Chrupka z ulicy Rzecznej, czyli rozwiązanie primaaprilisowego żartu

W zasadzie wszystkie ważniejsze fakty opisane w naszej primaaprilisowej zgadywance z zeszłego numeru pt. „Hejnał na cały świat” są prawdziwe. W zasadzie, bo właściwie część nie jest. To znaczy są, ale inaczej. A dokładnie jest tak, że jedne z drugimi się przemieszały.

Wschodni szlak przybycia chrupki do Polski teoretycznie jest możliwy. I zarazem niemożliwy do udowodnienia. Rzecz jasna, okres historyczny się nie zgadza. Chrupka była (i czasami nadal jest) odmianą deserową, stąd też zapewne wywodzi się jej polska nazwa – gruba skórka powodowała wrażenie chrupkości.

Jan Boner był bankierem Zygmunta Starego i – co najciekawsze – istotnie posiadał winnicę u wylotu ul. Mikołajskiej, mniej więcej tam, gdzie „od zawsze” stoi Dom Turysty. Mało tego – wiadomo, że uprawiano tam chrupkę i traminera. Sama rodzina pochodziła z Alzacji, ale jej krakowska gałąź przybyła z palatynackiego miasteczka Landau. Familia raczej nie była spokrewniona z amerykańskimi Landauami, gdyż ci byli raczej związani z Austrią. Zatem nie mogli słyszeć o Martinie, aktorze, mistrzu drugiego planu, którego niezwykle cenię.

Fot. Wojciech GogolińskiBonerowie byli właścicielami wielu majętności w mieście Krakowie, w sąsiednich Bonarce i Balicach. Ale na pewno nie leżały one tam, gdzie dziś przebiega pas startowy nr 2 balickiego lotniska, bo lotnisko to ma tylko jeden pas.

Problemy z tłumaczeniem określenia „crispy” to całkowita prawda. Nie znalazłem dotychczas dokładnego polskiego odpowiednika.

Wśród najszczęśliwszych informacji, jakie odkryłem po napisaniu tekstu, znalazła się konstatacja, że występujący w nim wiekowy krzew z uliczki Rzecznej w Krakowie nie zniknął! Długa smutna zima wywołująca depresję spowodowała, że przestałem go zauważać. Został częściowo okaleczony poprzez przycięcie głównego pnia, ale dalej wystaje dumnie nad kamieniczkę. Na badanie, czy to chrupka, czy też lisia przybłęda się nie zanosi, niemniej sam fakt jego istnienia potwierdza zdjęcie obok. I bystry czytelnik to zauważył, choć ja sam mieszkam tuż obok!

Autentyczna była kolorowa fotografia przedstawiająca chasselas w Zielonej Górze dziś, ale już archiwalne przedwojenne zdjęcie, które udostępnił mi Przemysław Karwowski, tropiciel winiarskich archiwaliów miasta, pozostaje zagadką. Widać na niej również fendanta pod tym samym murem, i to w wersji solidniejszej! Czy krzewy były zatem przeszczepiane? Czy dzisiejsze nasadzenie jest zupełnie innego pochodzenia? Tego nie wiadomo.

Nasz chrupkowy wybryk był oczywiście całkowicie jednorazowy. Absolutnie nie zamierzamy go powtarzać, co łatwo będzie sprawdzić w przyszłorocznym, kwietniowym wydaniu „Czasu Wina”. Za nieco zamieszania, które niechcący wywołaliśmy – serdecznie przepraszamy. Niemniej, jeśli potwierdzą się pod Wawelem doniesienia o autentyczności słynnej beczki duńskiego tokaju, którą zgubili przez przypadek w Krakowie rycerze szwedzcy udający się na trzecią wyprawę krzyżową – natychmiast o tym poinformujemy.

W konkursie dla poszukiwaczy prawdy, ogłoszonym na naszej stronie internetowej, polegającym na znalezieniu jak największej ilości primaaprilisowych żartów, zwycięzcą został pan Marcin Wieloch. Nagrodą była butelkatyp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... wina Riserva  (wł.) rezerwa; określenie odnoszące się do win... Luigi Lepore 2005 z Abruzji. Serdecznie gratulujemy!

Wojciech Gogoliński