalazłam jak dotąd książki o psychosocjologicznym oddziaływaniu kawiarni na ich gości. Dzieło takie prezentowałoby jednak bez wątpienia inne wnioski niż te, jakie można wysnuć z oddziaływania na klienta na przykład barów mlecznych (gdzie nota bene również można by zacząć podawać dobrą kawę!).