Biesiadne klejnoty

Dodawały splendoru ucztom i barwy zastawionym do biesiady stołom. Cieszyły oczy gości, a czasem, gdy grono zasiadające do uczty było szczególnie dostojne, zachowywano je na pamiątkę.

Puchary i kielichy do wina – kryształowe bądź z artystycznego, zdobionego szkła – poczynając od końca XVI stulecia były ozdobą bogatej zastawy, na którą składały się też srebrne i pozłacane półmiski, talerze, dzbany.

Fot. ArchiwumPierwsze trafiły do królewskich kredensów w czasach Jagiellonów. Kiedy Bona Sforza poślubiła Zygmunta I Jagiellończyka (jeszcze wówczas nie nazywanego „Starym”), przywiozła z Italii do nowej ojczyzny kilkanaście pucharów do wina z weneckiego, barwionego na różne kolory szkła. Najpiękniejsze o barwie rubinowej, z herbami Rzeczypospolitej – piastowskim Orłem i litewską Pogonią – znalazły się w skrzyni z upominkami, jaką przywiozła nowo poślubionemu mężowi. Nieco tylko skromniejsze ze szkła w kolorze fioletowym, szafirowym, ciemnozielonym, złocistym dostały się w prezencie dostojnym dworzanom. Przede wszystkim tym, którzy przyczynili się do ślubu pary monarszej. Wojewoda Stanisław Ostroróg, który prosił o rękę Bony na dworze Sforzów w Bari, a później poślubił księżniczkę per procura, dostał cały komplet 12 weneckich pucharów we wszystkich barwach. Mówiono, że z takich stołowych naczyń nawet pospolite winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) smakuje jak najprzedniejszy trunek. Puchary miały zwykle sporą pojemność – mieściły zawartość dwóch dzisiejszych kieliszków, a zgodnie z ówczesnym obyczajem wychylano je od razu do dna, szczególnie gdy wznoszono kolejne toasty.

Kielichem w beret

Majętna panna młoda szlacheckiego czy mieszczańskiego stanu otrzymywała w ślubnej wyprawie kilka tuzinów pucharków do wina, na ogół ze szkła z dolnośląskich hut, które – nie tak kosztowne jak weneckie – niewiele ustępowało mu pod względem estetyki. Pucharki do wina bogatebogate – termin degustacyjny na określenie wina, w który... (...) familie zamawiały w wielkiej obfitości przed zaślubinami syna czy córki. Takie kielichy ozdobione były monogramami i herbami pary młodej. Pito z nich zdrowie nowożeńców na początku wesela. Było dozwolone, by goście zabrali do domu te wytworne naczynia, które zdobiąc serwantki przypominały o godach w wielkim świecie…
Zdarzało się jednak – aż do połowy XIX stulecia – że po wzniesieniu toastu na cześć szczególnie dostojnego gościa i wychyleniu trunku „do dna” – pucharek czy kielich tłuczono o ziemię lub (bardziej po sarmacku) o… własną głowę. Miało to świadczyć o szczególnym szacunku i miłości do adresata (adresatki) toastu – kielich, z którego pito za jej (jego) pomyślność, nie miał już nikomu służyć…
Jeszcze w podręcznikach savoir vivre’u sprzed pierwszej wojny światowej można znaleźć zalecenia, by podczas uroczystych obiadów czy proszonych kolacji do każdej potrawy podawać określony gatunek wina – inne do przystawek, zupy, ryby, pieczeni, aż do deseru. Obok każdego nakrycia stawiano więc całą baterię kieliszków i pucharków rozmaitych kształtów i rozmiarów, a dobrze wyszkolona służba napełniała je właściwymi gatunkami wina.

Do lamusa

Wraz ze zmierzchem tak wystawnego stylu życia zmieniły się też obyczaje biesiadne. Tak wiele rodzajów wina towarzyszących jednej biesiadzie spotkać można było tylko podczas uroczystych rządowych bankietów. Wówczas w salach warszawskiego pałacu namiestnikowskiego czy prezydenckiego przy długich stołach zasiadało kilkuset gości w strojach wieczorowych i galowych mundurach. Tłum wyfraczonych kelnerów (po części wypożyczonych na taki wieczór z najlepszych warszawskich restauracji) serwował sprawnie kolejne dania i trunki.
W naszych czasach ograniczanie się przy podobnych okazjach do dwóch najwyżej gatunków wina jest nieomal regułą. I tryumfem gastronomicznego rozsądku. Do lamusa, a raczej na półki muzealnych szaf albo do kolekcji hobbystów odeszły też pucharki i kielichy z wielobarwnego szkła. Dziś podaje się je w kieliszkach nieskazitelnie czystych, odpowiedniego kształtu i na nóżce, ze szkła bezbarwnego i raczej nie zdobionego, tak by można było podziwiać kolor wina. Tego najszlachetniejszego z trunków.