Wino „odbrązowione”, ale nadal smaczne

Nie ukrywam, że tekst ten wyrósł z mojej przekory, ale od dłuższego czasu nie mogę się opędzić od pewnego pytania.

Nie odnosicie Państwo czasami wrażenia, że winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...), zwłaszcza w Polsce, traktowane jest z nadmiernym, wręcz nabożnym skupieniem?

I bynajmniej moim zamiarem nie jest podstępna deprecjacja niezwykłości tego napoju. Wszak sam należę do wielkich jego admiratorów. Nie chcę również negować jego arcybogatej tradycji i wielu kulturowych konotacji, ani mi w głowie podważanie bogactwa jego smaków i aromatów.

Czasami tylko odnoszę wrażenie, posiłkując się zresztą licznymi obserwacjami, że smukłą butelkę – zamiast aromatycznego wina – niczym dżin zamieszkuje jakieś wielkie „ach”. Owe „ach” w skrajnych przypadkach paraliżuje, choć zostało stworzone, by być źródłem nieskrępowanej radości.

Czym to się objawia w praktyce? Przede wszystkim wieloma mniej lub bardziej wyrafinowanymi rytuałami. Butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... wina skrzętnie ukrywamy w przepastnych piwnicach (pal licho, czy przystosowanych do tego celu). I wyjmujemy je na światło dzienne tylko w chwilach wielkiej celebracji. Przy tym wsłuchujemy się w dźwięk wyciąganego korka niczym w oratorium Haendla, a w skrzących się na powierzchni wina refleksach dostrzegamy ślady pociągnięć pędzli impresjonistów. To wszystko działa niczym gorset, nie pozwalając winu na dobre rozgościć się w naszych ciałach i umysłach.

A mnie się marzy przyjaźń z winem, ale taka kumplowska, nieskrępowana, pełna swobody i radości. Co więcej – jestem święcie przekonany, że wino znacznie lepiej prezentuje się w promieniach słonecznych niż w blasku świec. Woli luźną koszulę niż dobrze skrojony garnitur, choć lekceważenia nie znosi w żadnej sytuacji.

Namawiam zatem, żeby wino zagościło w naszych domach, a nie tylko na salonach, gdzie i tak już jest. Eksperymentujmy więc w kuchni, wzbogacając każdy obiad jakąś wartą skosztowania butelką. Kulinarna zabawa na co dzień, a nie od święta, to jest to! A może wino wrzucone do piknikowego koszyka podczas weekendowego wypadu ze znajomymi za miasto? Kolejny dobry pomysł wart rozważenia. Wino na upały? Czas i u nas zaszczepić tę tradycję. Gdy sięgniemy po solidnie schłodzone różowe wino z Prowansji czy jeden z grünerów veltlinerów pochodzących z Dolnej Austrii, okaże się, że w ten sposób skuteczniej ugasimy pragnienie niż nawet najbardziej krystaliczną wodą. Wszystko po to, żeby dobre wino stało się naszą codziennością, a nie świętem.

Właśnie przypomniałem sobie o pewnym Château Latour Martillac, które – nieco zapomniane – od pewnego czasu spoczywa w mojej domowej piwniczce. Chyba za chwilę, nie czekając na żadną szczególną okazję, po prostu je wypiję.