Zostać kamikaze?

 

Są dwie teorie. Jedna mówi – „Co nas nie zabije – to nas wzmocni”. Druga przestrzega: „Lepiej zapobiegać niż leczyć”. Która jest słuszniejsza?

 

Może warto szukać dalej? – na przykład: „Jesteś tym, co jesz”. W sukurs zapobieganiu, w zasadzie. W opozycji do gotowej garmażerki, kuchni zbiorowego żywienia, których kucharze często powinni być wcielani do oddziałów kamikadze – w uznaniu dla całkowitego braku fantazji objawianego w swym fachu. W obawie, że ktoś zamiast dobrego makaronu znowu przyrządzi naszą narodową specjalność, czyli pastę daleko poza progiem al dente. W lęku przed mrożonką w sezonie owocowo-warzywnym. I tak dalej, i tak dalej.

Fot. ArchiwumLudzie jedzący źle, niesmacznie i bez fantazji powinni być smutniejsi niż odżywiający się lepiej, apetyczniej, zdrowiej i ciekawiej. Czy tak jest? Co wnioskujemy na przykładzie swoim i otoczenia?

A jak się ma przysłowie do cieczy, a konkretnie alkoholi? Jesteś tym, co pijesz?

Więc ci od piwa powinni być rubaszni, od wódki posępni, od likierów lepcy a pijący winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) – sam cymes?… Rozkoszni w konwersacji, bardziej socjalni, delikatni, gdy zajdzie potrzeba i stanowczy, gdy sytuacja tego wymaga? Sól ziemi i rozkosz każdego zgromadzenia?… Hmm…

Przysłowia nie tyle są mądrością, co bardziej przestrogą i nadzieją narodów. Choć, jak mówi kolejne: „Każdy jest kowalem swojego losu”. I – na koniec – „Nadzieja umiera ostatnia”. (Czasem jednak biedaczka kona w mękach. Obżarta mrożonymi pierogami i opita wstrętnym efektem fermentacji alkoholowej).

W sumie: nie wiadomo – ale na wszelki wypadek patrzmy na to, co mamy na talerzu. I w kieliszku też.