Expoalimentaria 2015

W środę 26 sierpnia w peruwiańskiej Limie zadebiutowały największe targi spożywcze dla obszaru od Ziemi Ognistej po południowe rubieże Stanów Zjednoczonych.

Wystawiają się nie tylko producenci żywności, bo to podstawa ekonomiczna wszystkich państw Południowej i Środkowej Ameryki, ale wspierający ją przemysł przetwórczy i logistyczny z całego świata.

Stałem w obliczu maszyny, która w kilkanaście sekund jest w stanie złapać dowolny owoc, umyć go, oskórować, wydrylować, wycisnąć lub poszatkować (zależnie, jaki guzik przyciśniemy), wypasteryzować, zapakować, przykleić etykietę i kod paskowy oraz ułożyć na palecie. Myślę, że bez problemu ten potwór zrobiłby to samo np. z seatem ibizą czy choćby z używanymi butami marki Florsheim.

W Limie tradycja goni nowoczesność. Owoców i płodów rolnych oraz przetworów z nich nie sposób zliczyć. Panuje rzecz jasna moda na „bio” i „organic”, bo po towary przyjechali w wielkiej liczbie także Europejczycy – są więc łowcy z najlepszych restauracji na starym kontynencie, ale też i szperacze z wielkich sieci handlowych – swoich przedstawicieli przysłał nawet Sam Walton, właściciel największej na świecie sieci supermarketów – Wal-mart. Są tu nie tylko giganci – w halach wystawowych roi się od małych dystrybutorów, a nawet właścicieli małych delikatesów, czy też kilku caffee-shopów.

A z kawą jest tu naprawdę dobrze. Odkąd Wietnamczycy (i ci mają tu swoje różne stoiska) zajęli się jej wyrobem i produkują jej najwięcej na świecie (na jakościowym poziomie pangi wśród normalnych ryb), Ameryka Południowa postawiła na jeszcze większą jakość. Cichym liderem staję się tym rynku Peru – po kawę przybywają tu teraz handlowcy z Meksyku i Puerto Rico oraz masowo już Europejczycy. Górzyste położenie i andyjski klimat sprawia, że zza drzwi workshopów (w których, co oczywiste, biorę udział) ulatniają się zapachy przyciągające tłumy chętnych choćby do powąchania.

Za producentami żywności ciągną tłumy wytwórców najnowocześniejszych maszyn, od rolniczych po przetwórcze oraz twórcy handlowej logistyki. Jest więc wiele stoisk duńskich i holenderskich, chcących podzielić się swoimi doświadczeniami na polu organizacji handlu morskiego – dla Ameryki Południowej innej alternatywy wszak nie ma, jak morska spedycja. Swoje technologiczne osiągnięcia prezentują też Niemcy i Japończycy (nawet… Konica-Minolta!). Co ciekawe – rynek południowoamerykański jest tak duży, iż wiele z maszyn jest tworzonych od podstaw właśnie z myślą o tutejszej specyfice.

Ja zaś cierpię, bo nikt nie prezentuje (do degustacji) świeżych owoców morza – tu handluje się technologiami do ich przetwórstwa i transportu. Jest za to wielu wytwórców peruwiańskiego pisco i brazylijskiej cachaçy oraz rumu. Oraz niezmierzone stoiska z południowoamerykańskim hitem wszech czasów – czekoladą. Jej producenci mogą liczyć na moją bezwarunkową obecność na swoich warsztatach.

 

Wojciech Gogoliński

Lima, Peru

 

Więcej informacji wkrótce na łamach „Czasu Wina”