Globalne ocieplanie butelek, czyli czarna wizja przyszłości

Być może wyprzedzam bieg wydarzeń, niemniej na stronach internetowych dwutlenek węgla przyciąga coraz większą uwagę producentów.

Niektórzy już się reklamują, że przy produkcji ich win powstało go najmniej. Jeden z nich (Włoch) rozpoczął nawet reklamę swoich win na modłę „ekologiczną”. Obliczył oto (ciekawe jak?), ile tego gazu powstało w czasie produkcji jednej butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... jego wina, i uznał, że jest to najmniej na świecie. A co więcej, właśnie ten fakt powinien przekonać konsumentów do zakupów jego wyrobów. Idiota? Pewnie tak, ale w sieci jest więcej takich dywagacji.

Ktoś inny, wyraźnie zdrowszy umysłowo, szybko obliczył, że wypijanie butelki wina codziennie w ciągu roku spowoduje dodatkową emisję 25 kilogramów CO2. I porównał to z faktem, że umiarkowana jazda samochodem powoduje pojawienie się w atmosferze pięciu tysięcy kilogramów dwutlenku węgla rocznie.
W 2012 roku Fritz Vahrenholt, chemik, i Sebastian Lüning, geolog, opublikowali słynną książkę Zimne Słońce. Dlaczego katastrofa klimatyczna nie nadchodzi (właśnie ukazała się po polsku nakładem wydawnictwa Aletheia). Profesor Vahrenholt był kiedyś wojującym „ekologiem” wieszczącym, jak jemu podobni, rychłą zagładę świata, jeśli dalej będziemy jeździć samochodami i używać pianek do golenia w aerozolu. Był, póki nie zorientował się, ile bzdurnych i fałszywych danych jest publikowanych przez „naukowców” wieszczących koniec świata, oraz że tylko oni dostają lukratywne granty na badania i są zapraszani na świetnie opłacane międzynarodowe sympozja (bardzo polecam tę lekturę).

Bez wątpienia jesteśmy w fazie ocieplania się klimatu, ale wzrost ilości CO2 w atmosferze spowodowany całą ludzką aktywnością można liczyć w tysięcznych częściach procenta, podczas gdy solidna erupcja wulkanu to już kilka pełnych procent globalnej emisji. Tysiąc lat temu, podczas podobnego ocieplenia, Grenlandia tętniła soczystą zielenią (i to nie z powodu rozwoju motoryzacji czy budowy kombinatu w Magnitogorsku), dziś topnieją tam lodowce, ale ich masa rośnie na Alasce, w Norwegii i Nowej Zelandii, zaś mieszkańcy okolic Nowego Jorku, Skandynawii czy Kanady powinni się bardziej obawiać globalnego oziębienia.

Sinusoidalne zmiany klimatu występują cyklicznie i odbywają się w sposób naturalny, są spowodowane głównie aktywnością słońca. Kiedyś o kataklizmach naturalnych, aktywności wulkanicznej czy huraganach dowiadywaliśmy się z wielotygodniowym opóźnieniem (i to tych największych) – teraz informacje o nich mamy na co dzień w mediach. Dlatego na tak podatny grunt padają alarmistyczne prognozy niektórych „zielonych”.

Jeśli popadniemy w paranoję, niedługo za coś oczywistego przyjmiemy fakt, że wina musujące będziemy nabywać na przedpłaty. Tylko kogo tu oskarżać? Winiarza, który winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) zrobił np. w Katalonii, czy też zbrodniarza, który je otworzył np. w Polsce? Zresztą można sobie wyobrazić, że oplotka na szyjce butelki będzie wówczas zawierała czytnik i dopiero po zeskanowaniu kodu na rachunku opłaty wydrukowanym na ekologicznym papierze, zezwalającym na otwarcie flaszki, będziemy cieszyć się przez chwilę cavą.

A jeśli wino musującewino zawierające dwutlenek węgla.CO2 może znaleźć się ... (...) nie będzie z Unii, tylko przypłynie do nas z Nowego Światapopularne, zbiorcze określenie pozaeuropejskich państw win...? No, nie wiem, ale jest to bezdyskusyjnie gorący temat dla międzynarodowego sympozjum, a co za tym idzie – na pobyt „zielonych” i „naukowców” w pięciogwiazdkowych hotelach i posiłki w najdroższych restauracjach. W takich warunkach zapewne kiedyś ustalą oni, że konsekwencją sylwestra na krakowskim Rynku jest jakiś tajfun na Karaibach.

Gdzieś z rok temu w audycji Antyradia, które bardzo lubię, nadawali program na temat znanych muzyków dotkniętych chorobą narkotykową. Prowadzący wygłosił wtedy lekki, acz tragikomiczny komentarz dotyczący bardzo znanego muzyka, mówiąc, iż w swoim życiu wciągnął on przez nos więcej „śniegu”, niż spadło wówczas na sparaliżowany w tym czasie śnieżycami Nowy Jork. Wydaje mi się, że niektórzy „zieloni” wciągnęli go znacznie więcej. I oby winiarze nie poszli ich śladem!