Czego się wstydzą winiarze?

Wraz z końcem sezonu 2010 Wine Spectator zadał winiarzom jedno proste pytanie: „Czy są jakieś zwyczaje, zabobony czy przesądy, którym hołdujecie podczas zbiorów?”

Niektóre odpowiedzi były osobliwe. Carol Shelton z Carol Shelton Wines (Sonoma, Kalifornia) nie myje samochodu od lipca do końca zbiorów. Codziennie urządza przyjęcie dla wolontariuszy zbierających owoce, a na koniec wielką ucztę dziękczynną za udane zbiory. Wtedy też wręcza zbieraczom koszulki upamiętniające zakończony sezon.

Justin Smith z Saxum (Paso Robles, Kalifornia) ma szczęśliwy, czarny podkoszulek, który zakłada we wszystkich istotnych dla siebie momentach. Jak pierwszy dzień żniw, początek butelkowania, itp.

Diana Snowden Seysses ze Snowden Vineyards (Napa, Kalifornia) nigdy nie pierze – ale też, na szczęście – nie nosi bokserek, które miała na sobie podczas swoich pierwszych zbiorów.

W Barone Ricasoli (Toskania) od około 1994 roku wrócono do bardzo starej tradycji wielkich, wspólnych posiłków. Wszyscy zbieracze i właściciele gotują, bawią się i tańczą. Obecnie ze względu na wielonarodowość zbierających, ich spotkania mają charakter wielkich, wielokulturowych wydarzeń kulinarnych.

Christophe Baron z Cayuse Winery (Walla Walla Valley, stan Waszyngton) pod koniec dnia, w którym zostanie zgnieciona pierwsza partia owoców, otwiera butelkę swojego wina musującego, jeszcze z posiadłości swoich rodziców. Dzieli ją symbolicznie pośród wszystkich zbieraczy, a końcówkę wlewa do pierwszej kadzi z moszczem.