Do dziś wspominam moment, kiedy przeprowadzałem nieco ponad rok temu wywiad z Hugh Johnsonem, przebywającym wówczas w Polsce z okazji oficjalnego wręczania mu tytułu „Człowiek Roku”, przyznanego przez magazyn „Czas Wina”.
Podsunąłem mu wtedy do podpisu mój pierwszy mocno sfatygowany egzemplarz jego Pocket Wine Book z 1982 roku. Hugh spojrzał z rozrzewnieniem, przewertował i rzekł: „Zaraz, zaraz, czy w tym wydaniu była już Nowa Zelandia? Hm, a jest! Tak, w tej edycji pojawiła się chyba po raz pierwszy” – powiedział z uśmiechem. Celna uwaga – Nowy Światpopularne, zbiorcze określenie pozaeuropejskich państw win... na arenie światowego winiarstwa, zwłaszcza europejskiego, właściwie jeszcze nie istniał. Dodam tylko, że ten egzemplarz dostałem za friko od jakiegoś dziennikarza winiarskiego chyba dziesięć lat po jego wydaniu, a mimo to długo i obficie z niego czerpałem.
Pierwsza „kieszonkówka” Johnsona ukazała się w 1977 roku i została napisana przez samego autora. Od tamtej pory stała instytucją, wielką redakcją z mnóstwem bardzo selektywnie dobieranych przez autora współpracowników. „Moja rola?” – odpowiadał dowcipnie na kolejne moje pytanie: „polega głównie na skracaniu tego, co inni powstawiali”. Rozwój projektu nie mógł przebiegać inaczej – wydawana co roku książeczka musiała z czasem pomieścić wielokrotnie więcej informacji, a nie mogła przecież zbytnio „spulchnieć”. Musiała zachować swój kompaktowy charakter. Niemniej, cały czas Hugh Johnson nie wypuszcza żadnego sznurka z ręki, sam pisze oraz nadzoruje i redaguje całość, która jest dodatkowo tłumaczona na wiele języków na wszystkich kontynentach. Trudno sobie dziś wyobrazić jakiegokolwiek dziennikarza z naszej dziedziny, nawet tego o międzynarodowej renomie, bez „pokeciaka”. To mus dla każdego, a zwłaszcza dla tych, którzy winem nie zajmują się na co dzień.
Ta książka od początku była skazana na sukces. Ale powiedzmy sobie wprost – największą jej zaletą był jej rozmiar, rozmiar „pocket” – kieszonkowy. W czasach, kiedy winiarskie wydawnictwa osiągają nawet trzy- i więcej kilogramowe rozmiary, ta książeczka z milionami informacji zachowała swój niemal pierwotny kształt. Niemal – bo i sama siłą rzeczy rozrosła się co najmniej pięciokrotnie, ale też tak rozrósł się międzynarodowy świat wina w ostatnich czterech dekadach. Mimo to ciągle spełnia warunki klasy „pocket”. Z wielką i dokładną encyklopedią ani nie pojedziemy, ani nie polecimy na wakacje w winiarskie rejony, nie pójdziemy na degustację – tymczasem Pocket Wine Book możemy w ogóle przez cały rok nie wyjmować z teczki czy plecaka. To jej gigantyczna zaleta, więc i ja tak czynię niemal od ćwierć wieku. W dodatku służy mi ona jako… notatnik. W kolejnych wydaniach – choć miejsca brak – zawsze coś dopisywałem, i pewnie nie tylko ja – np. swoje uwagi do degustowanych win, czy odwiedzanych winiarni. Miejsca nie ma, ale się da!
Drugą, może jeszcze większą zaletą wydawnictwa jest jej autor – to człowiek-instytucja, Hugh Johnson, twórca profesjonalnego dziennikarstwa winiarskiego. I na tem skończę, bo każdego słowa mało, a i każdy wie, kim autor jest.
Jedną wszakże tutaj niedogodność obserwuję posiadając wszystkie wcześniejsze polskie wydania Pocket Wine Book: otóż żadne z nich nie było kontynuowane i wznawiane. Albowiem Polak kupując takie wydawnictwo, uważa sprawę za załatwioną. Załatwioną przynajmniej na kilka lat. Temczasem cała siła „kieszonkówki” Hugh Johnsona polega na corocznem ponawianiu jej zakupu, ba! Na gorączkowem oczekiwaniu na pojawieniu się nowego wydania. Widząc ogrom pracy tłumaczeniowej i edytorskiej prężnego Wydawnictwa Olesiejuk, boję się, by owa sytuacja się nie powtórzyła. Reklamowy nadruk na obwolucie: „Ponad 11 milionów sprzedanych egzemplarzy” może w Polsce nie zadziałać, a wielka szkoda by była. I żywię wielką nadzieję, że tak się nad Wisłą nie stanie. Oby!
Hugh Johnson’s Pocket Wine Book 2015
Hugh Johnson
Mitchel Beazley, edycja polska – Wydawnictwo Olesiejuk
Cena: ok. 45 zł.