Gdzie wino domierza do Wisły

Bez tego wydarzenia trudno byłoby dziś wyobrazić sobie polskie winiarstwo. Listopadowe Święto Młodego Wina w królewskim Sandomierzu jak zwykle przyciągnęło tłumy chętnych poznania winiarskich nowalijek.

– Nareszcie mamy pogodę i nie leje – usłyszałem od uśmiechniętej Basi Płochockiej, kiedy wychodziliśmy z sandomierskiego zamku, w którym przed chwilą zainaugurowano Święto Młodego Wina. Spojrzałem na stalowo-sine niebo, zadrżałem z zimna i mocniej owinąłem się grubą kurtką, chroniąc się przed przenikliwym wiatrem. Pocieszyłem się jednak szybko, bo wynikało z tego, iż minionymi latami musiało być doprawdy podle.

Samo otwarcie przebiegło imponująco sprawnie – szczególnie fajnie i szybko przebiegła prezentacja winiarni przez właścicieli, krótko trwały przemówienia, a najdłużej chyba, niestety, moje, bowiem wywołano i mnie na środek w imieniu „Czasu Wina”. Niech mi będzie odpuszczone! Potem był już tylko barwny korowód winiarzy na rynek przy marszowych głównie utworach orkiestry dętej.

Fot. Wojciech Gogoliński

Pomysł na imprezę był rewelacyjnie prosty i już chyba wcześniej przećwiczony w różnych wersjach. Winiarnie ulokowały się w prawie wszystkich miejscowych restauracjach i kawiarniach, a tych w Sandomierzu nie brakuje. Goście wykupywali okolicznościowy kieliszek oraz paszport z adresami jadalni oraz kratkami na pieczątki z miejsc, które odwiedzili. Korzyść była obopólna – łaknący wina odwiedzali poszczególne przybytki, gdzie je degustowali, a przy okazji w końcu gdzieś musieli zacumować na kolację. Dodam tylko, iż karnetów degustacyjnych szybko brakło, jeśli kto wcześniej nie wykupił takowego przez internet. Wśród wystawiających się winiarni znalazło się miejsce dla gości – Winnicy Kresy spod Krakowa. Choć trudno tu tak po prawdzie o gościach mówić – wszak królewski Sandomierz to historycznie wschodnia Małopolska.

Wiele po młodym winie oczekiwać nie można – to rzecz oczywista, ale wszyscy byli tego świadomi. Te wina to właściwie próbki ściągnięte na okoliczność święta z tanków. Są młode i o takie tu chodzi – do butelek trafią najwcześniej dopiero za miesiąc, a może i znacznie później. Jednak ich degustacja to wielka frajda, znacznie większa niż głupiego, przemysłowego beaujolais nouveau(fr.) nowe, młode beaujolais.Określenie stosowane w stosun... (...). Sandomierskie wina były doprawdy czarujące w swej prostocie, odmianowe, kupażowane, z całej masy najprzeróżniejszych odmian. Jeszcze fajniejsza była sandomierska atmosfera – uśmiechnięci ludzie krążyli do późna po zakamarkach miasta, niepomni chłodu i dramatycznej konieczności ciągłego to wspinania się, to schodzenia, by dotrzeć do kolejnego celu, kolejnej winiarni. Wszak Sandomierz to Mały Rzym, rozłożony na siedmiu wzgórzach. Tylko tu, w przeciwieństwie do stolicy imperium, potraktowano to bardziej dosłownie!

Wojciech Gogoliński