Ludzie są wspaniali!

Rozmowa z Anną Dymną, założycielką i prezesem fundacji „Mimo Wszystko”.

ROMAN GRACZYK: Nazwę Pani fundacji czytam tak, że mimo obiektywnych ograniczeń, jakie niesie niepełnosprawność, coś dobrego zawsze można zrobić…

ANNA DYMNA: Nazwa „Mimo Wszystko” nie dotyczy tylko niepełnosprawności. Myślę, że raczej może wskazywać pewną postawę wobec życia. Dla mnie oznacza to, że mimo wszystko warto walczyć o każdy oddech i każdą sekundę życia, że mimo kalectwa, choroby człowiek może być szczęśliwy, że nie ma ciemności, której nie da się choć trochę rozjaśnić, że nie ma człowieka, który jest niepotrzebny, że warto zmieniać świat, choć przecież wiadomo, że zawsze obok dobra będzie zło, obok radości cierpienie. Warto – mimo ogromnego wysiłku, ciężkich chwil, łez, ograniczeń – mimo wszystko żyć tak, by zachować proporcje między jasnym i ciemnym i by nie ogarniał nas mrok.

Jean Vanier, organizator wspólnot „Fundacji Arka”, powiada, że pracując z ludźmi niepełnosprawnymi, wcale nie ma poczucia, że coś specjalnego im daje, raczej, że wiele od nich otrzymuje. Czy Pani też tak to czuje?

Tak. Na pytanie: „Dlaczego pani to robi?”, szczerze odpowiadam: „Robię to dla siebie!”. Kontakt z ludźmi cierpiącymi pokazał mi, że to właśnie ci ludzie, przykuci do łóżek i wózków inwalidzkich, walczący ze śmiertelnymi chorobami, potrafią szybciej niż ktokolwiek odkryć, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Od nich nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami. To oni pokazali mi, ile mam powodów i argumentów, by powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Dzięki nim mniej narzekam i biorę się w garść w chwilach największego zmęczenia.

Dlaczego Fundacja organizuje takie akcje, jak na przykład wyjazd Darka Hryniewieckiego na mecz Bayernu do Monachium?

Takie akcje pokazują nam, że człowiek niepełnosprawny też ma pasje, marzenia, pragnienia… że ma prawo do zwykłego życia. Darek oswaja cierpienie i kalectwo, obala te straszliwe bariery strachu przed niepełnosprawnością, jakie wciąż funkcjonują w naszym świecie. Obok nas coraz więcej ludzi, i to młodych, cierpi na depresję, nie ma marzeń, boi się uczuć, nie umie się z niczego cieszyć, do niczego zapalić. Radość i postawa Darka mogą być lekarstwem na depresje i niemoce naszych czasów. Myślę, że dzięki Darkowi ktoś też zaczął marzyć i może już zdobył jakiś wymarzony cel.

Skoro mówi Pani o zdobywaniu wymarzonego celu, wspomnijmy o Kilimandżaro. W 2008 roku Fundacja zorganizowała spektakularną wyprawę osób niepełnosprawnych na ten najwyższy szczyt Afryki (5895 m n.p.m.). Co ona mówi o przekraczaniu granic?

Sens tej wyprawy polegał na czymś więcej niż zdobyciu tego szczytu. Ona zapoczątkowała wieloletni projekt mojej fundacji pod hasłem „Każdy ma swoje Kilimandżaro”. Chodzi o to, by każdy niepełnosprawny człowiek dostrzegł przed sobą jakiś cel i szczyt do zdobycia, by uwierzył, że może go zdobyć. Dla jednych tym szczytem może być Kilimandżaro, a dla innych pierwszy samodzielny krok po ciężkim wypadku. Jesienią ubiegłego roku zorganizowaliśmy dla grupy naszych podopiecznych spływ Dunajcem. Towarzyszyłam im, widziałam ich szczęśliwe twarze. Te obrazy przypominają mi, że nie trzeba dojść na Kilimandżaro, aby zwyciężyć. Chodzi o to, żeby zrobić coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwe. Otóż, dzięki wspaniałym ludziom, takim jak Marek Kamiński, Jaś Mela, Ewa Błaszczyk, bywa, że to jest możliwe… Ludzie naprawdę są wspaniali!