Ludzie nie lubią abstrakcji

Zapraszamy do przeczytania ekskluzywnego wywiadu z Davidem Lynchem.

To moja wizytówka.

Świetnie. Mam cały pokój z wizytówkami. (śmiech)

Ale wcale nie musisz brać jej ze sobą!

Nie, nie. Chcę!

Czy opinia o Twoich szczególnych związkach z czerwonym winem jest prawdziwa?

Tak, to prawda. Ale nie jestem ekspertem – ja po prostu uwielbiam winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) czerwone i bardzo cenię dobre wina.

Czym jest dla Ciebie dobre wino? Kiedy wypiłeś najbardziej niezapomnianą butelkę w swoim życiu?

Wiesz, jest bardzo wiele win, których nie da się zapomnieć. Ale pozwól, że opowiem ci pewną historię. To zdarzyło się jednej nocy, gdy zatrzymaliśmy się w półgwiazdkowym motelu w Pocahontas w Iowa. Wyobraź sobie: pełno much. Wchodzisz do pokoju bardzo szybko, żeby nie zdążyły wlecieć do środka. Brudno, wstrętnie. Tego wieczoru dostaję paczkę od mojego agenta z Los Angeles. Okazało się, że wysłał mi kilka butelek dobrego wina.

Na Twoją  prośbę czy to był jego pomysł?

Jego. A jednym z win było Château Latour…

To miło…

Miło… Tego wieczoru wspólnie – był tam też mój przyjaciel Jack oraz Sissy Spacek, z którą kręciliśmy film – otworzyliśmy tę butelkę. I znaleźliśmy się w niebie. To było niesamowite. Ta względność: Pocahontas i Latour – w tym samym miejscu i czasie. Wspominam to co jakiś czas.

Tak, wspomnienia są względne i pozostają. Ale czy to było najlepsze wino?

Nie, ale było niezapomniane. Podobnie wspominam wino o moim imieniu: Château Lynch-Bages. (śmiech) Szczególnie że ktoś mi powiedział, iż znajduje się w czołówce pięćdziesięciu najlepszych win świata. Czasem ktoś daje mi butelkę Lynch-Bages – i jest rzeczywiście bardzo, bardzo dobre. To też Bordeaux, bardzo blisko Latour. Ale różnica jest wyczuwalna. Jak wiele zależy od nachylenia stoku, kąta, pod jakim pada światło, działki. Wszystko ma znaczenie. Niektóre wina są wspaniałe – a inne nie. Ja uwielbiam Bordeaux.

A którą jego część szczególnie?

Nie wiem o nim aż tak wiele. Po prostu Latour i Lynch-Bages.

Słyszałam, że wczoraj do kolacji piłeś wino włoskie? Jak je oceniasz w swojej skali?

Włochy też są dla mnie dobre i trochę o nich wiem. Wiesz, wiele pracuję z Dino De Laurentiisem. I wypiłem wiele włoskich win.

Z nim czy z jego powodu? (śmiech)

Z jego powodu.

Rozmawiałam kiedyś z winiarzem, który był fanem kina. Chciał, by jego wina porównywać do filmów. Bo każda butelkatyp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr..., podobnie jak każdy obraz kinowy, opowiada inną historię. Co Ty na to?

To ma sens. Wszystkie uczucia, które łączą się z winem, są interesujące. To nie jest to samo co coca-cola, gdzie bąbelki są zawsze podobne do siebie. Butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... coca-coli są zawsze takie same, a każda butelka wina różni się od innej. Jest w tym coś magicznego. I możesz zachować tylko te dobre wspomnienia.

Ale dla wielu ludzi jest ważne, żeby wszystko było takie samo, bezpieczne. Jak z butelką coca-coli właśnie. I jak w klasycznym filmie hollywoodzkim. Nieważne, jaką historię opowiada, ale by była to wciąż ta sama historia: on spotyka ją, ona spotyka jego – i tak dalej…

Ale to zawsze są wariacje na temat. Nawet w typowych filmach z Hollywood. Podobnie jak w pozornie podobnych do siebie winach.

Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, by sportretować w swoim filmie wino jako pełnoprawnego bohatera? Lub jako ważny element fabuły?

Jeszcze nie.

Wróćmy do win: co sądzisz o Ameryce w tym kontekście?

Jestem z Kalifornii.

