Nowe życie w Kalabrii bez kota i konta w ZUS

Starsi Panowie Dwaj, niepowtarzalny duet Przybora – Wasowski, miał w repertuarze kilka piosenek poświęconych radościom dojrzałego wieku – choćby „programowy” przebój, w którym „choć szron na głowie i nie to zdrowie, to w sercu ciągle maj”. Wiele bowiem poczucia humoru i umajonego serca trzeba, by być szczęśliwym emerytem w Polsce.

Kiedy więc czytałam Skrobiąc czubek włoskiego buta, czyli biograficzną opowieść o przeprowadzce małżeństwa świeżo upieczonych emerytów z chłodnej Anglli do gorącej Kalabrii, nie mogłam pozbyć się poczucia nieadekwatności i obcowania z prozą science fiction raczej, niż reporterskim zapisem przygód. Porzućmy jednak podnoszące ciśnienie porównania i skupmy się na opisie otwierania nowego rozdziału w życiu – zaskakującym, muszę przyznać.

Zaskoczenie numer jeden zaważyło niestety na mojej percepcji całej książki. Był to pozbawiony emocji opis przekazywania zwierząt domowych w ręce znajomych i mniej znajomych osób. Kiedy chodziło tylko o rybki i kury, radziłam sobie jako tako, kiedy jednak przyszła kolej na starego kota, członka rodziny, towarzysza tak wielu lat – zamarłam. Sprawa została przed wyjazdem do Włoch rozwiązana bez łez i rozdzierania szat dzięki uprzejmości dalekiej znajomej, która kota przygarnęła… Ponieważ wydarzyło się to na początku opowieści, stanęłam wobec niewygody faktu nielubienia głównych bohaterów już do końca, mimo, że w dalszym jej toku dawali wiele dowodów na to, iż nie są pozbawionymi uczuć potworami. Porzućmy i ten emocjonalny trop i wróćmy na drogę obiektywnej oceny faktów.

Jeśli kogoś interesują perypetie pakowania i przewożenia dobytku całego życia, wynajmowania kolejnych domów, urzędniczych komplikacji przy rejestracji samochodu czy stałego pobytu w kraju UE, remontów i całego tego zamieszania, jakie musi z natury rzeczy towarzyszyć wywracaniu życia do góry nogami – świetnie trafił. Z pełną odpowiedzialnością mogę polecić Skrobiąc czubek włoskiego buta jako doskonały poradnik, niezbędnik wręcz dla innych par, które zdecydują się na podobny krok. Czy akurat znajdą się tacy w Polsce – N I E  W I E M, R A C Z E J  W Ą T P I Ę. O ile angielska emerytura wystarcza na wygodne życie we Włoszech, to jej polski odpowiednik raczej w tej sytuacji… hm, onieśmiela.

Uwolnijmy się jednak kolejny raz od niepotrzebnych uprzedzeń i podkreślmy to, co w tej lekturze najprzyjemniejsze: opis mieszkańców miasteczka, ich zwykłego życia, przywar i zalet, typowego włoskiego rozgardiaszu i umiłowania życia. Autor uczciwie, z właściwym sobie chłodnym (brr) dystansem rozprawia się z mitami na temat mieszkańców włoskiego południa, którzy zły PR zawdzięczają nie tylko rodakom z Północy, ale i czarnej sławie mafii. W opowieści Allsopa Niall mafii nie ma, są za to liczne dowody przyjaźni, rodzinne więzi i nie groźne waśnie, cudowne jedzenie i wina, słońce, zabytki i morze czyli to wszystko, za co kochamy Włochy. My – przyszli i obecni emeryci z dalekiej północy.

I choć niekoniecznie musimy na stare lata wygrzewać kości w słońcu Kalabrii czy Kampanii, możemy przecież  pomarzyć lub bezkarnie rozważyć, co by było, gdyby…

PS: A o losach porzuconego w Anglii kota autor nie zająknął się do końca…

Skrobiąc czubek włoskiego buta
Allsop Niall
Wydawnictwo Feeria
Wydanie I, Łódź 2013
Cena: 39,00 zł