Japonia – koniec sezonu na morele…

Babie lato za pasem, a w prefekturze Wakajama, leżącej około stu kilometrów na południe od Osaki dobiega właśnie końca kampania morelowa.

Nie jest to stwierdzenie zbyt dokładne, bo owoce zbierane były na przełomie czerwca i lipca, ale właśnie teraz kończy się ich przetwarzanie.

Z ume, czyli moreli japońskiej, zrobić można w zasadzie tylko dwie rzeczy – znany likier umeshu, jaki robi słynna na całym świecie firma Choya oraz ceniony w Japonii i w barach sushi w różnych zakątkach ziemi morelowy marynat – umebośi. Ten powstaje teraz. Najpierw owoce na dłuższy czas zalewa się solanką, a w tych dniach kończy suszyć na słońcu. Place przed wytwórniami, parkingi, tarasy i dachy miejscowych sadowników pełne są palet i pojemników z morelami, z których gorące promienie wyciskają resztki kryształków konserwującej je soli. Zaraz potem, jeszcze nieco wilgotne są szczelnie pakowane i dalej marynowane.

Ume to owoc specyficzny, tylko gatunkowo mający coś wspólnego z tym, co my rozumiemy pod pojęciem moreli. Mimo subtropikalnego klimatu, ume zawiera aż dwukrotnie więcej kwasów niż cytryna, dlatego nie nadaje się do bezpośredniej konsumpcji. Jest natomiast wyśmienitym surowcem do produkcji wspomnianego, orzeźwiającego likieru. Wytwarzany z macerowanych nawet przez rok w alkoholu owoców, nieco dosładzany, ale bez dodatku żadnych barwników i konserwantów coraz szybciej podbija światowe rynki. Dziś różne warianty trunków wytwórni Choya znajdują się wśród pierwszej dziesiątki najlepiej sprzedawanych likierów na świecie!

 

Wojciech Gogoliński

Osaka, Japonia

 

Zdjęcia: Wojciech Gogoliński