A to oznacza?…

Bardzo wiele winnic i winiarzy. Niektóre wina wygrywały z winami francuskimi. Ja szczególnie lubię wina Francisa Forda Coppoli. Są bardzo dobre i to nie dlatego, że robi je Coppola. (śmiech) Po prostu smakują mi. Lecz, choć nie wiem dlaczego, i tak największą radość sprawiają mi wina z Bordeaux. Czynią mnie szczęśliwym.

Które odmiany lubisz najbardziej?

Nie umiem powiedzieć, mało wiem na ten temat.

Ale czerwone z pewnością?

Mel Brooks powiedział kiedyś: „Białe wino jest trucizną, czerwone – pokarmem”. (śmiech) Zgadzam się z tym całkowicie. I kocham osad w winie czerwonym. Uwielbiam go zjadać. Większość ludzi zostawia go na dnie butelki – ja nie. Wino rodzi się z ziemi, słońca. Ja kocham wina ziemiste. Nie lubię win pachnących owocami. Żadne beaujolais. Tylko Bordeaux!

Czytelny wybór. Ale, porządkując informacje o Tobie, uderzyła mnie jedna rzecz: jak ważna jest dla ciebie tajemnica…

Oczywiście. To najważniejsze dla istot ludzkich.

Co to dokładnie znaczy dla ciebie?

Ludzie są jak detektywi. Rozglądamy się i spodziewamy różnych rzeczy. To dotyczy naukowców, tych, którzy siedzą w fotelu i rozmyślają, i tych, którzy rozmyślają przed zaśnięciem. Czujemy, że otacza nas tajemnica.

To bardzo idealistyczny obraz ludzkości.

Nie sądzę. Choć oczywiście niektórzy myślą więcej niż inni. Każdy jednak szuka odpowiedzi, niektórzy nawet spodziewają się znaleźć ją w snach. To ciągłe stawianie pytań jest jak podróż z bardzo dobrym zakończeniem. Ja w to wierzę.

A w kontekście winnym: jak opisać butelkę wina pod kątem zawartej w niej tajemnicy?

Każde otwarcie wina jest tajemnicą. Spodziewamy się, co może być wewnątrz. Jak wczoraj, podczas obiadu z winem włoskim.

Czasem trudno powiedzieć, co jest ważniejsze – dobre wino czy dobrzy przyjaciele, z którymi je pijemy. Czy może pamiętasz taką szczególną sytuację, w której wino stało się bohaterem bardziej niezwykłym, niż wydawało się na pierwszy rzut oka?

Razem z Dino De Laurentiisem, producentem Duny, i jego córką Raffaellą byliśmy w Paryżu. Lecieliśmy do Londynu. Raffaella w sklepie bezcłowym zobaczyła skrzynkę z winami. To było wiele lat temu. Krzyknęła: „Spójrz, David, to wino nazywa się tak jak Ty!”. To było Lynch-Badges. Kupiła je i pojechaliśmy do Londynu. Taksówkarz wiozący nas z lotniska spakował skrzynkę i zapomniałem ją zabrać z samochodu. Później taksówkarz zwrócił wino do hotelu, bo to było wino pana Lyncha… (śmiech) I poleciało ze mną do Los Angeles. Wypiliśmy je do obiadu. Było naprawdę niesamowite! Doskonałe! Później opowiadałem tę historię w restauracji w Mexico City, może trochę za głośno. Wówczas mężczyzna siedzący obok krzyknął: „Lynch-Badges to jedno z pięćdziesięciu najlepszych win świata!”. Dlatego to wiem. Wina mają swoje niezwykłe historie.

Mój przyjaciel prosił mnie, bym, korzystając z okazji, spytała, o co naprawdę chodzi w Mulholland Drive.

O co chodzi? Wszystko, co chciałem powiedzieć, jest w filmie. Jeśli nie zrozumiał, niech go obejrzy jeszcze raz. Czasem ktoś mi mówi: „Widziałem ten film sześć razy – i dalej go nie rozumiem”. Radzę wtedy, żeby obejrzał go siódmy raz. Ludzie w większości wolą filmy bardziej oczywiste. Nie lubią abstrakcji i chcą zrozumieć każdy pojedynczy moment. Ale reszta widzów kocha niedomówienia i marzenia senne. To zależy również od chwili i człowieka.

Pamiętam, gdy na Camerimage pokazano Straight Story. Część widowni była oburzona: „To nie film Lyncha”. A reszta wpadła w zachwyt.

Właśnie.

Dlaczego przyjeżdżasz do Polski?

