Magia wierzeń nie-ludowych

 

Są tacy, co wierzą, że istnieją „prawdziwi mężczyźni”.

 

Być może, ale co to jest? Czy ktoś widział okapi albo jednorożca? Choć pomiędzy tym ostatnim a „prawdziwym mężczyzną” w wierzeniach zachodzi pewna analogia. Jest on jak sproszkowany róg zwierzęcia, antidotum na zło i zgniliznę tego świata. „Prawdziwy” samą swoją obecnością tak przywraca ład moralny – jak proszek odsuwa ryzyko otrucia.

Wystarczy tylko mieć najlepiej taką parę zaradczą przy sobie – a uda się zachować życie zarówno fizyczne jak i duchowe. Ciekawe jest, że mniejszą się przykłada ostatnio wagę do silnego ramienia i trwania przy kobiecie mimo niepewności losu, do kręgosłupa moralnego „prawdziwego mężczyzny”. Duch widać dzisiaj bardziej potrzebuje salwatora niż ciało, któremu – ewentualnie – ten jedyny i prawdziwy pomógłby nieść siatki.

Lecz, co niezmienne – „mężczyzna prawdziwy” nie prezentuje żadnych odchyleń od normy, ze szczególnym naciskiem na prawomyślny profil seksualnych upodobań.
Funkcja „służenia radą” jest jedną z jego podstawowych opcji. Przy czym słusznym słowem wspiera głównie innych zbłąkanych, nie do końca prawdziwych, mężczyzn.

A ja mam jedną wątpliwość – czy taki „prawdziwy” jest w stanie otworzyć winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...)? I nie chodzi o siłę mięśni czy też zręczność, ale o postawę moralną. Bo w winie kryje się (mimo wszystko) potencjalne źródło upadku. I – wcale nie symboliczny – nieład.
Więc skoro „prawdziwy” jest rzeczywiście prawdziwy – to nie powinien tykać się żadnej flaszki.
Pytam więc na koniec: jaki z niego (jeśli istnieje) pożytek?

I już całkiem na finał – wygląd i profesja w jego przypadku ma chyba mniejsze znaczenie, ale z drugiej strony… Czy powinien być wojskowym z medalem honoru na piersiach, jak admirał Frank Fletcher? Czy też cechować powinno go męstwo w stylu Siedzącego Byka? Czy może jak Chopin – mężnie oddać się sztuce?
Czy co?…

Marta Śmietana