Kraina nieodgadniona

 

Jeżeli właśnie jedziesz wąską, krętą drogą, gdzieś wysoko w górach, często mijasz uzbrojone po zęby patrole policji i wojska, a dookoła, na stromych zboczach widzisz plantacje kawy, to znaczy, że prawdopodobnie jesteś w Kolumbii.

 

Salento to małe kawowe miasteczko położone w górach w południowo-wschodniej części kraju. Wąskie uliczki, kolorowe, zadbane kamienice, za dnia spokojne, w godzinach wieczornych zaczynają tętnić życiem. Niezliczone sklepiki i kawiarenki przyciągają mieszkańców, gdyż o turystów w dalszym ciągu trudno. Zaglądam do jednej z nich, siadam przy małym drewnianym stoliczku wystawionym na zewnątrz, praktycznie na ulicę, i zamawiam klasyczne espresso. Po kilku minutach otrzymuję pięknie podaną kawę, która wyglądem, barwą, charakterem i temperamentem oddaje kwintesencję kolumbijskiego narodu. I jest po prostu doskonała.

Po krótkiej chwili do stolika przysiada się z uśmiechem Pedro, rolnik z tej okolicy, właściciel małej plantacji kawy, i ze spokojem zaczyna konwersację w języku angielskim, co w Kolumbii, a szczególnie w tym regionie jest niezwykle rzadkie. Po kilku zdaniach i wymianie wzajemnych uprzejmości pyta z zaciekawieniem: „Z czym Polacy kojarzą Kolumbię?”. Odpowiedź nasuwa mi się automatycznie, ale mam wątpliwości, czy wykazać się pełną szczerością. „Porwania, narkotyki, kawa”, odpowiadam po chwili wahania. Bacznie przyglądam się jego reakcji, ale zamiast zdziwienia widzę smutek w jego oczach. „A czy coś się zmienia?”, pyta. „Wiesz, to że jestem z Europy, siedzę tutaj sam w twoim towarzystwie, właśnie o tym świadczy”, odpowiadam wyraźnie uspokojony jego reakcją.

Fot. Global Group CoffeePedro, jak każdy mieszkaniec Kolumbii, jeszcze kilka lat temu mógł tylko pomarzyć o podróżowaniu po kraju. Napady na głównych drogach, nie mówiąc o lokalnych, były codziennością. Czasami kończyły się zwykłymi rabunkami, a czasami porwaniami dla okupu, gdzie na czas negocjacji porwani byli transportowani głęboko w dżunglę i zmuszani do pracy fizycznej przy biznesach nie zawsze legalnych. Dzisiaj podróżowanie głównymi szlakami jest bezpieczne i chociaż częste patrole wojska i policji kojarzą nam się raczej ze stanem zagrożenia, Kolumbijczycy odbierają to dokładnie odwrotnie – tam, gdzie jest wojsko i policja, podróżować można bez obaw.

Po krótkiej pogawędce na inne tematy pytam o receptę na idealne espresso i widzę, że trafiam w sedno. Pedro wyraźnie się ożywia, bo – będąc właścicielem plantacji – o kawie wie prawie wszystko. Zapewnia mnie, że oczywiście naczynia, forma podania i przyrządzenia są niezwykle ważne, ale bez dobrej kawy nie ma dobrego espresso. A w Kolumbii – jak zapewnia Pedro – warunki do uprawy kawy idealnej są wręcz wymarzone. Krzewy rosną na stromych zboczach, co zapewnia im rewelacyjne nasłonecznienie, a temperatura powietrza nigdy nie spada poniżej kilku stopni. Poza tym deszcze, które padają dość regularnie, ale nie są obfite, przyczyniają się do szybkiego i równego rozwoju krzewów.

Brak ograniczeń w dostępie do wody umożliwia plantatorom stosowanie metody mokrej w procesie przetwarzania owoców, co w efekcie wypłukuje z ziaren wszystkie składniki niepożądane, takie jak ziemistość, czy posmaki różnych roślin i owoców rosnących w sąsiedztwie krzewów. Jednak bez uśmiechu i serca, które plantatorzy wkładają w uprawy każdego dnia, efekt zapewne byłby mniej spektakularny.

„A co zapamiętasz z Kolumbii?”, zapytał Pedro po chwili rozważań o kawie. „Radość z życia, piękne krajobrazy i smak espresso. I chociaż nie każdy może tu przyjechać, to każdy powinien choć raz poczuć ten smak”.