Weinführer Klaebisch i wino dla Wehrmachtu

wino dla Wehrmachtu
il. Andrzej Zaręba

Rogerowi Hodezowi, sekretarzowi Syndicat des Grandes Marques de Champagne, drżały chude łydki. Otto Klaebisch, z którym jeszcze dwa lata wcześniej robił potężne interesy na eksporcie francuskiego wina do Niemiec, miał dziś ponurą minę, rozbiegane spojrzenie, a nade wszystko, na sobie – mundur okupanta. I jak gdyby nigdy nic częstował Hodeza szampanem.

I jak panie sekretarzu? Co pan myśli?
Sekretarz miał tylko jedną myśl: chciał się natychmiast zapaść pod ziemię. Musujący płyn w kieliszku śmierdział gorzej od nieświeżego oddechu Otto Klaebischa, który z odległości kilku centymetrów wrzeszczał teraz Hodezowi prosto w twarz, że producent tego łajna ma być natychmiast skreślony z listy domów szampańskich dostarczających winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) do Berlina. Potem było coś jeszcze o matce Hodeza i sekretarz syndykatu został wyrzucony za drzwi.
Były to drzwi gabinetu jednego z trzech słynnych weinführerów Rzeszy. Tak francuscy producenci wina nazywali trzech smutnych panów, których Hitler powołał w 1940 roku na urząd zwany Beauftragter für den Weinimport Frankreich – pełnomocnik ds. importu win z Francji. Wszyscy byli wybitnymi specjalistami od wina i wszyscy mieli ogromne doświadczenie w handlu z trzema strategicznymi regionami Francji: z Bordeaux, do którego wysłano Heinza Bömersa, z Burgundią obsługiwaną przez Adolpha Segnitza, i wreszcie Szampanią, gdzie objął swój urząd Otto Klaebisch. Dlaczego Hitler postanowił importować wina z kraju, który właśnie bez większego wysiłku podbił i ubezwłasnowolnił?

Wino dla Wehrmachtu

Powód był istotny. Pierwsze tygodnie niemieckiej okupacji francuskich miast i wiosek szybko zmieniły się w niekontrolowaną grabież miejscowych piwnic. W samej Szampanii niespełna w miesiąc niemieccy żołdacy zrabowali dwa miliony butelek. Reakcja obronna była oczywista i dość szybka. Producenci z pomocą rodziny i sąsiadów zaczęli na gwałt ukrywać swoje najlepsze roczniki, zamurowując część piwnic, wykopując nowe lub nawet wywożąc potajemnie wina poza granice Francji. Brutalny zabór nie był więc najlepszym sposobem, by do prywatnych kolekcji takich koneserów jak Goebbels, Göring czy Ribbentrop trafiły perełki francuskiej sztuki winiarskiej. Sam Hitler wina nie cenił (poczęstowany którymś z trofiejnych grand cru(fr.) zbiór, obszar uprawy, parcela, działka.Przeważnie n... classé odmówił grzecznie popijania obiadu octem), ale doskonale rozumiał potencjał finansowy i moralny zawarty w długich składach pociągów dostarczających francuskie szampany i klarety na wszystkie możliwe fronty II wojny światowej, ku radości i wzmocnieniu ducha bojowego żołnierzy Wehrmachtu.
Otto Klaebisch, skądinąd szwagier Joachima von Ribbentropa, znał wszystkich najważniejszych właścicieli domów szampańskich. Nie miał w sobie jednak sprytu i przebiegłości obydwu swoich kolegów, którzy w Bordeaux i Burgundii starali się wciąż udawać dawnych sympatycznych niemieckich importerów. Przy pierwszej możliwej okazji wbił się w przydziałowy mundur i zamiast podnająć nierzucające się w oczy mieszkanie w jakiejś kamieniczce w Épernay, zamieszkał ni mniej, ni więcej tylko w pięknej posiadłości Veuve Clicquot-Ponsardin, eksmitując z niej pierwej Bertranda de Vogüé – aktualnego zarządcę tej jednej z najsłynniejszych szampańskich wytwórni.

Szampański ruch oporu

Dlaczego jednak wino, którym poczęstował biednego Hodeza, tak przeraźliwie śmierdziało? Ano właśnie. Francuzi nigdy nie zdołają pojąć, że prócz nich samych ktoś jeszcze w świecie może znać się na winie. Zmuszani przez Klaebischa do dostarczania mu łącznie dwóch milionów butelek na miesiąc (co oznaczało dla wielu pozbycie się niemal wszystkich rezerw, w tym także rocznikowych szampanów z najlepszych lat) szybko wpadli na pomysł, żeby lać do pięknych pękatych butli cokolwiek akurat wpadło im do zbiornika.
Butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... rocznikowych szampanów wypełniane zlewkami to nie był jedyny problem, z jakim musiał się zmierzyć weinführer. Niepokorni winiarze nazbyt często pojawiali się w meldunkach gestapo jako członkowie lub przynajmniej bliscy współpracownicy ruchu oporu. I cóż się zresztą dziwić! Kto byłby w stanie udzielać aliantom bardziej precyzyjnych informacji o przesuwaniu się niemieckiego frontu od producentów wysyłających na przykład w 1940 roku nagle i niespodziewanie gigantyczne ładunki szampana na granicę rumuńską…
Ważną postacią w szampańskim résistance, kryjącym się po dwudziestokilkukilometrowych piwnicach posiadłości Moët & Chandon, był jej zarządca Robert-Jean de Vogüé, brat Bertranda. Jego aresztowanie w listopadzie 1943 roku wywołało falę strajków wśród szampańskich producentów. Wyrok śmierci, pod wpływem protestów, zamieniono na więzienie. Klaebisch nie mógł sobie bowiem pozwolić na zatrzymanie pracy w miejscowych wytwórniach. W pewnym sensie był zakładnikiem zarówno swoich nazistowskich zwierzchników, domagających się coraz potężniejszych dostaw szampana, jak i tamtejszych winiarzy, których – w razie czego – nie miałby przecież kim zastąpić. Wiedzieli o tym sami producenci, wymuszając na wściekłym weinführerze kolejne ustępstwa: a to więcej prądu, a to więcej cukru, a to więcej siana dla koni. Właściciele domu szampańskiego Pol Roger w sztuce wymuszania ustępstw wspięli się na szczyt szczytów: wydusili od Klaebischa poważny transport cementu na potrzeby remontu w piwnicach. Cement został następnie wykorzystany do zamurowania wejścia do piwnicy, w której… ukryli przed Klaebischem swoje najlepsze butelki.

Korzystałem z książki Dona i Petie Kladstrupów „Wine & War”.