Lęk przed otwarciem butelki

Najgorszą rzeczą w życiu człowieka jest strach. A co najbardziej tu przerażające – im większa fantazja jednostki, tym większa umiejętność odkrywania różnych poziomów grozy.

 

Człowiek prosty, nieskażony nadmiernym rozwojem cywilizacji, bał się rzeczy zwyczajnych: burzy, pioruna, głodu, a czasem, gdy okoliczności mogły na to wskazywać, złego uroku. I tyle.

A dzisiaj: boimy się, że źle wypadniemy na rozmowie kwalifikacyjnej, lękamy się, co ludzie o nas pomyślą. Boimy się tuszy, chorób cywilizacyjnych, głuchych telefonów i osób dzwoniących z numerów zastrzeżonych. Bezsennych nocy – a im strach przed tym większy, tym gorzej nam zapadać w sen. Boimy się, że nie znajdziemy miłości – a jak już się pojawi w naszym życiu, to boimy się dla odmiany, że ją stracimy… I jeszcze niepokojem napawa nas czasem konieczność opuszczenia domu. Najbardziej chyba boimy się samego strachu.

A kupując winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...)? – Boimy się, że nie będzie nas na nie stać. Że okaże się korkoweoprócz wielu innych, negatywnych znaczeń, określenie ozna... (...). Że goście nie przyjdą. Że będzie za bardzo schłodzone / za ciepłe. Że nie będzie smakować, bo sami dokonamy złego wyboru. Boimy się również, że wina będzie za dużo. Lub – a nie wiadomo, co gorsze – że go braknie.

Więc – być może – zdarza się czasem, że okiem wytrzeszczonym spoglądamy w sklepie na Bogu ducha winną butelkę – a przed oczyma naszej duszy, niczym walkirie, galopują obrazy pełne żywej, a autentycznej grozy.

Porada na wiosnę – i poniekąd już lato: porzućmy wszelki strach. Co się ma zepsuć – i tak się zepsuje. Po co się bać na zapas?