Taka ilość winiarskich imprez nie towarzyszyła jeszcze żadnemu Konwentowi Polskich Winiarzy, który w tym roku odbył się w podtarnowskim Tuchowie.
To śliczne miasto przez trzy dni było stolicą polskiego winiarstwa.
Konwent odbył się już po raz jedenasty i od pierwszej edycji jest corocznie najważniejszym wydarzeniem na polskiej scenie winiarskiej. Zaś jego integralną część stanowi szeroki panel degustacyjny, skupiający z jednej strony dziennikarzy i enologów, a z drugiej – samych winiarzy, chętnych ocen i równie chętnie odpowiadających na pytania członków panelu.
Największym kłopotem dla wszystkich był problem z temperaturą podawanych próbek. Szczególnie trudno to było w przypadku win białych, bowiem w piątkowe południe w Tuchowie panowały afrykańskie temperatury. Innym mankamentem była dwudniowa walka gości i organizatorów z nagłośnieniem (trzeci dzień odbywał się w cudnym plenerze tuchowskiego rynku). Czasami sytuacja była taka, iż jedna część stolika panelowego nie miała pojęcia, o czym dyskutuje się w innym jego fragmencie – więc trudno się było o cokolwiek pokłócić.
Ale dość o mankamentach – w końcu nie najważniejszych i pobocznych. Dzięki Rafałowi Stecowi – winiarzowi i spiritus movens całego wydarzenia – Tuchów postawił się w iście światowym poziomie – miasteczko było wręcz oblegane przez winiarzy z całej Polski. Konwentowi towarzyszyły coraz to nowe imprezy, od nieco tajemniczego Międzynarodowemu Konkursowi Winiarskiemu, po dwudniowy festyn winiarski i tyleż samo trwający pokaz starych samochodów. Było też mnóstwo winiarskich gości z sąsiednich krajów.
W kuluarach zaś niezmiennie królował ten sam temat, co od lat – vinifery versus odmiany mieszańcowe. Temat – jak to od zawsze – nierozstrzygalny, rozsądek przeciw chęciom, czyli warunki klimatyczne przeciw podejściu praktycznemu. W uprawach przydomowych można jeszcze takie dywagacje prowadzić, ale przy podejściu komercyjnym, a tu liczbowy przyrost jest corocznie ogromny, oparcie się wyłącznie na winorośli szlachetnej nie jest do końca racjonalny. Także w obliczu faktów, iż coraz więcej winnic w krajach typowo winiarskich zaczyna swoje próby z mieszańcami, a dokładnie z tzw. nowymi viniferami – szczepami, które posiadają li tylko niewielką domieszkę innych odmian. Ostatnie, stosunkowo ciepłe lata nie predysponują do zmiany takiego podejścia – pierwszy naprawdę zimny rocznik może je silnie zweryfikować. Jednak winiarstwo to domena indywidualistów, dodatkowo podlegającym modom. I takową musi pozostać.
Wojciech Gogoliński / fot. Przemysław Karwowski
Więcej w najbliższym wydaniu „Czasu Wina”