Z widokiem na Ararat

 

Armenia bez trudu uwodzi każdego swą nieokiełznaną urodą, na którą składają się w równym stopniu wspaniałe zabytki, dzikie górzyste krajobrazy, smakowita kuchnia oraz otwarci i gościnni ludzie.

 

Tym łatwiej jest jej oczarować przybyszów, gdyż działa z zaskoczenia – większość odwiedzających jej niewielkie terytorium nie spodziewa się aż takiego nagromadzenia atrakcji.

Fot. Dorota RomanowskaDzisiejsza Armenia – po siedemdziesięcioletniej przynależności do Związku Radzieckiego, a od 1991 roku funkcjonująca jako niezależna republika – to niewielki, śródlądowy kraj położony na styku Europy i Azji. Choć zajmuje terytorium niespełna 30 tys. km2, urzeka mnogością krajobrazów, począwszy od pokrytych śniegiem szczytów, przez urodzajne równiny, turkusowe jeziora, półpustynie, górskie łąki, a na terenach stepowych, gdzie z fantazją hula wiatr, skończywszy. Już sama tylko nieskażona przyroda wprawia tutaj w zachwyt. A przecież są jeszcze rozrzucone po całym kraju, niejako zagubione w górach średniowieczne klasztory, zarówno pod względem architektonicznym, jak i niesamowitej lokalizacji stanowiące unikat w skali światowej. Są spotykane nawet w najodleglejszych zakątkach kraju bogato zdobione chaczkary – kamienne, najczęściej wolno stojące płyty wznoszone w celach wotywnych lub dla upamiętnienia zmarłych. Jest nieprawdopodobne muzeum manuskryptów Matenadaran w stolicy Armenii zawierające najbogatsze tego typu zbiory na świecie. I wreszcie sam buzujący życiem, kosmopolityczny Erywań zamieszkiwany przez połowę ormiańskiej populacji. W Armenii naprawdę pod wieloma względami można się rozsmakować!

Obfitość stołu
Wyjątkowa jest ormiańska kuchnia stanowiąca fuzję smaków i zapachów wschodu i zachodu, a powstała w wyniku wzbogacenia świeżych warzyw, mięs, ryb i wyrobów mlecznych o lokalne górskie zioła. Choć tutejsze sztandarowe danie – dolma – do złudzenia przypomina nasze gołąbki, to jednak ryżowo-mięsne nadzienie zawinięte jest w liście winogron, a nie kapusty, tym samym i gabaryty z lekka odróżniają te dwie potrawy. Fantastycznie smakuje ormiańskie wydanie dań z grilla – chorawac – czyli kawałki marynowanej, soczystej wołowiny, jagnięciny, wieprzowiny, ryby czy kurczaka grillowane wespół z bakłażanami, pomidorami i papryką. Wielkim powodzeniem zarówno wśród tubylców, jak i przybyszów cieszy się cienki, lokalny chleb – lawasz. Fot. Dorota RomanowskaOprócz tego, że jest przepyszny, prawdziwą frajdę sprawia obserwowanie samego procesu jego wypiekania w tradycyjnych podziemnych glinianych piecach. Takiej rozrywki najlepiej sobie dostarczyć w Garni, gdzie po przeżyciach duchowych i wysłuchaniu koncertu polifonicznego w świątyni, a przed spożyciem posiłku składającego się z lokalnych przysmaków w jednym z tutejszych gospodarstw, można do woli śledzić niecodzienny proces powstawania chrupiących chlebków. Doskonałe są tutejsze suszone na słońcu owoce – morele, brzoskwinie, śliwki, wiśnie, czereśnie czy jabłka nanizane na nitkę zalegają na straganach w pobliżu niektórych atrakcji turystycznych i naprawdę warto sobie stosowny zapasik przywieźć jako pamiątkę z podróży, bo smakują o niebo lepiej niż te kupowane u nas w foliowych woreczkach. Zasłużoną sławą od lat cieszą się ormiańskie brandy, których klasę docenił swego czasu m. in. Winston Churchill oraz destylaty na bazie rozmaitych owoców – morwy, moreli czy wiśni. Winomanów zaś wyraźnie raduje, że obecnie coraz więcej mówi się też o ormiańskich winach. Szczególnie, że by odwiedzić niektórych producentów wcale nie trzeba nadkładać drogi, gdyż ich posiadłości znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie Erywania, do którego i tak każdy podróżny wcześniej czy później zawita.
Jeszcze kilka lat temu wizyty w ormiańskich winiarniach stanowiły nie lada wyzwanie, a i powstające w nich wina wzbudzały pewne kontrowersje. Co prawda i dziś wciąż jeszcze można natknąć się na lokalne wyroby o dość specyficznym charakterze, zdecydowanie odbiegające od tych powstających w innych częściach świata, a przestępując próg winiarni, przybysz doświadcza przeniesienia w czasie, gdyż cofa się do epoki, zdawało się, dawno minionej. Ale o tego typu odczuciach nie może być mowy, odwiedzając posiadłość jednego z najlepszych ormiańskich producentów – ArmAs.

Ze światowym rozmachem
Ogarniając dziś wzrokiem rozległe winogrady z biblijnym, pokrytym śniegiem Araratem w tle, trudno jest uwierzyć, że jeszcze w 2007 roku były tu zaniedbane pola pszenicy, sowicie okraszone jedynie kamieniami. Licząca 180 hektarów i otoczona 15 kilometrowym ceglanym murem posiadłość obsadzona jest winoroślą oraz drzewami owocowymi. Winiarnia, w całości zaprojektowana i zbudowana przez włoskich architektów, wyposażona jest w specjalistyczny sprzęt najnowszej generacji, a wina dojrzewają w barriques z dębu francuskiego i kaukaskiego. Na terenie malowniczej posesji znajduje się także hotel i restauracja, w której podawane są powstające z ekologicznych produktów dania zestawione z tutejszymi winami. Stanowią one niezbity dowód, że dzisiejsza Armenia, wykorzystując bogactwo swego siedliska i bazując na endemicznych szczepach winorośli, mości sobie coraz pewniejszą pozycję na współczesnej winiarskiej mapie świata.