Czarny piątek?

Ten dzień musiał pewnie kiedyś nadejść, choć nie przepuszczałem, że zdarzy się to jeszcze za mojego żywota.

Nie potrafiłem sobie też tego wyobrazić ani umiejscowić w przestrzeni czasowej. W czwartek, drugiego sierpnia, w międzynarodowej konfrontacji w Wiedniu niemiecki grüner veltlineraustriacka, najpopularniejsza w tym kraju odmiana białych w... (...) pokonał austriackiego, co podał następnego ranka newsletter brytyjskiego „Decantera”. Co jeszcze musi się wydarzyć, by móc ogłosić koniec świata?

To chyba jednak zbyt pochopne wnioski, oparte raczej na emocjach. Świat wina zmienia się tak szybko, że niekiedy ciężko się połapać. Bo fakty – na szczęście – są zupełnie inne niż przedstawił to ceniony miesięcznik. Ale tytuł newslettera był chwytliwy: „Germany beats Austria to Generation Grüner”.

Wygrało winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) z palatynackiej wytwórni Weegmüller, które zrobiła chyba najlepsza niemiecka winiarka Stefanie Weegmüller. Jej winiarnia istnieje od 300 lat i jest najstarszą w regionie oraz jedną z najbardziej wiekowych w kraju. Stefanie nie dopuszcza do robienia wina nawet męża, Richarda Scherra, który zajmuje się winogrodnictwem i sprzedażą. Steffi zaś robi wina żelazną ręką i z niezachwianą konsekwencją. Kiedy odwiedzałem ją ostatni raz, nic nie wspominała o grünerze veltlinerze, choć już wtedy musiała go „podstępnie” sadzić. Znając ją i jej winiarnię, mogę się tylko domyślić, jakie wino wyszło jej z tej odmiany.

Austriacy wystawili wina dość przeciętne, ale dobre, bo w Austrii w ogóle trudno dziś o złego grünera, chyba że szuka się szczęścia w dwulitrowym landweinie z kapslem. Wśród naddunajskich „zawodników” nie było nikogo, kto przyprawiłby mnie o mocniejsze bicie serca lub choćby delikatne wypieki. Żadnego z dwójki Pichlerów, Jamka, Hirtzbergera, Knolla, Pragera czy kilkudziesięciu innych, którzy rozbijają pulę na wszelkich wystawach.

Ale sukces był. Kiedy przed mniej więcej dwudziestu laty austriacki Weinmarketing zmienił politykę i zabrał się ostro za promowanie na świecie nikomu wówczas nieznanej (może za wyjątkiem krajów byłej c.k. monarchii) odmiany, grüner veltliner trafił na najlepsze stoły kuli ziemskiej. Jego niezmienną orędowniczką jest Jancis Robinson, która poświęca mu kilka tekstów rocznie, wina od lat ocenia skrupulatnie Robert Parker, a dokładnie David Schildknecht, jego specjalny wysłannik pilnujący Austrii.

Decyzja o promowaniu grünera była bardzo odważna – znacznie łatwiej było się skupić na sadzeniu odmian międzynarodowych, które masowo podbijały światowe rynki, niż na szczepie o nazwie trudnej do wymówienia w Nowym Jorku czy Londynie. Ale gdy nadszedł sukces, wielu zaczęło z niego korzystać. Nie tylko – jak się okazało – w Austrii. Niemcy pochłaniają lwią cześć austriackiego eksportu, więc tylko kwestią czasu stało się, gdy sami zaczną go sadzić.

Dziś próbuje wielu. Od Edna Valley (Kalifornia) po Marlborough (Nowa Zelandia; robi to tam m.in. winiarnia Saint Clair, którą kieruje słynny Matt Thompson), a nawet w Argentynie. Wzrasta popularność grünera w Czechach i na Słowacji, pojawiają się nowe uprawy w północnych Włoszech i na Węgrzech. Stary Światpopularne, zbiorcze określenie najstarszych państw winiars... (...) dzieli się swoim dziedzictwem z Nowym. A przecież grüner veltliner to jedna z najlepszych – może oprócz furminta – odmian Europy Środkowej. I jest to fajne, ale trzeba znać miarę. Win z Dolnej Austrii jeszcze długo nikt nie dogoni. Tak więc drugiego sierpnia świat się nie skończył!