W eterze i na morzu

Rozmowa z Kubą Strzyczkowskim, dziennikarzem radiowej „Trójki”.

Szymon St. Kamiński: Czy pamiętasz pierwsze winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) w swoim życiu?
Kuba Strzyczkowski: Rumuńskie. Powiem więcej – byłem tam i piłem je jeszcze jako dziecko, na wakacjach spędzanych z rodzicami. W hotelu przy posiłkach wina nie brakowało. Oczywiście było łagodne, białe. No więc pozwalano mi pić takie wino zmieszane z wodą.

Ile lat miało dziecko?
Wstyd się przyznać, bo w tym wieku dzieci nie powinny jeszcze pić wina. Miałem jakieś 14 lat.

Może już powinny. Twoja mama jest przecież pediatrą… Że zamiłowanie do wina zostało zaszczepione, to wiem. Ale czy masz z tamtego czasu jakieś szczególne wspomnienia?
Do dziś pamiętam zwiedzanie winiarni. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie! Mam w pamięci piękny, smukły kształt butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... i maleńką szklaneczkę z nadrukowanym logo producenta.

Kiedy najchętniej pijesz wino?
(śmiech) Przyznam, że nie ma złej pory na wino…Wszystko zależy od sprzyjających okoliczności. Jestem żeglarzem, więc zdarza mi się pić wino nawet na śniadanie. Oczywiście tylko na urlopie. Gdy pływamy z kolegami po Morzu Śródziemnym, mniej więcej koło jedenastej na stół w kokpicie naszej pięknej łódki wjeżdża sałata w sosie vinaigrette albo w jogurtowym, do tego ciepła bagietka, jakieś przekąski, mozarella z pomidorami. No i wino.

Co to za wino?
Przypominam – jest lato, jesteśmy w bardzo ciepłym klimacie, a więc to dobra pora na białe, mocno schłodzone, może być musujące. A więc wszelkiego rodzaju spumante, frizzante(wł.) wino perliste.., crémant(fr.) kremowy.Typ wysokiej jakości delikatnych win musując... (...), vinho verde czy cavahiszpańskie białe lub różowe wino musujące klasy DO pro... (...). Zależy głównie od tego, u wybrzeży jakiego kraju akurat się znajdujemy. To są wina lekkie, takie niezobowiązujące, ale sympatycznie nam towarzyszą.

Należy jeszcze dołożyć szczyptę słońca, dobre towarzystwo i widoki, które roztaczają się dookoła otwieranej butelki. Wino wtedy ma zupełnie inny, dużo lepszy smak.

Może to dziwne, ale nie przyszło mi nigdy przez myśl, by do takiego późnego śniadania otworzyć wino czerwone.

Niezależnie od tego, co będzie na posiłek?
Jako że jestem cookiem, to znaczy gotuję dla całej załogi, to mogę decydować o doborze potraw. Poza tym nikt w samo południe nie będzie jadł pieczystego albo fantastycznej, kruchej jagnięciny…

Dopóki ja z wami nie popłynę…
(śmiech) No to zapraszamy cię w kolejny rejs i pewnie zmienimy nasz „porządek obrad”. Nie unikamy oczywiście win czerwonych, poważniejszych, bardziej ekstraktywnych, ale raczej nie otwieramy ich o tak wczesnej porze.

A jakieś oryginalne, a może dziwne połączenie dania i wina?
Spodziewasz się pewnie jakiegoś odkrycia w rodzaju: lekko podsmażana dżdżownica popijana kanadyjskim merlotem. Otóż nie! Chciałem powiedzieć o tym, że tak naprawdę oryginalny smak, zaskakujący i harmonijnie łączący się z daniem osiąga się często w zwykłej, domowej produkcji. Mam tu na myśli Portugalię, a więc znów pojawia się genius loci. Mała miejscowa gospoda. W powietrzu miliony much, z wiszących u sufitu szynek kapie mi tłuszcz na koszulę. Do tego kompletnie pijany gospodarz, nie mówiący w żadnym języku oprócz portugalskiego.

Dogadywaliśmy się na migi, na szczęście jego córka znała trochę angielski. Okazaliśmy się chyba dosyć dobrymi klientami, bo gospodarz i jednocześnie właściciel winiarni, zaoferował nam wino domowe, to, które praktycznie pija tylko on sam. Spróbowaliśmy i przeszło nasze najśmielsze oczekiwania! A szczególnie w zestawieniu z pachnącą jagnięciną, delikatnie przyprawioną miętą i sokiem z cytryny. Pamiętam to połączenie do dziś.

Jakiej okazji nie wyobrażasz sobie bez wina?
Hm… ciężko powiedzieć, skoro wino jest moim podstawowym trunkiem… Nie muszę mieć okazji, by skosztować wina. Okazją jest po prostu dobry dzień, to, że coś mi się udało, albo gdy cieszę się z czegoś, co mnie czeka, pojawia się jakaś miła perspektywa.

