Do tej książki będę wracać. Sceny kuchenne to pozycja, po którą sięgnę nie tylko w poszukiwaniu inspirującego dania, ale i wtedy gdy będę chciała przeczytać coś niezobowiązującego w sobotnie popołudnie.
Gotowaniem zainteresowałam się stosunkowo niedawno. Wcześniej tylko doprawiałam potrawy lub jako „podkuchenna” pomagałam obierać, kroić czy podsmażać składniki potrzebne do głównego dania. Teraz gdy tylko nadarza się okazja, sama sięgam po książki z przepisami, wybieram te wydające się być smaczne i działam. Efekty są różne – raz przepis okaże się strzałem w dziesiątkę, raz mnie przerośnie i danie nie wyjdzie, a i zdarza się, że efekt końcowy odbiega od oczekiwań. Rodzina mi kibicuje i mimo, że czasem kuchnia po moich „rządach” nie wygląda idealnie, wszyscy z zaciekawieniem próbują moich dań.
W Scenach kuchennych przepisów „pysznie rokujących” znalazłam mnóstwo i wiele z nich na stałe weszło już do moich popisowych dań. A mogło być zupełnie inaczej, bo po książkę sięgnęłam przypadkiem, gdy szukałam prezentu dla znajomej znajomego. „Kolejna książka kucharska napisana przez aktorkę” – to była moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam okładkę na półce w księgarni. Coś jednak mnie tknęło, by wziąć ją do ręki i otworzyć na chybił-trafił. I wsiąkłam. Napisane lekkim językiem mini-opowiadania przed kolejnymi przepisami sprawiły, że świat Marii Pakulnis i Janusza Mizery okazał się nie tylko ciekawy , ale i … normalny. Wspomnienie o nieudanym wekowaniu przetworów, pobycie we Florencji, czasie spędzonym samotnie podczas świąt w domu, bo druga osoba pracuje w teatrze czy rozważań nad źródłosłowem określenia „palce lizać” sprawiły, że poczułam do tej pary nić sympatii. Z kart książki nie przenikały bowiem „nakazy” jak prawidłowo jeść, a ciepło domowego ogniska. Ze stron buchała chęć podzielenia się nim z czytelnikami, zaproponowania potraw sprawdzonych, dających radość zarówno kucharzom jak i jedzącym.
Sceny kuchenne to nie jest tradycyjna książka kucharska z przepisami okraszonymi gramaturami, kilogramami czy mililitrami. Autorzy już na wstępie stawiają na kreatywność czytelników niejako tylko podpowiadając kierunek, w którym ma zmierzać przygotowywane danie. Znajdziemy w niej pyszne śniadania (przepis na jajecznicę!), zupy, dania główne i desery. Są tu receptury zarówno proste jak i bardziej skomplikowane, tradycyjne i egzotyczne, dla wegetarian i mięsolubnych. Książkę polecam „rybożercom” – Maria Pakulnis pochodzi z Giżycka, a i sama książka powstała pod patronatem tego miasta, więc przepisów z rybnymi akcentami znajdziemy tutaj sporo. Moich domowników ujęła zupa z białych ryb z szafranem, imbirem i mlekiem kokosowym i obłędny okoń morski w sosie z porów i cebuli z dodatkiem białego wina. Przepisy te należą do tych trudniejszych, ale warte są pracy.
Pod każdą recepturą znajdziemy też sposób podania – to bardzo ciekawy dodatek, bo często po wykonaniu dania nie wiemy, co z nim dalej zrobić. Wyciągać z formy, odwijać z folii, włożyć do lodówki czy wystudzić na podłodze w spiżarce? Tutaj czytelnik nie zostaje z daniem w ręce, a dodatkowo wie co przygotować jako dodatek, by danie w pełni uwydatniło swój smak.
Maria Pakulnis, Janusz Mizera
Sceny kuchenne
Edipresse 2016
Cena: 59,90 złotych