Kosztowny bakcyl

Tylko wybrańcy znają dokładną lokalizację piwnicy Michela Chasseuila. Wiadomo, że znajduje się ona między Niort i Poitiers w zachodniej Francji. Oczywiście pod ziemią.

Wiedzie do niej kilkoro drzwi, strome schody, wąski, kilkumetrowy korytarz i kuta żelazna furta, za którą – jak wzrokiem sięgnąć – tysiące drewnianych skrzynek. A zejściu doń towarzyszy rytualna, quasi-religijna, oprawa.

– Nie znam wartości mojej piwnicy – z rozbrajającą szczerością mówi Michel Chasseuil, były inżynier lotnictwa, który w 1990 roku odszedł z Dassault i całkowicie poświęcił się nowej pasji, która stała się dla niego religią par excellence. Michel kolekcjonuje unikatowe wina i rzadkie alkohole z całego świata. Jego piwnica uznawana jest za najpiękniejszą i największą prywatną kolekcję na świecie. Zważywszy na to, że liczy ponad 37 tysięcy butelek, z których wartość niejednej sięga kilkudziesięciu tysięcy euro, za szaleństwo poczytuje się jej właścicielowi, iż dotąd nie korzysta z osobistej ochrony.
Ci, którzy z Chasseuilem mieli do czynienia, twierdzą, że to człowiek niezwykle skromny i dyskretny. Sam o sobie mówi, że nie jest majętny, a kolekcja do niego nie należy. – Zajmuję się nią jak kustosz zbiorami Luwru, nie zamierzam tych win sprzedawać ani konsumować – tłumaczy. – Zdecydowałem, że staną się światowym dziedzictwem ludzkości – dodaje z uśmiechem.

Kalejdoskop rarytasów

Fot. Archiwum Michela ChasseuilaCzego tu nie ma! Kolekcja Romanée-Conticzerwone wino francuskie AOC z Burgundii, produkowane wyłą..., wszystkie roczniki od 1904 roku, kolekcja Pétrus, od roku 1945, całe d’Yquem i Clos de Vougeot, w tym wyjątkowe butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... z roku komety – 1811. Kolekcje rzadkich lub nieistniejących już crus(fr.) zbiór, obszar uprawy, parcela, działka.Przeważnie n.... Takie rarytasy jak węgierski Royal Tokay Essencia 1901 z herbem Habsburgów, do których butelkatyp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... należała. Château Gruaud-Larose 1865 z zatopionego w 1872 roku w wodach Morza Południowochińskiego okrętu Maria-Teresa. I podobno jedyny znany dziś egzemplarz portugalskiego Quinta do Noval rocznik 1931.
Kolekcja ma swój początek w latach 60. Butelki, które Chasseuil kupował wówczas na aukcjach i u producentów za grosze, tak dalece zyskały na wartości, że niejeden stary wyjadacz zapewne rwie sobie teraz włosy z głowy, żałując niewykorzystanych okazji. Choć Chasseuil siedzi na górze pieniędzy, jego zbiory stanowią dla niego przede wszystkim wartość sentymentalną. – W 1985 roku na aukcji w Wersalu kupiłem dwie butelki Syracuse 1850, płacąc za obydwie trzy tysiące franków – opowiada. – Wartość każdej z nich szacowana jest obecnie na 30 tysięcy euro, ale ja nie pozbyłbym się ich nawet za trzykrotność tej ceny! – zapewnia.
Chasseuil nie należy jednak do kolekcjonerów, którzy posiadają – dla samego posiadania. W latach 1960–90, tam gdzie okoliczności na to pozwalały, kupował zawsze po dwie butelki każdego wina: jedną z myślą o konsumpcji. O tym, jak postrzegał zawartość niektórych z nich oraz anegdoty związane z tym, w jaki sposób zdobywał swe cenne trofea, można przeczytać w albumie 100 niezwykłych butelek, który wydał w 2010 roku.

