Optymiści obliczają straty dla światowej gospodarki na 76,69 miliarda dolarów, realiści – na prawie 350 miliardów. Około jedna trzecia Amerykanów i Europejczyków jest na postojowych urlopach lub straciła pracę. Ale te oficjalne dane mają jedną wadę – nie wiadomo, co i jak z tym wirusem. Czy właśnie go zwalczamy, czy też wraca.
Jak na razie nawet pałac Buckingham ma wielkie kłopoty – turystów jak na lekarstwo, sprzedaż pamiątek stanęła. W tej sytuacji królowa Elżbieta II podjęła decyzję o wyrobie domowego ginu, jednej z najpopularniejszej kategorii alkoholi na świecie. Ręcznie zbierane (nie przez monarchinię) owoce jałowca i dodatków aromatyczne pochodzą z przypałacowych ogrodów. Flaszka ginu Buckingham Palace kosztuje 40 funtów. Ale nie każdy ma możliwość takiego dorabiania.
Amerykańskie National Restaurant Association ocenia, że tylko w marcu tamtejsze restauracje straciły 30 miliardów dolarów, w kwietniu – kolejne 50 miliardów. Sześćdziesiąt procent zamkniętych po wybuchu pandemii knajp portal Yelp oznaczył jako „trwale”. Branża wysłała na urlopy lub zwolniła osiem milionów pracowników – 2/3 z wszystkich. Do końca roku straty restauracji mogą wynieść nawet 240 miliardów dolarów.
Sprzedaż wina za oceanem spadła o 69 procent, o prawie 90 procent zmniejszyła się liczba odwiedzających winiarnie, 13 procent z nich została zamknięta, a ponad połowa wyraźnie spowolniła.
W wielu stanach ponownie zamknięto restauracje, a w innych nawet ich nie otwarto, w niewielu działają w ograniczonej formie. Te działające nie zamawiają właściwie w ogóle wina – wyprzedają zapasy. Wzrosła tylko sprzedaż z dostawą do domu (lub popularniejsze „do krawężnika”, by sprzedawca nie stykał się z klientem), ale to nie załata dziury, choć niektóre sklepiki online odnotowały szokujący wzrost popularności nawet o dziesięć tysięcy procent!
Wielkie koncerny jak Gallonajwiększa rodzinna firma winiarska na świecie (druga to C... czy Constellation są w stanie dostosować się do każdej sytuacji i formy sprzedaży (mają na to środki), ale rodzinnym winiarniom zagląda w oczy rozpacz. Zakazano degustacji w winiarniach i wchodzenia do nich w Napie i Sonomie, możliwe są degustacje świeżym powietrzu, więc ci, którzy mają nieco przestrzeni budują stoły z czego popadnie. Ale innego wyjścia nie ma. Wiele z nich wertuje rachunki ze starymi zamówieniami i stara się obdzwonić byłych klientów, by zaoferować im wysyłkę i dostawę na krawężnik.
Wielu specjalistów przewiduje ogromne zmiany na rynku winiarskich w razie, gdy na horyzoncie pojawią się sprawdzone informacje o kończącej się pandemii. Wielu gigantów zacznie skupować najlepsze winogrady, które dziś nie produkują, inne będą skupowały słynne rodzinne marki, które wstrzymały wyrób. Niewielkie winiarnie wchodzące w skład wielkich koncernów, radzą sobie dziś w miarę dobrze – mają, bowiem dostęp do korporacyjnych sieci dystrybucji.