Czyli zawsze pozytywny kontekst. Miłe sprawy. Sukcesy?
Tak, oczywiście. Wino kojarzy się z radością i tej radości u mnie towarzyszy. Ważne są spotkania ze znajomymi, z przyjaciółmi. Tak się utarło, że znajomi na spotkanie ze mną czy vice versa, proponują raczej wino, bardziej niż inne trunki. Jeśli gdzieś pojawia się wino, którego nie znam, a to zdarza się często, to już jest powód do małej degustacji.

Natomiast powoli łapię się na tym, że zaczynam nie tyle szukać okazji, co ich unikać, jeśli wiem, że gdzieś podawać będą wina raczej kiepskie. Dlatego raczej nie jestem bywalcem masowych przyjęć i bankietów.

Wino natomiast towarzyszy wszystkim moim świętom rodzinnym, a także świętom – Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy. Wino, jak wiemy, nierozerwalnie związane jest z misterium Mszy Świętej, w związku z tym uważam, że jest jak najbardziej na miejscu, o wiele bardziej niż czysta wódka i śledź, chociaż nie mam nic przeciwko ani jednemu, ani drugiemu.

To w domu. A jakie wina podajesz gościom w Twojej restauracji?
Nie stałem się miłośnikiem wina, bo teraz tak wypada. Wino stało się modne. Ja do wina dojrzewałem – i to od dawna. Moją ambicją jest, by Eteria była kojarzona z winem.

Oczywiście jest piwo i to dość nietypowe, wódka, ale dosyć droga, są zagraniczne trunki, ale ma dominować wino.

Ostatnio w mojej restauracji nie wiadomo, czego można się spodziewać. Jeśli mam czas, to wspólnie z sommelierem udajemy się na poszukiwania i czasem przytaszczymy kilka skrzynek czegoś, co nas zachwyciło. To wino goście mają przez tydzień. I albo uznajemy, że kontynuujemy zakupy, albo szukamy dalej. Dlatego może się okazać, że w kolejnym tygodniu polecamy inny region, inne szczepy.

Jest tylko jedna podstawowa zasada – wina w mojej restauracji mają mieć ceny przystępne. Dla ułatwienia życia gości i obsługi, bez względu na to, czy wino w zakupie jest trochę droższe, czy trochę tańsze – ma dokładnie tę samą cenę w ramach poszczególnych grup jakościowych.

Czyli, by odwołać się do tytułu Twojej audycji w „Trójce”: wino na pewno „ZA” i na pewno nie „PRZECIW”…
Od razu mówię, że wino pracy radiowca nie służy. Nie tylko dlatego, że nie wypada, ale tego po prostu robić nie wolno. To wszystko byłoby słychać. Mikrofon jest lepszy i dokładniejszy niż alkomat. Szczególnie śmiesznie jest, gdy osoba, która wypiła kieliszek lub dwa, stara się być szczególnie elokwentna, poprawna i wyraźna w artykulacji. Nie ma gorszej rzeczy i wśród profesjonalistów to się nie zdarza. Ale do studia przychodzą też goście.

Ja trochę nie o tej stronie technicznej. Przecież radio jest od tego, by pobudzać wyobraźnię. Można pięknie opowiadać słuchaczom o winie, o tym entourage’u, magii miejsca i okoliczności. Przy tym redaktor prowadzący niekoniecznie musi mieć w ręku kieliszek… Nie marzy Ci się taka audycja?
Kiedyś napisałem tekst, to było w formie wywiadu, pod tytułem: Radio to tajemnica. I tak jest. Nie widzimy twarzy, nie znamy osoby. Wyobrażamy sobie, jak ten facet wygląda. Nie wiemy, co robi w tym czasie, gdy do nas mówi. Zastanawia mnie, że z winem jest podobnie. Odkorkowanie butelki uwalnia wino, dopuszcza nas do pewnego rodzaju tajemnicy. I to jest piękne.

 

Kuba Strzyczkowski
Dziennikarz, od blisko dwudziestu lat związany z Programem Trzecim Polskiego Radia. Przygotowuje oraz prowadzi audycje „Za, a nawet przeciw” oraz popołudniowe piątkowe wydanie „Zapraszamy do Trójki”. Pomysłodawca corocznych świątecznych piosenek grupy „Przyjaciele karpia”. Zdobywca „Złotego Mikrofonu” i tytułu „Mistrza mowy polskiej”. Co roku w ramach akcji „Idą Święta” prowadzi na antenie Trójki licytacje na rzecz Rodzinnych Domów Dziecka. Od czasu do czasu sybaryta, od dwóch lat restaurator w warszawskiej Eterii. Wędkarz i żeglarz wciąż poszukujący smaków i zapachów w krajach Morza Śródziemnego.