Francuskie dziedzictwo

– Szukam wina absolutnie doskonałego. Piłem kilka takich, które zbliżały się do ideału – wyznaje z rozbrajającą szczerością François Adouze, emerytowany przedsiębiorca, sybaryta, smakosz, pasjonat historii wina, kolejny spośród znamienitych kolekcjonerów. Jego podniebienie ktoś nazwał żartobliwie „dziedzictwem narodowym Francji”. Jego zbiór liczy ponad 40 tysięcy butelek, w tym ponad 10 tysięcy sprzed 1960 roku. Kolekcjoner wyznaje zasadę, że winem należy się cieszyć i dzielić. Swe drogocenne nabytki chroni więc przed światem tylko do momentu pojawienia się stosownej okazji do ich otwarcia.
Adouze zasłynął jako twórca Akademii Starych Win i organizator prestiżowych Wine Dinners – obiadów wydawanych w restauracjach gastronomicznych dla wąskiego grona amatorów, podczas których zaproszeni goście raczą się zawartością znakomitych butelek. – Otwierając je, daruję im prawdziwe życie – zdradza swą filozofię Adouze. – Nie pozostają uśpione w piwnicy, bo stworzone są do tego, by zostały wypite. Wszystkie butelki z mojej piwnicy przeznaczone są do konsumpcji – konkluduje.

Co to za klan?

By udowodnić, jak bardzo kosztownym hobby jest kolekcjonowanie win, wystarczy wspomnieć, że pod koniec lipca 2011 roku butelka Château d’Yquem rocznik 1811 poszła pod młotek na aukcji w londyńskim hotelu Ritz za sumę 85 tysięcy euro. Jednak prawdopodobnie najdroższą w historii butelką był 6-litrowy Imperial Bordeaux Cheval Blanc z 1947 roku, wylicytowany w listopadzie 2010 roku na aukcji w Genewie za sumę 223967 euro!
Fot. Archiwum François AudouzeKim są zatem kolekcjonerzy win? Czym tłumaczyć ową determinację, gotowość do walki o coś w istocie tak ulotnego, jak kilka kieliszków płynu i zapłaty zań ceny zupełnie oderwanej od rzeczywistości? To zapaleńcy, szaleńcy, marzyciele czy dysponujący wystarczającymi środkami strażnicy dobra wspólnego? A może snobi i hedoniści?
Blogujący miłośnik wina Jacques Berthomeau pisze na swej stronie: „Gdy na kanale informacyjnym zobaczyłem jegomościa, który oświadczył, że ma zamiar przepuścić pokaźną sumkę na zakup butelki Château d’Yquem (…), mającej wzbogacić jego kolekcję, której to butelki, rzecz jasna, nigdy nie otworzy, ogarnęła mnie awersja podobna do tej, którą odczuwam przy okazji aukcji obrazów Van Gogha, które lądują w sekretnych sejfach egzotycznych rajów podatkowych. Dla mnie obraz istnieje po to, by go oglądać. Na ścianie prywatnej lub publicznej – to bez znaczenia. Zamknięcie go oznacza jego śmierć. Potwarz dla artysty. To nieprzyzwoite. Co do naszych drogocennych butelek, jakkolwiek prestiżowe one są, istnieją po to, by je wypić, by czerpać z nich przyjemność, szczęście i radość ze wspólnego ich smakowania”.
Kolekcjonerów dla kolekcjonowania Berthomeau nazywa frajerami, którym należałoby tworzyć limitowane serie placebo, by w ten sposób chronić przed nimi prawdziwe trunki. Właściciel deuxième grand cru(fr.) zbiór, obszar uprawy, parcela, działka.Przeważnie n... classé Château Léoville-Barton, Anthony Barton, podczas oglądania jednej z takich zamkniętych kolekcji, radził właścicielowi: – Sugeruję, aby zainwestował pan jeszcze w korkociąg.

