Lizbona – miasto zamknięte

Zaczęło się. W niedzielę zjechali się sędziowie, przedwczoraj wystartowaliśmy.

Największe w Portugalii zawody winiarskie – Concurso Vinhos de Portugal 2015 rozpoczęły się wczoraj w podlizbonskim kompleksie wystawienniczym w Santarém, przypominającym wariację na temat modernistycznego wizerunku hali targowej i remizy strażackiej.

Zawody odbywają się o godzinę z ogonkiem jazdy od centrum Lizbony. Ocena jest zdygitalizowana. Oceniamy w sumie około 1200 win z bardzo różnych roczników, a przypadku moscateli i mader – bywają to roczniki doprawdy odległe. Jednak po przyjeździe najbardziej zadziwiła nas stolica Portugalii. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej Lizbony, jeszcze nigdy nie widziałem takiego miasta na Południu Europy. Wydawało się jakby na czas konkursu większość mieszkańców wyjechała, aby nam nie przeszkadzać. Zbytek łaski, bo to przecież my – zarywając sen – co rano pielgrzymujemy poza metropolię, by kontemplować luzytańskie wina. W niedzielę wieczorem można było taki stan rzeczy rozumem pojąć, nawet to, że w luksusowej restauracji z widokiem na całą stolicę podano nam jajecznicę (rano nie musieliśmy już sobie zawracać głowy posiłkiem). Jednak i w poniedziałek rano, w najbardziej delikatnym momencie dla każdego dużego miasta, na ulicach nie działo się nic. Nie było ludzi, nie było samochodów. Nuda. Ruch jak w Wieliczce po 22. Po południu trochę się zagęściło, ale i tak dramatów nie było.

Mimo skupienia na ocenie win, bywa tu też zabawnie – kiedy na przykład okazało się, że dostaliśmy winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) korkoweoprócz wielu innych, negatywnych znaczeń, określenie ozna... (...), przewodniczący mojej komisji (oczywiście Portugalczyk) przeprosił nas za „hiszpański korek” i poprosił o następną próbkę… Cóż – nie tylko hiszpańskie muchy bywają wybrakowane.

Wina niemal bez wyjątku zachwycały jakością – mówię rzecz jasna o pierwszych wrażeniach i w kontekście średniej, bo poziom w tym ujęciu był fajny. Wydawało mi się i tak, że moje oceny bywają zbyt wysokie i jako skrajne zostaną odrzucone, ale po konfrontacji z innymi sędziami (po każdej rundzie przewodniczący komisji czyta oceny szczątkowe) okazało się bynajmniej, że tak nie jest – inni pałają jeszcze większym zachwytem. Więcej spostrzeżeń i głębszych ocen w najbliższym wydaniu „Czasu Wina”.

Wojciech Gogoliński
Lizbona