Dramat w restauracjach

Dramat w restauracjach

Trwa dramat branży restauracyjnej na całym świecie. Lokale są niemal wszędzie zamknięte, właściciele ratują się sprzedażą na wynos i z dowozem do klienta. Liczą na przywiązanie stałych klientów do swoich kuchni. Mnożą się także apele, by nie korzystać z popularnych serwisów oferujących dania z różnych knajp z uwagi na niezwykle wysokie marże, jakie pobierają.

W Polsce żadna państwowa agenda nie interesuje się tym, co dzieje się w branży restauracyjnej. Media pełne są dramatycznych relacji właścicieli zamkniętych lokali, których byt – jeśli lokal jest zamknięty – zależy choćby od zamrożenia lub renegocjacji czynszu za wynajem. Niektóre radzą sobie całkiem dobrze lub – co bardziej prawdopodobne – starają się przetrwać, sprzedając na wynos (także z dostawą do domu). Ale – jak się ocenia – sprzedaż na zewnątrz stwarza przychód na poziomie 15–20 procent tego odbywającego się w normalnych warunkach. Działają placówki McDonald’s w systemie drive-in. W sieci pojawiają się także apele, by zamawiać potrawy bezpośrednio w konkretnych miejscach, bowiem popularne serwisy oferujące szeroki wybór dań z różnych knajp niekiedy pobierają aż trzydzieści procent prowizji, co nie zostawia zbyt wiele dochodu restauracjom.

W sieci pojawiają się także apele, by zamawiać potrawy bezpośrednio w konkretnych miejscach, bowiem popularne serwisy oferujące szeroki wybór dań z różnych knajp niekiedy pobierają aż trzydzieści procent prowizji, co nie zostawia zbyt wiele dochodu restauracjom.

Zupełnie inaczej jest w Szwecji, ale to zupełnie odosobniony przypadek, gdzie lokale są ciągle otwarte, jednak świat nie jest co do takiego rozwiązania przekonany i przygląda się temu z ogromną uwagą i rezerwą, czy ten wyjątkowy przypadek nie spowoduje wzrostu zachorowań.

W reszcie państw Starego Kontynentu i Nowego Światapopularne, zbiorcze określenie pozaeuropejskich państw win... knajpy są pozamykane, choć niektóre kraje już deklarują ich stopniowe otwieranie. Prawdopodobnie pierwszym z nich będzie Austria, której premier zadeklarował właśnie luzowanie w połowie maja rygorów kwarantannowych, w tym zezwolenie na otwieranie hoteli, restauracji i barów. Jeszcze szybsze będą prawdopodobnie związkowe władze Tyrolu, gdzie niemal nie ma nowych przypadków zachorowań, mimo że właśnie tam znajduje się narciarska miejscowość Ischgl, od której w tym kraju zaczęła się epidemia. O podobnych zamiarach słychać w sąsiednich Czechach.

Szacuje się, że w USA już około pięć do siedmiu milionów pracowników branży straciło pracę lub stanie się tak w najbliższym czasie.

W Stanach Zjednoczonych w branży restauracyjnej zatrudnionych jest ponad piętnaście milionów osób, od kucharzy, kelnerów i sommelierów po wszystkie osoby z obsługi, którzy pracują w około milionie knajp w całym kraju (mniej więcej 2/3 z nich to firmy niezależne, pozasieciowe). Przypuszcza się, że około pięć do siedmiu milionów z nich już straciło już pracę lub stanie się tak w najbliższym czasie. Te restauracje, które mogły (lub tak działały wcześniej), przejdą na system sprzedaży zewnętrznej, który w USA jest bardzo rozwinięty – masowo dowozi się tam lunche i często proste jedzenie na kolację. Niemniej bardzo wiele ludzi pozostanie nawet bez niewielkiej odprawy. W Nowym Yorku powstała organizacja ROAR (Relief Opportunities for All Restaurants), która walczy właśnie o półroczne odprawy dla zwalnianych oraz postuluje rozmowy z gubernatorem stanu Andrew Cuomo, do których ciągle nie może dojść.

Koronawirus zagraża wydarzeniom winiarskim

Świat w czasach dezynfekcji

RPA – zbiory uratowane, przyszłość niepewna