Etykieta z herbem

Etykieta z herbem

 

Jest rok 1820. Niejaki John Walker otwiera sklepik, w którym rozpoczyna sprzedaż własnych whisky. Tymczasem hrabia Alfred Potocki w Łańcucie już od ponad czterech lat z wielkim powodzeniem produkuje znakomite nalewki, destylaty oraz słynne rosolisy.

 

Dzisiaj jesteśmy świadkami ożywienia rodzinnej tradycji w tej dziedzinie – dzięki Janowi Romanowi Potockiemu.

Niestety, historia niejednakowo obeszła się ze wschodem i z zachodem Europy. Pewnie dziś patrzylibyśmy, jak znakomity polski ród magnacki sprzedaje technologom z jakiegoś wielkiego międzynarodowego koncernu receptury i prawa do nazwy, a kontrakt po obu stronach negocjują pazerni nowojorscy prawnicy. Na szczęście – nic z tego. Historia naszych ziem wymusiła inny przebieg wypadków, spowodowany przede wszystkim dramatyczną przerwą na PRL. Ta przerwa w wykonywaniu prawa własności i sprawiedliwego wyrównywania wyrządzonych szkód do dziś nie może znaleźć swojego finału. Nie sprawdzili się nasi politycy. Ale od czego są zapaleńcy?

Destylat genetyczny

Fot. Archiwum PotockiDo takich bez wątpienia należy Jan Roman Potocki, spadkobierca rodzinnej tradycji. Ten trzydziestoletni, urodzony w Szwajcarii bankier pewnego dnia decyduje się odmienić swoje życie. Rzuca pracę w bankowości, postanawia pracować dla siebie, korzystać z okazji i rozwijać własne przedsiębiorstwo. Do końca nie poznamy jego najgłębszych, osobistych motywacji, ale wiemy, że chce przywrócić świetność trunkom firmowanym niegdyś przez gorzelnię Potockich. Wybór pada na czystą wódkę.
Jak się do tego zabrać? Założenia są proste. Z jednej strony, wódka to napój nieco siermiężny. W czasach PRL sprowadzony do pospolitego, marnego jakościowo trunku dla mas. To trzeba zmienić. Z drugiej strony, po przemianach, jakie zaszły w latach dziewięćdziesiątych Polacy coraz częściej sięgają po wódki skandynawskie, gładkie, nudne, ale za to perfekcyjnie oczyszczone. Pragną być Europejczykami także i w tym alkoholowym wymiarze. Czy na tym rynku jest zatem jeszcze jakieś miejsce?
Dziś, z perspektywy pięciu lat możemy śmiało powiedzieć, że tak. Recepta prosta, ale trzeba sporo odwagi, by wejść na tę ścieżkę. Zupełnie jak w analizie strategicznej business planu: szanse – wykorzystywać, mocne strony – wzmacniać, zagrożeń – unikać, słabe strony – poprawiać.

Tradycja i umiejętność

Marka Wódki „Potocki” zbudowana jest dziś na trzech filarach. Pierwszym jest tradycja i historia rodziny oraz jej dorobek w zakresie kontroli procesu destylacji. Wiadomo, że każdy produkt jest postrzegany zupełnie inaczej, jeżeli stoi za nim jakaś szczególna historia warta opowiedzenia. Co więcej, polska wódka ma ciągle naturalnie mocną pozycję w świecie, a paradoksalnie mało kto z producentów chce się do tego marketingowo odnosić.
Wódka Potocki | Fot. ArchiwumDrugi filar to sama wódka i technologia jej wytwarzania. Alkohol jest najwyższej próby, mimo że tylko dwukrotnie przechodzi przez kolumnę do destylacji i w ogóle nie jest filtrowany. Dzięki temu odnajdujemy w tej wódce charakterystyczne, domowe i spiżarniane smaki, bardzo tradycyjne i niezwykle przyjemne dla podniebienia.
Wódkę „Potocki” można pić zarówno na aperitifnapój alkoholowy (rzadziej bezalkoholowy) podawany przed po... (...), jak i do dań lubiących mocny „akompaniament”. Któż z nas nie pomyśli przy niej o korzennym, litewskim śledziu lub o golonce? Wielu osobom wystarcza kieliszek podany do deseru lub po kolacji, na lepszą przemianę materii. No dobrze, brzmi to lekko niestosownie… no więc zostańmy przy niezbyt polskim określeniu digestif.
Trzecim filarem projektu jest bez wątpienia stała i ekskluzywna klientela, która pozostaje wierna tej marce i nadal chce ją pić. Jeżeli bowiem sięgamy po Wódkę „Potocki”, czujemy się jak w paryskim hotelu Ritz albo w londyńskim Dukes Bar, bo takim miejscom dedykowany jest ten produkt.

