Jeśli to marzec, to jesteśmy w Niemczech

Miesiąc październik zdominował popkulturę piwną i wrósł w świadomość zbiorową jak rak w zdrowe komórki. Ale nie byłoby października bez marca. I nie chodzi tu bynajmniej o naturalny rytm przyrody.

Fot. © 2014 Deutscher Brauer-Bund e.V.Z wolna topniejące śniegi odsłaniają dróżkę do słodowni. Po zimie zostały jeszcze spore zapasy słodu, które trzeba szybko wykorzystać, nim nastanie nowy sezon piwowarski. Czemuż by więc nie uwarzyć pełniejszego i bardziej krzepkiego piwa, nie na rześką wiosnę czy letnią spiekotę, ale na pierwsze jesienne chłody? Niemcy robią tak od lat. Nic nie może się zmarnować. Naród ten, jak bodaj żaden inny na świecie, ze swojej surowej protestanckiej oszczędności (w Słowiańszczyźnie utożsamianej ze skąpstwem)  zdołał uczynić cnotę. Ale z piwem poszli jeszcze o krok dalej. Owa prozaiczna oszczędność dała początek znanej na całym świecie piwnej tradycji, która nierozerwalnie spaja się z piwem w umyśle konsumenta dowolnego trunku, obojętne czy jest to coca-cola, soczek Kubuś czy szampan Krug. Październikowe święto. Oktoberfest. Brzuchaci jegomoście w tyrolskich spodenkach, dziarskie fräulein kręcące piruety z osiemnastoma litrowymi kuflami w dłoniach. Wielkie namioty, w których piwo leje się strumieniami. Kto choć raz nie chciał być tam i uczestniczyć w tym szaleństwie? Bezkarnie wlewać w siebie potężne hausty pysznego niemieckiego piwa, zagryzając to pętami wurstów i drogim wszystkim Europejczykom Środka sauerkrautem. Jakie będzie nasze zdziwienie, gdy dowiemy się, że legendarne święto piwa powstało wyłącznie z pobudek merkantylnych, czy raczej z czysto pragmatycznej niemieckiej zaradności. Zanim więc wzniesiemy w górę kufel pełen złocistego (a właściwie bursztynowego) napoju, dowiedzmy się, jak to było naprawdę.

W marcu jak w garncu
Każdy piwowar (nie tylko niemiecki) wie, że sezon na warzenie piwa trwa od października do marca. Wiosna i lato są zbyt ciepłymi miesiącami, by fermentacja mogła przebiegać prawidłowo, a powietrze pełne jest niesympatycznych bakterii, które mogłyby zakazić brzeczkę. Z końcem września w bawarskich piwnicach zalegały wciąż jeszcze  beczki pełne zeszłorocznego piwa, które trzeba było szybko wymieść, żeby zrobić miejsce na nowe. Pretekstem do tego mogło być jedynie wielkie piwne święto, w czasie którego wszyscy piliby do woli, niektórzy wręcz na umór. Tak narodziła się tradycja, która trwa już od wieków. Sprytni piwowarzy piekli więc dwie pieczenie na jednym ogniu – kreując ten nagły popyt, czyścili jesienią piwnice, wiedząc, że w marcu ze spokojną głową znów wrzucą do garnców (kotłów warzelnych) wszystko, co zostanie w składzie. Krótko mówiąc, współcześni copywriterzy głowiący się nad kampaniami reklamowymi sieci telefonicznych mogliby dać się prowadzić za rączkę dawnym warzelnikom przez gęsty las marketingu. Wykreowanie niemal z niczego i wyłącznie na potrzeby chwili tak rozpoznawalnej marki byłoby imponujące nawet w realiach XXI wieku, a co dopiero w szesnastowiecznej Bawarii!  
Fot. © 2014 Deutscher Brauer-Bund e.V.Dekret bawarskiego władcy Albrechta V z 1553 roku określał, że piwo wolno warzyć od Świętego Michała do Świętego Jerzego (czyli od 29 września do 23 kwietnia). Było to związane zarówno ze zbyt wysokimi temperaturami dla piw dolnej fermentacji, jak i  zwiększonym ryzykiem pożaru w miesiącach letnich. W ten sposób zaczęto warzyć w marcu specjalne, mocniejsze piwa, które będą w stanie wytrzymać pięć ciepłych miesięcy. Oprócz sporej porcji słodu, która przekładała się na większą zawartość alkoholu w piwie, ważne było zapewnienie odpowiednio niskiej temperatury do jego leżakowania. Dlatego w piwnicach umieszczano lód pochodzący z pobliskich rzek i stawów. Teraz widać, dlaczego przynajmniej w Niemczech piwowarstwem trudnili się raczej mężczyźni. Trzeba było nie lada krzepy, żeby targać ciężkie wory ze słodem, przerzucać masywne beczki piwa, a potem jeszcze, jak gdyby nigdy nic, biegać przez pół wsi ze świeżo rżniętymi blokami kry. Żeby uchronić piwnicę przed dostępem promieni słonecznych, dodatkowo obsadzano jej okolicę kasztanami. Ich płytkie korzenie nie stanowiły zagrożenia dla fundamentów, a duże liście zapewniały ochronę przed ciepłem. Stąd też do dzisiaj w wielu ogródkach piwnych przy tradycyjnych piwiarniach w Bawarii i Frankonii możemy napić się piwa w cieniu kasztanowców.

