Podróże kształcą, nawet krótkie i nieodległe – takie, z którymi nie łączy się zwykle walorów edukacyjnych.
Zwięzłe, treściwe wyprawy, nasycone nieoczekiwanym smakiem nowej wiedzy, mocno zapadają w pamięć i rezydując tam, mają tendencje do otaczania się aurą mitu, która wszak rzetelnej wiedzy nie służy. Zanim więc ostatni wakacyjny wypad na Hel ostatecznie się w mym wspomnieniu zmitologizuje, chyżo dzielę się informacjami, zachęcając czytelników „Czasu Wina” do ich sprawdzenia.
Rozpieszczony podróżą po pachnącej winem Italii niczego sobie zgoła w dziedzinie degustacji nie obiecywałem po krótkiej wizycie na Mierzei Helskiej, opacznie zwanej półwyspem. Wyrzuciło mnie tam po nieudanej próbie znalezienia godnej kwatery w poczciwych Dębkach, polecanych przez bywałych tam członków rodziny. Niestety, to, co krewnym moim zdało się w maju oazą spokoju i zmysłowego piękna natury, w sierpniu rzuciło mi w twarz obrazy i wonie odstręczające: setki półnagich plażowiczów snuło się wąskim deptakiem w oparach przesmażonych frytek i mdłym zaduchu gofrów.
Wrażeń dopełniał gulgot automatów do gier i zabaw rozlokowanych po obu stronach deptaka. Pozostawało umknąć do Jastarni, którąm z lat młodzieńczych zapamiętał jako spokojne rybackie miasteczko z porcikiem i kojącą nerwy plażą. Wspomnienia przegrały z realnością: to nic, że urocze kaszubskie domki z czerwonej cegły utonęły niemal w zalewie nijakiej polskiej architektury domkowo-pensjonatowej. Gorzej, że główną ulicę miasteczka wraz z przyległościami obrosły drewniane budy knajpiane, sklepowe i bawialne (z odpustową elektroniką), a każda jak głośnik hucząca.
Ale żołądek nie sługa, podniebienie takoż, więc trzeba było jakieś lokale nawiedzić, skąd swąd starego oleju nie odpychał. I co? „Ziemia, ziemia!” – chciałem zakrzyknąć niczym Rodrigo de Triana, który z pokładu „Pinty” pierwszy po wikingach dostrzegł Amerykę. Nasze odkrycie było mniejszego kalibru – zacna naleśnikarnia, a w niej karta winlista win, którymi dysponuje restauracja. Może być skompo... (...) z kilkunastoma skrótowymi, acz treściwymi i celnymi opisami. Wybór padł na rześkiego rieslinga (do naleśników z kurczakiem i szpinakiem), którego hojnie wlano do kieliszków.
Po przeciwnej stronie ulicy kusiła pizzeria z prawdziwym winnym sezamem („Wina z całego świata!”). Karta trunków była imponująca i przypominała księgę. Opisy zaś zdradzały obecność enologa na etacie, bo były długie, malownicze i z zadęciem. Każda notka zaś opatrzona zdjęciem butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr..., a kartki z ładnego papieru i niezafoliowane.
Tu już nam się wymsknęło, że Europa, że kultura; a aromat czerwonego argentyńskiego malbeka rozwiał zagubione tu i ówdzie, słabe powiewy przesmażonego oleju. No, ale prawdziwy rarytas czekał w porcie! Trzeba wam wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że rybacki porcik w Jastarni to skromne nabrzeże z kilkunastoma kutrami (choć budynek kapitanatu okazały), miejsce nieturystyczne i na głębokim zapleczu. A tu, proszę, wprawdzie drewniano-dykciana z foliowym daszkiem, ale „Winiarnia” z asortymentem godnym „Ritza” czy „Waldorff Astorii”! Młode dziewczę z pasją recytuje charakterystyki, a wszystko z głowy! Siadamy? Może jutro, kieliszek od 10 do 300 (sic!) złotych, więc trzeba na spokojnie.
Nazajutrz w innym świecie – Jurata. Zaledwie znikome ślady biesiadnej atmosfery polskich kurortów, bo głównie: szyk, styl, dostatek, cisza i nie całkiem rozwiany duch dwudziestolecia. Ceny światowe i trochę ponad. W najnowszej, eleganckiej i zarazem jednej z tańszych restauracji przez trzy dni jesteśmy wierni wybornej różowej riosze (od: riojahiszp. czer. DOCa z regionu Rioja, prod. z wszystkich czerw.... (...)) i czerwonemu, królewskiemu Caliboro.
Aromat taki, że maniakalnie (i snobistycznie) kręcę kieliszkiem bez opamiętania. W ustach łagodność i zdecydowanie, a w sercu i głowie czysta zmysłowość. A za oknem wiatr od morza i szum sosen…
Podróże udowadniają, że się czasy nam zmieniają.
Więc smakosze: na mierzeję! Tam się dobre winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) leje!