Więc chodź, pomaluj mój świat i na zielono, i na pieprzowo!

Rozmowa z Ulli Hager, szefową biura promocji win spod znaku Weinviertel DAC

Wojciech Gogoliński: Rieslingbiała odmiana winogron uważana za jedną z najlepszych i n... nie jest już u was cool?
ULLI HAGER: Pewnie, że jest! Jesteśmy z niego dumi. Nie wylaliśmy go z kąpielą…

Powoli…
Ale nie jest to najbardziej typowa odmiana…

Zaraz…
… u nas. Naszą wizytówką jest grüner veltlineraustriacka, najpopularniejsza w tym kraju odmiana białych w... (...). Ta odmiana i Weinviertel to jedno! To nasz symbol! I wcale nie umniejsza to znaczenia rieslinga! Te nasze są przecież najlepsze.

Fot. Archiwum Ulli HagerTak mocno bym nie szarżował. W końcu…

Dlaczego? Trafiłeś u nas na złego rieslinga?

Dobra. Jak mam stwierdzić, który grüner jest potencjalnie lepszy – ten ze znaczkiem DAC, czy bez niego? Jeśli ten sam producent robi jedno DAC i pięć grünerów bez DAC, wina są z tego samego rocznika i mają niemal tę samą cenę?
Nie tędy droga. Ten z DAC musi być bardziej typowy…

Właśnie tego nie rozumiem.

Dojrzewa króciutko, nie zna beczki, w kieliszku niemal widzisz kulki pieprzu. W innych okręgach to nie jest takie oczywiste.

Der pfeffrigste Veltliner Österreichs! Najbardziej pieprzowy veltliner w Austrii!
I niech tak zostanie!

Mam złe doświadczenia z prawnym regulowaniem tego, co powinno być w kieliszku, zwłaszcza jeśli chodzi o wrażenia organoleptyczne. W dodatku brzmi to tak, jakby wszyscy DAC-owcy mieli obowiązek robienia identycznych win. Od linijki. I jest to oceniane komisyjnie „w ciemno” przez kiperów i winiarzy.
No nie, przecież nie ma dwóch identycznych win! To raptem kilka reguł, a w dodatku pieprzność zawsze była naszą cechą rozpoznawczą.

No to po co to dekretować? Nie wystarczy się w ten sposób reklamować?
Widzisz, jesteśmy największym okręgiem winiarskim Austrii, a byliśmy niemal zupełnie nierozpoznawalni. Niewielu znało naszych winiarzy, może z wyjątkiem tych najsłynniejszych. Teraz już chyba każdy zna Weinviertel i niezmiennie kojarzy im się z grünerem. Weinviertel równa się pieprzny grüner.

Niemniej nieco „zawłaszczyliście” określenie „Weinviertel”. Jeśli ktoś robi rieslinga czy zweigelta albo np. winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) lodowe, nie może używać tej nazwy – musi podać „Niederösterreich”. To się trochę kojarzy z winami stołowymi, regionalnymi, a zatem deprecjonuje wysiłki winiarza. To trochę inny świat.
Nikt przecież nie robi samych DAC-ów. Wiadomo, że wino lodowe nie jest wyrobem w kategorii „stołowe”. Przypisaliśmy nazwę okręgu do odmiany, bo tak chcieli sami winiarze. Bo także wszyscy robią wina z tej odmiany. Bilans zysków i strat jest zdecydowanie pozytywny. Nie wszyscy muszą robić wina w nowej kategorii, ale jednak wszyscy tak czynią. Nawet jeśli robią 20 innych win.

Szef pewnej znanej winiarni powiedział mi, że wszystkie próbki, które wysłał do was do akceptacji w ostatnich latach, zostały odrzucone. Więc przestał się bawić w te klocki, bo nie wie, dlaczego tak się dzieje. W innej wytwórni jej właściciel rozłożył ręce, kiedy go naciskałem pytaniami, czym różni się jego DAC od nie-DAC-a. Więc system jednak sprawia pewne kłopoty. Nie tylko mnie.
Każdy system, zwłaszcza nowy, budzi pewne kontrowersje. Ale ten nasz to wybór samych winiarzy. Ten „twój” pierwszy winiarz jest pewnie na tyle znany, że nie chce się z nim kojarzyć. I myślę, że jednak wie, dlaczego. Jego wybór. A ten drugi po prostu robi wina w obu równoległych systemach klasyfikacyjnych, bo uznał, że są tego warte. Że nowy sposób mu się też opłaca, że to świetna reklama, że ludzie go kojarzą z okręgiem i odmianą.

Ale kupującym to nie ułatwia życia. Stary system jest trudny, nowy – prostszy. Ale jeśli oba funkcjonują naraz…
Najważniejsze, że staliśmy się rozpoznawalni. I to nie tylko w Austrii. To wielki zysk! Tak naprawdę tylko specjaliści wczytują się tak dokładnie w etykiety. Ogromna większość operuje pewnymi schematami. I o to nam chodziło. Tak samo jest w przypadku Bordeaux, Burgundii czy Ribery. Ogromna większość bordeaux to wina anonimowe, czasami z nieistniejących châteaux. Liczy się skojarzenie z odmianami i słynnym regionem. To jest najważniejsze dla producenta. A dla kupującego – gwarantowana jakość, przynajmniej u nas. Dlatego jesteśmy tacy „pieprzni”. I nasze wina też!