Niezbyt chętnie przyjąłem zlecenie recenzji tej książki.
Wszystkie poprzednie pozycje z włoskiej serii Marleny de Blasi sprowadzają się do wielokrotnie powtarzanych, ckliwych opowieści o tym, jak autorka odwiedza kolejny targ, wybiera kolejną wiązkę bazylii, by zrobić z niej wieczorem aromatyczne pesto, by je następnie podać z penne włoskiemu mężowi i grupce licznych włoskich przyjaciół. Innymi słowy niekończąca się włoska sielanka, gdzie uroki kuchni przeplatają się z urokami wina, a te z czarem mieszkania we Włoszech, gdzie wszystko jest aromatyczne i romantyczne.
Ale tym razem mamy do czynienia z inną książką. Tytułowa Lavinia, to starsza Toskanka po przejściach. Wraz z córkami mieszka w starym castello, gdzie ich spokojne życie płynie od jednego posiłku do drugiego. Jedna z córek zajmuje się rodzinną winiarnią, a swoje wina jeździ sprzedawać nawet do Ameryki.
Ale pod przykrywką tego beztroskiego toskańskiego życia iskrzą się prawdziwe problemy. Jednym z ich jest rodzinny spór na temat otwarcia dość podupadającego zamku na nowoczesną turystykę. Młode pokolenie mocno do tego dąży. Lavinia stoi na straży tradycyjnego życia i nie dopuszcza do siebie myśli, by przeistoczyć ich rodzinne gniazdo w turystyczny Disneyland. Turystami pogardza. Nie lubi Amerykanów, którzy z butami próbują ładować się we włoskie dusze, wszędzie mówiąc wyłącznie po angielsku, nie próbując nauczyć się nawet słowa po włosku. Ale tak naprawdę najbardziej nienawidzi Niemców. I tutaj dochodzimy do najważniejszego wątku – historii życia tytułowej bohaterki Lavinii. Historii, której nigdy nikomu nie opowiedziała. Historii, która była tak dramatyczna, że postanowiła nie ujawniać jej nawet swoim córkom. Przez wszystkie lata od końca wojny, trzymała ją ukrytą wyłącznie dla siebie, sama z sobą rozgrywając jej psychiczne i fizyczne konsekwencje.
Czego nie ujawniła swoim córkom ani wnuczkom, pewnego dnia wyznaje amerykańskiej pisarce Marlenie. Pomimo, że reprezentuje ona tak znienawidzoną hordę zagranicznych najeźdźców to właśnie z niej czyni depozytariuszkę swojej dramatycznej przeszłości. A wszystkie te wydarzenia zdarzyły się naprawdę. Marlena ich cierpliwie wysłuchała, a z historii tej uczyniła kanwę swojej książki.
Lavinia i jej córki to niewątpliwie pozycja obowiązkowa dla poszukiwaczy ludzkich, nie zawsze wesołych historii, o których myślimy, że mogą wydarzyć się tylko w kinie.
Wywiad z Marleną de Blasi w najbliższym wydaniu „Czasu Wina”. Szukaj w kioskach od 1 lutego.
Paweł Gąsiorek