W szaleństwie jest metoda

A może jednak w tym szaleństwie jest metoda i wyśmiewani ciułacze rzadkich butelek nie do końca się mylą, odmawiając wyjęcia korka z wyjątkowo starych egzemplarzy? Christian Millau, dziennikarz, pisarz, krytyk kulinarny, współzałożyciel prestiżowego przewodnika gastronomicznego Gault et Millau, w swej Powiastce o winie przywołuje degustację, w której uczestniczył na zaproszenie barona Élie de Rothschild. Rzecz dotyczyła butelki Château Lafite rocznik 1797. Jej otwarcie uwolniło złożony aromat należny temu szacownemu trunkowi, ale już dalszy etap degustacji przyniósł wielkie rozczarowanie. „Różowa woda” – gorzko skwitował baron. Kto wie, ile innych rocznikowych butelek zakończyło swój (zbyt) długi żywot w zlewie. I co by było, gdyby nieco przewietrzyć te wszystkie „martwe kolekcje”? Jaka część z nich byłaby warta swej ceny lub choćby po prostu pijalna?
Fot. Archiwum François AudouzeZdobycie rzadkiej butelki, to często kwestia nie tyle pieniędzy, ile jej dostępności, a raczej niedostępności. Najbardziej prestiżowe domaines zajmują niewielkie powierzchnie. Romanée-Conti na przykład z 1,8 hektara parceli produkuje jedynie od czterech do sześciu tysięcy butelek, w zależności od rocznika. Niektóre wina wytwarza się jedynie ze specjalnie wyselekcjonowanych owoców.
Egon Müller swego słynnego rieslinga Trockenbeerenauslese produkuje w ilości 30 butelek o pojemności 37 centylitrów, co dwa lub trzy lata, a owoce do jego produkcji zrywa podobno własnoręcznie pincetą z wybranych krzewów.
Producenci najznamienitszych butelek coraz niechętniej pozbywają się unikatów albo, w obawie przed efekciarskimi zakusami nuworyszów, którzy nie będą umieli docenić ich kunsztu, rezerwują je wyłącznie dla uznanych koneserów. Nabywanie ich w drodze aukcji, organizowanych nawet przez najbardziej prestiżowe domy aukcyjne lub wymiana, obarczone są dużym ryzykiem. Świat kolekcjonerów jest w zasadzie niewielki, środowisko hermetyczne. A jednak udaje się do niego przedostać hochsztaplerom.

Fałszywy Jefferson

W latach 80. głośna była historia niejakiego Hardy’ego Rodenstocka, który pojawił się wśród poważnych amatorów wina nagle i nie wiadomo skąd. Wiarygodność zdobył organizowaniem wybornych degustacji oraz przyjaźnią z Michaelem Broadbentem, szefem działu win domu aukcyjnego Christie’s. Niechlubnie zasłynął przede wszystkim z wystawionej na aukcji butelki Château Lafite, z wygrawerowanymi na szkle inicjałami Thomasa Jeffersona.
Jak pisze cytowany wyżej Christian Millau, który w degustacjach Rodenstocka brał udział, butelka sprzedana w ciągu 90 sekund za sumę 105 tysięcy funtów szterlingów, amerykańskiemu miliarderowi Forbesowi, była najwyżej wylicytowanym winem w historii. Miała pochodzić z XVIII-wiecznych zapasów odkrytych w trakcie wyburzania ściany leciwej piwnicy, podczas remontu prywatnej rezydencji. Zawartość piwniczki miała należeć do Thomasa Jeffersona, w owej epoce ambasadora Stanów Zjednoczonych w Paryżu, znakomitego enofila. Tyle tylko że – jak się potem okazało – w archiwach Fundacji Thomasa Jeffersona w Monticello żadnej wzmianki o tym, iż owe butelki kiedykolwiek do Jeffersona należały, nie było.
W całej tej aferze wokół win Rodenstocka straty liczono nie tylko w funtach, ale i w uszczerbku na autorytecie. Trudno wyrokować, czy to był przełom. Pewne jest, że pozostał niesmak i podejrzliwość. Ambitni kolekcjonerzy zaczęli uważniej przyglądać się licytowanym butelkom lub wręcz unikać aukcji, kierując swe zakusy ku mniej znanym, dyskretnym miejscom. Na przykład carskim piwnicom Mikołaja II na Krymie. Ale to już zupełnie inna historia, o której pisaliśmy…