Pod znakiem Marsa
Mało kto wie o pewnej świdnickiej legendzie, podług której piwowar księcia Bolka II Marcegorz ze Świdnicy warzył w średniowieczu znakomite piwo marcowe. Tajemniczą recepturę miał przed śmiercią przekazać dominikanom.  Może więc to Niemcy nauczyli się warzenia w marcu od nas? Nasza słowiańska duma chciałaby, żeby tak było. Wiadomo natomiast ze stuprocentową pewnością, iż przed wojną znakomite piwo marcowe, cieszące się renomą w całej Polsce, warzył Browar Lwowski Jana Kleina (założony w 1833 roku, nagradzany na wielu konkursach). Dzisiaj wśród piw krajowych znaleźć możemy m.in. Żywiec Marcowe, Miłosław Marcowe i Kormoran Marcowe. Co nie powinno dziwić, znacznie więcej piw tego typu warzą nasi zachodni sąsiedzi, z których najsłynniejsze są chyba wyroby sześciu browarów mających wyłączność do podawania piwa na monachijskim Oktoberfest:  Spaten-Franziskaner-Bräu, Augustiner, Paulaner, Hacker-Pschorr, Hofbräu i Löwenbräu. Smakowite interpretacje stylu warzą również browary zza Wielkiej Wody, chociażby Flying Fish.
Święto piwa zaczyna się obecnie z końcem września, ale pierwszy raz z wielką pompą zorganizowano je 12 października 1810 roku z okazji ślubu Ludwika I Bawarskiego z Teresą von Sachsen-Hildburghausen. Na błoniach miejskich zorganizowano wielkie wyścigi konne w stylu starożytnych igrzysk. Książę Ludwik był zresztą wielbicielem wszystkiego, co antyczne. Musiał zatem wiedzieć, że piwo pite w czasie październikowego święta warzone było w marcu, więc niejako ku czci rzymskiego boga wojny Marsa. A ponieważ mitologia rzymska jest tylko wariantem greckiej, możemy być niemal pewni, że wielkie litrowe kufle Maßkrug napełniano najprzedniejszym nektarem.  Przynajmniej kiedyś, bo dzisiaj święto uległo komercjalizacji i zgodnie z gustami turystów w kuflach gości tzw. Helles Märzen, trunek zbliżony w smaku bardziej do koncernowych lagerów niż dawnego piwa marcowego. Jak pisał w 1773 roku Johann Georg Krünitz, oryginalne märzenbier było „ciemnobrązowe, cieliste i gorzkawe”. Pijąc na dzisiejszym Oktoberfest trunki warzone przez jego organizatorów, możemy sobie tylko wyobrazić tamten smak. Ale i tak będzie smacznie, i tak będzie ciekawie, kiedy wraz z tysiącami ludźmi zastygniemy na chwilę, dopóki burgermeister Monachium nie odszpuntuje pierwszej beczki, kwitując to dialektalnym „O’zapft is!”. Można odetchnąć z ulgą. Jak przez ponad dwieście lat do kufli znów popłynie marcowy nektar.

Piwo vs. winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...)
Fot. © 2014 Deutscher Brauer-Bund e.V.Tym, co na pierwszy rzut oka odróżnia piwo marcowe od innych lagerów, jest jego śliczny bursztynowy kolor, ogólna treściwość i mocny słodowy smak, po którym następuje wytrawnyokreślenie wina, w którym, teoretycznie, cały cukier na d... finisz z delikatnymi nutami szlachetnych odmian chmielu. Chcąc wybrać wino, które najlepiej odzwierciedla cechy stylu märzenbier, po dłuższym zastanowieniu musielibyśmy sięgnąć po kieliszek z gewürztraminerem. Pełne słodowe piwo o idealnej równowadze między słodyczą a goryczą pasuje do tego krągłego wina, które przy swojej nienachalnej oleistości i kwiecistym aromacie równie wdzięcznie balansuje na granicy słodki-gorzki. Oba trunki łączą w sobie krzepiącą rustykalną solidność z eterycznością lekkiego dysonansu nut kwiecisto-goryczkowych. Najlepszym kompanem do piwa marcowego wydaje się być proza środkowoeuropejskiej kuchni opartej na mięsie wieprzowym, zwłaszcza żeberka z miodowym akcentem czy pieczona szynka (którą dodatkowo podlewać można piwem). Doskonale sprawdzi się również w połączeniu z wszelkiej maści wytworami azjatyckiej myśli kulinarnej. I w ten sposób gładko przechodzimy do odpowiadającego mu wina, które podobno również cechuje słabość do kuchni Dalekiego Wschodu. A to, który z trunków lepiej podkreśli walory sera Gruyère, jest już chyba tematem na solidną komparatystyczną dysertację.

Przedstawiciele stylu:

Ayinger Oktoberfest-Märzen
Leżący w bawarskiej wiosce Aying browar założono w 1878 roku. Warzy jedno z najlepszych piw marcowych na świecie, w kolorze ciemnego złota, o delikatnym kwiecisto-słodowym zapachu. W smaku karmelowe, z orzechowymi nutami. Średnio cieliste, 5,8% zawartości alkoholu.

Hacker-Pschorr Original Oktoberfest

Jeden z najstarszych monachijskich browarów, który podawał piwo w trakcie pierwszego Oktoberfest w 1810 roku. Kolor trunku jest głęboko bursztynowy, wpada w brąz, w zapachu słodkiewino o dużej zawartości cukru naturalnego lub dodanego.., ciężkawe, metaliczne, wyczuwalny nikły aromat chmielu. Piwo cechuje umiarkowana gorycz zrównoważona karmelową słodowością, nuty tostowe.

Żywiec Marcowe

Najbardziej dostępne krajowe piwo w stylu märzen. Browar Żywiec wprowadził je do swojej oferty w 2014 roku. Kolor miedziany, dosyć ciemny. W zapachu zdecydowane nuty karmelu i chleba, smak trochę zdominowany słodyczą, z lekko rozgrzewającym alkoholowym akcentem, który trzyma chmiel na dystans.