Przez Camerimage. Poznałem tu przyjaciół w 2000 roku. Potem oni przyjechali do mnie, do Los Angeles. Bardzo ich polubiłem. A w Łodzi znalazłem cudowne fabryki. Dla mnie, jako fotografa, to bardzo ważne. Z tym też wiąże się jeszcze jedna historia. Zimą, nocą, w jednej z takich fabryk fotografowałem nagą kobietę. Nie całą noc… Gdy spytałem, czy mogę mieć taką modelkę również w ciągu dnia, przyjaciele powiedzieli: „Żaden problem”. To była wielka rzecz. Potem fotografowałem coraz więcej łódzkich fabryk. Łódź najpiękniejsza jest zimą. Uwielbiam nastrój tego miasta, ludzi na ulicach. Nie lubię za to lata.

Ja jestem z Krakowa. Mamy tam podobną dzielnicę – Nową Hutę. Musisz ją odwiedzić, jest cudownie industrialna.

Nigdy nie byłem w Krakowie, ale to brzmi bardzo ciekawie.

To kiedy? Następnym razem?

Następna wizyta – na pewno!

Na pewno?

No, prawie na pewno… (śmiech)

Wracając do wina: często je pijesz?

W zasadzie codziennie.

Jedną, dwie butelki?

Nie, nie dwie. (śmiech)

Ale dzień jest długi – do śniadania, lunchu…

Ja lubię pić czerwone wino wieczorami. Usypia mnie. W ciągu dnia pracuję, a zaczynam już rano. Wino piję natomiast zazwyczaj do jedzenia.

Wiesz, ludzie mówią, że papierosy i wino to nie jest dobre towarzystwo.

Niedobre? To niebiańskie małżeństwo.

Na moje pytanie, dlaczego tak wielu austriackich winiarzy pali, jeden z nich odpowiedział: „Bo winiarze prawdziwie kochają życie!”. (śmiech) Życie bez nałogów pozbawia je smaku.

Właśnie!

To kiedy wypiłeś swoje pierwsze wino?

Pierwszego nie pamiętam, ale pamiętam pierwszy niezapomniany kontakt z winem. Co tydzień chodziłem do chińskiej restauracji w Londynie. I tam podano wino…

Chyba nie chińskie?!

Nie, to było Châteauneufdu-Pape. (śmiech) Do chińskiej potrawy. I to wino uczyniło mnie szczęśliwym.

Jakie było danie?

Pieczona kaczka z nadzieniem. Niebiański smak. Dla mnie było to cudowne połączenie. Często najważniejsze jest jednak połączenie dobrego wina z dobrym miejscem i przyjaciółmi. Trzeba dzielić się smakiem, wrażeniami, razem je porównywać.

Czasem, gdy piję bardzo dobre wino, zadaję sobie pytanie: gdzie są moi przyjaciele?

Racja.

Ale nigdy białe?

Mam jeszcze jedną historię. Kiedyś w Nowym Jorku szedłem wieczorem przez Central Park. Bardzo wiele dbających o zdrowie i kondycję ludzi spędzało tam czas – spacerowali, ćwiczyli, siedzieli. Ja szedłem na spotkanie z moim operatorem, do mieszkania położonego niedaleko. I tam właśnie, tego wieczoru, piliśmy białe wino z lodem, mając Central Park u naszych stóp. Zimne, dobre, niezapomniane.

Jakie miasto w Polsce chciałbyś jeszcze odwiedzić?

Pojadę tam, gdzie mnie zabiorą. Ale zakochałem się w Łodzi.

[W patio zbierał się coraz większy tłum dziennikarzy oczekujących na konferencję prasową. David Lynch spojrzał na nich z niekłamanym zdumieniem.]

Trudne jest życie sławnego człowieka…

Niewyobrażalnie…

 

Rozmowa odbyła się dzięki pomocy i uprzejmości pana Marka Żebrowskiego.

 

David Lynch. Amerykański reżyser, do którego chyba najlepiej pasują określenia „kultowy” i „artystyczny”. Twórca serialu Miasteczko Twin Peaks i filmów: Człowiek słoń, Blue Velvet, Dzikość serca, Prosta historia, Mulholland Drive. Od kilku lat związany z Łodzią – tam powstała jedna z jego ostatnich produkcji – Inland Empire. Historie przez niego opowiadane często dotyczą małych miasteczek, bo każde miejsce ma swoją legendę. Są surrealistyczne, niepokojące i dla wielu niezrozumiałe. O życiu, filmach, Polsce i winie rozmawiamy w Katowicach, kilka godzin przed otwarciem wystawy jego litografii i fotografii w Galerii Rondo Sztuki.