Kto nas robi w jajo?!

Lubię kury i to wcale nie za to, że można z nich zrobić smakowite de volaille. Także nie za to, że bywają podstawą najpyszniejszej zupy świata, czyli rosołu.

Nawet nie za to, że kurczęta faszerowane po polsku podawane w moim domu zachwycają nieodmiennie gości z kraju i ze świata. Wielbię kury za to, że znoszą jaja. A jajo jest początkiem wszystkiego. Początkiem życia, a także początkiem dnia. Śniadanie bez jaja jest dla mnie nieważne.

I nie są to śniadania monotonne czy mało zróżnicowane. Bywają różne rodzaje jajecznicy (po balu sylwestrowym np. jajecznica z szampanem stawiająca każdego na nogi), jajka sadzone z gruboziarnistym pieprzem czy wreszcie wspaniałe jajka w szklance z łyżką oliwy extra vergine zamiast dodawanego polskim zwyczajem masła.

Również na obiad można delektować się produktem tak modnej dziś zielononóżki. Mało kto nie doceni smaku jaj faszerowanych, a bez wątpienia jaja poszetowane (inaczej perduty – jaja zgubione) wprawią w zachwyt każdego smakosza. Nie chcąc trzymać Czytelników w niepewności, wyjaśniam, że na pewno jedli to danie, ale pod bardziej współczesną nazwą jako jajka w koszulkach.

Mogłoby życie toczyć się radośnie od jajek na miękko aż do sandacza po polsku ugotowanego w warzywach i posypanego posiekanym jajkiem na twardo z koglem-moglem na deser, gdyby nie uczeni i ich badania oraz dietetycy wydający bezdyskusyjnym tonem zalecenia. Obie te grupy, starające się silnie wpływać na nasze życie od dziesięcioleci, straszą miłośników jaj cholesterolem. Ich zdaniem to właśnie jaja zatruwają nasze zdrowe organizmy nadmiarem cholesterolu, który powoduje zatory, nadciśnienie, zawały wreszcie. O sklerozie już nie wspomnę, bo to zupełny drobiazg. W żółtku kurzego jajka znajduje się 650 mg na 100 g właśnie tegoż paskudztwa. No i kto chce – nawet jedząc najpyszniejsze jajka – wpaść w miażdżycę albo nawet zejść ze świata przez zawał?

Prawdę mówiąc, nigdy nie kierowałem się zaleceniami zdrowotnymi, siadając do stołu czy stając przy kuchni. Wiem, że mój organizm lepiej niż wszelcy badacze czuje, co mogę, a czego nie powinienem jeść. I żyję – jak dotąd – w doskonałym zdrowiu.

Zyskałem zaś niedawno naukowe wsparcie w mojej miłości do jaj. Oto prof. Tadeusz Trziszka z wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego, który – można rzec – zęby zjadł na jajach, bo napisał doktorat oraz pracę habilitacyjną na ich temat, twierdzi, iż: „nie ma ograniczenia, ile się chce, tyle można jeść (jaj – przyp. P.Ad.) – 20, 30 sztuk tygodniowo. Jest ogrom badań światowych, które o tym mówią, tylko dziwnym trafem nie przedostają się do szerokiej publiczności”. I dalej profesor wyjaśnia: „Człowiek, który je dużo jaj, będzie na skutek konsumpcji odkładał mniej cholesterolu w naczyniach. Bo cholesterol, jaki dostarczamy organizmowi z żywnością, nigdy nam się nie odkłada w naczyniach, natomiast odkłada się wyłącznie nasz własny, ten produkowany w wątrobie”.

Radość ze znalezienia autorytetu naukowego zachęcającego mnie do kontynuowania smakowitego życia nie trwała długo. Oto dziennikarz działu naukowego „Polityki” Marcin Rotkiewicz wysmażył kolejną niezdrową jajecznicę. Tym razem straszy wszystkich miłośników omleta jajami wiejskimi od kur wolnochodzących. Jego zdaniem niezamykane w klatkach, lecz wędrujące po trawie, rżysku i podwórku ptaki opychają się wszystkim, co im pod dziób wpadnie, np. piaskiem skażonym ropą z traktora, trawą posypaną pestycydami, a nawet metalami ciężkimi. W tych dywagacjach Rotkiewicz (o zgrozo!) powołuje się, tak jak ja wyżej, na profesora Trziszkę.

Pognałem więc szybko na podwórko sąsiadów i zaczaiłem się obok kurnika, z którego zjadam zniesione tam jaja. Po długich obserwacjach postanowiłem jeść jaja od tychże samych znajomych kur i w nie mniejszych ilościach niż dotąd. Kury bowiem chętnie dziobały wysypywane im ziarno, okruchy i przeróżne robale. W części podwórka przez nie zamieszkałej nie zauważyłem żadnego traktora, a z metali ciężkich spostrzegłem (i szybko usunąłem) dwa podrdzewiałe gwoździe.

Na koniec podjąłem postanowienie nieczytania relacji z badań naukowych. Nie będę wówczas musiał się zastanawiać, kto mnie robi w jajo!