Sama najlepsza

Znani szefowie barów komponują proste, ale i wyrafinowane napoje mieszane na bazie Wódki „Potocki”. Szef baru w Ritzu, Colin Field, stworzył z żółtej papryki i zielonego tabasco drink „Volante”, którego nazwa nawiązuje do legendarnego kabrioletu firmy Aston Martin. A przecież „Martin” to fonetycznie blisko Martini. Pamiętał o tym Ian Fleming, opisując kolejne przygody Jamesa Bonda, sącząc przy tym w barze hotelu Dukes ulubionego „Vesper Martini”.
Klasyczne dry(ang.) wytrawny.. martini w kilku barach na świecie podawane jest z Wódką „Potocki”, nie z dżinem. Aż szkoda, że przesiadujący w latach dwudziestych w Ritzu Ernest Hemingway nie mógł za życia spróbować tego drinka… Ale może pija go w zaświatach?
W opinii wielu ekspertów wódka „Potocki” najlepiej smakuje jednak w czystej, naturalnej postaci, schłodzona do 8 stopni Celsjusza. Zbyt zimna ukryje przed degustatorem wiele interesujących składników swojego bukietu.
Szczególnie wyjątkowy jest niezwykle długi finisz. Smak, który pozostaje po przełknięciu tego trunku, robi niesamowite wrażenie. To efekt starannej selekcji żyta i bezwzględnej kontroli temperatury podczas destylacji. Dokładnie oczyszczona i filtrowana woda pozwala na uniknięcie niespodzianek. Jak przyznaje Jan Roman Potocki, bywa że w kolejnych latach wódka minimalnie różni się smakiem. Ale można uznać to za dodatkową zaletę tego destylatu. Jest to przecież wyrób naturalny, robiony przez wielkopolskich rzemieślników. Niedaleko jest tutaj winiarskie pojęcie „siedlisko”, czyli terroir.

Elegancja w każdym ziarnie

Najmniejszą jednostką długości w dawnej Polsce było ziarno; osiem ziaren stanowiło palec, czyli cal. Powiedzieć o Wódce „Potocki”, że jest elegancka w każdym calu, to za mało. Każde ziarno daje wrażenie obcowania z czymś niepowtarzalnym – i w sensie samego powiedzenia, i w sensie staranności doboru surowców, i w sensie dbałości nie tylko o smak, ale i wygląd butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr.... Szlachetna, oszczędna w formie koncepcja graficzna z herbem rodu, Pilawą, na etykiecie oraz odlaną w szkle dziewięciopałkową rangową koroną hrabiowską i napisem „Potocki wódka” (nie: „vodka”!), odpowiadają klasie zawartości.
Dzieło Jana Romana Potockiego nie zamierza konkurować z chemicznie perfekcyjnymi mieszankami spirytusu z wodą, choćby nawet wypływała ona spod stóp atrakcyjnego skandynawskiego lodowca. Jest więc produkt oryginalny, doskonałej jakości, na wskroś polski. Czego zatem chcieć więcej? Świat już docenił – pora byśmy docenili także i my.

Etykiety wyrobów dawnej Uprzywilejowanej Krajowej Fabryki Likierów, Rosolisów i Rumu Alfreda Potockiego w Łańcucie - też z herbem Pilawa/Fot. Archiwum