Echa dawnych kawiarni

Pierwsze kawiarnie na ziemiach polskich powstały w Warszawie (np. Kafehauz za Żelazną Bramą, gdzie chadzała saska służba dworska, czy otwarty w 1790 roku lokal z kawą jejmość Okuniowej, gdzie zbierali się zwolennicy Kuźnicy Kołłątajowskiej).

Jednak najsłynniejszymi kawiarniami pochwalić się może do dziś Kraków.

Te znane wszystkim przybytki „tryumfalnej parującej czerni”, gdzie spotykali się pospołu urzędnicy, artyści, studenci i wyemancypowane damy, mają swoją historię i legendę sięgającą czasów Młodej Polski i secesji. Trafiły na karty pamiętników i wspomnień z epoki, do literatury pięknej i na scenę. Przykładem chociażby Jama Michalika przy ulicy Floriańskiej, gdzie krakowianie i dziś tradycyjnie przyprowadzają przybyszów z innych miast, a pedagodzy z prowincji licealne klasy, by w tej szczególnej scenerii mówić o sztuce i literaturze secesji.

Premiera w „Baloniku”

Ta stylowa kawiarnia liczy sobie już 115 lat, a założył ją pod szyldem Cukierni Lwowskiej Jan Apolinary Michalik, mistrz słodkiego kunsztu, patriota i miłośnik literatury, który nawet podawanym w swoim lokalu ciastkom nadawał poetyczne miana.

Była więc „Balladyna” (biszkopt przełożony masą czekoladową i konfiturą z czarnej porzeczki), „Alina” (też biszkopt, na odmianę z kremem śmietankowym i malinami) czy „Goplana” (tort bezowy z poziomkami), aby wymienić najsławniejsze przysmaki.

Lokal pana Apolinarego upodobała sobie młodopolska cyganeria – poeci, malarze, muzycy, aktorzy. Najpierw spotykali się na dyskusje i koleżeńskie wieczory przy czarnej kawie ze śmietanką czy rumem, a później założyli kabaret „Zielony Balonik”, gdzie bywał nie tylko cały ówczesny Kraków, ale na premiery kolejnych satyrycznych programów i szalone bale przyjeżdżali chętni do zabawy nawet ze Lwowa i innych kresowych miast.

W latach 1905–1912 „Zielony Balonik” był bez wątpienia najlepszym i najsławniejszym artystycznym kabaretem w trzech zaborach. Ci, którzy go stworzyli – dramaturg Jan Andrzej Kisielewski, scenograf Karol Frycz, kolekcjoner sztuki Wschodu Feliks Jasieński (Manggha), dziennikarz Rudolf Starzewski, malarz Kazimierz Sichulski i znakomity później tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński – przeszli do historii polskiej sztuki i literatury tamtej epoki. Zbiór satyrycznych wierszy i kabaretowych piosenek pióra Tadeusza Boya-Żeleńskiego stał się pomnikiem literackim „Zielonego Balonika”, którego lektura bawi do dziś.

Po latach wzlotów i upadków Jama Michalika wciąż trwa, nieraz zaprasza publiczność na programy literacko-artystyczne w wykonaniu krakowskich artystów. W odnowionych w oryginalnym stylu salach, wśród starych mebli, wyścielanych zielonym pluszem kanap i ciężkich dębowych krzeseł, z pianinem na estradzie i starym zegarem niezmordowanie wskazującym czas od stu z górą lat, można jak dawniej wypić filiżankę mocnej kawy, przegryźć galicyjskim pischingerem czy wspaniałym torcikiem „Michalik”.

Wieczorem zwykle ktoś gra na starym pianinie, przywołując scenerię dawnej Jamy Michalika z czasów gdy wszyscy tłoczyli się, by zobaczyć kolejny występ kabaretu „Zielony Balonik”.

Zasłużyć na babeczkę

Druga znana w całej Polsce, stara krakowska kawiarnia to popularny Noworol mieszczący się pod arkadami Sukiennic. Początkowo był własnością Stefana Remana (od 1879 roku), a na początku XX stulecia lokal przejął przybysz ze Lwowa Jan Noworolski.

Nie szczędząc pieniędzy, odnowił kawiarnię w modnym wówczas secesyjnym stylu – wnętrza, wśród nich oryginalną salę dekorowaną fryzem barwnych pawi, zaprojektował znany ówczesny dekorator teatralny Eugeniusz Dąbrowa. Kawiarnia miała marmurowe stoliki, obite szkarłatnym aksamitem krzesełka i kanapki, a latem obszerny ogródek.

Podawano tam śniadania wiedeńskie i wszelkie odmiany kawy, jakie można było wypić w austriackiej stolicy u słynnego Sachera. Podobno w tamtych latach krakowianie najchętniej raczyli się „Kaffee mit Schlag” – kawą z mlekiem i bitą śmietaną, „Kapuzinerem” – mocną kawą z małym dodatkiem mleka, czy odmianą kawy zwaną „Einspanner”, czyli czarną kawą z kremem podawaną w szklance…

Noworol podawał też znakomite lody poziomkowe i śmietankowe, serwowane w srebrnych pucharkach, rozmaite torty ze słynnym „Sacherem” na czele i wiele innych przysmaków. Był miejscem, gdzie około południa spotykały się wszystkie eleganckie krakowskie panie, a wieczorem profesorowie uniwersytetu i radcy.

W niedziele, po sumie, przy stolikach siedziały zacne mieszczańskie rodziny, których potomstwo starało się przez cały tydzień zachowywać wzorowo, aby zasłużyć w niedzielę na orzechową babeczkę u Noworola zimą, a poziomkowe lody latem…

Dziś Noworol, wciąż prowadzony przez czwarte pokolenie potomków Jana Noworolskiego, cieszy się wielkim powodzeniem wśród turystów. Nawet siedząc we wnętrzu kawiarni można usłyszeć hejnał, z ogródka zaś zobaczyć bazylikę i plac Mariacki… A torty i lody smakują podobnie jak sto lat temu. W końcu tradycja zobowiązuje.

Do Rio w przerwie

Warto też wspomnieć o znacznie młodszym, bo zaledwie pięćdziesięciokilkuletnim barku kawowym Rio przy ulicy św. Jana, niedaleko Rynku. Chyba każdy, kto studiował w Krakowie, pamięta tą kawiarenkę ze studenckich randek i spotkań w przerwie między wykładami. Rio zawsze słynęło z doskonałej mocnej kawy, na którą wpadali wszyscy, którzy pracowali niedaleko Rynku Głównego, czy załatwiali w Śródmieściu jakieś sprawy.

Od kilkunastu lat ta sympatyczna kawiarnia zyskuje rangę kawiarni artystycznej. Krakowscy plastycy i fotograficy urządzają tu wystawy, a publiczność cierpliwie czeka przed wejściem, by ci, którym udało się dostać do środka, nacieszyli oczy dziełami twórców, a podniebienia dobrą kawą, i zrobili miejsce innym.