Jest coś wyjątkowego – dającego siłę i poczucie wolności – w krajobrazie Alentejo. W jego bezkresnych falujących równinach, w niebie o nieprawdopodobnym odcieniu błękitu i niespotykanej głębi oraz w charakterystycznych sylwetkach dębów rysujących się na horyzoncie.
Aż dziw, że ta rozległa, spokojna i bardzo słabo zaludniona kraina rozciąga się tuż za progiem wielkomiejskiej i działającej jak magnes na turystów Lizbony. A wystarczy tylko przejechać fantastyczny, najdłuższy w Europie most Vasco da Gama spinający brzeg Tagu w okolicach stolicy z miejscowością Montijo na drugim brzegu, aby znaleźć się w Alentejo. Nazwa tej największej portugalskiej prowincji znaczy tyle co „kraina za Tagiem”.
Gdyby ktoś przed wyjazdem w tamte strony zapytał mnie, dlaczego z taką determinacją (a była ogromna) się tam wybieram, nie umiałabym udzielić na to pytanie konkretnej odpowiedzi. Zdjęcia oglądane wcześniej w internecie przedstawiały głównie równinę, łany pszenicy, kilka dębów na horyzoncie i średnio zachęcały do wojaży. Miałam już szczęście oglądać znacznie ciekawsze widoki. A jednak czułam, że warto będzie odwiedzić tę krainę. Jak się potem okazało, po raz kolejny w życiu intuicja mnie nie zawiodła.
Alentejo odwiedzane w marcu wita przybysza szatą odmienną, w niczym nieprzypominającą najbardziej oklepanych, wszędzie eksponowanych odcieni żółci i błękitu. Wczesną wiosną zdecydowany prym wiedzie tu paleta zieleni – intensywnej i soczystej, takiej, jaką w tym miejscu zobaczyć można tylko o tej porze roku. Im bliżej lata, tym bardziej zieleń traci na intensywności, przechodząc od odcieni żółci po kolor ochry królujący w spiekocie miesięcy letnich. Niektórzy uwielbiają tamtejszy krajobraz właśnie wtedy, gdy najmocniej kontrastują ze sobą spalone słońcem żółte pastwiska, błękit nieba i zieleń nawadnianych plantacji winorośli oraz drzewek oliwnych.
Przemierzając obszar tego największego regionu Portugalii zajmującego 1/3 powierzchni całego kraju, okazuje się, że bynajmniej nie jest on jednorodny. W północnej części trzeba się nawet przeprawiać przez całkiem spore wzniesienia, na zboczach których rozciągają się pastwiska dla masowo hodowanego w tych stronach bydła i owiec. Poza tym olbrzymie połacie kojących wzrok lasów i rzucający się w oczy brak osad ludzkich.
Gdyby nie to, że gdzieniegdzie na wzgórzach przycupnięte są malutkie, malownicze, swym rodowodem sięgające średniowiecza miasteczka, można by odnieść wrażenie, że teren w ogóle nie jest zamieszkany. A zewsząd emanuje nieprawdopodobny spokój, który towarzyszy wszystkim odwiedzającym ten budzący się do życia pod względem turystycznym region. Warto tam pojechać, zanim przeobrazi się w mekkę turystów. Bo kiedy to nastąpi, wówczas spokój, którego we współczesnym świecie tak wszyscy szukamy, i tu stanie się tylko wspomnieniem.
Podróż przez Alentejo oznacza kontakt z bogatą mozaiką krajobrazów i kolorów oraz nieudawaną serdecznością i otwartością zamieszkujących ten region ludzi.
Przybysza urzeka tu praktycznie wszystko – począwszy od niekończących się łanów zboża, domów okraszających swą charakterystyczną bielą okolicę, zdających się prowadzić donikąd dróg, kamiennych fortec majestatycznie wznoszących się na wzgórzach, a skończywszy na przysmakach lokalnej kuchni i wyśmienitych winach. Pakiet kompletny – można rzec. A do tego jeszcze rzadko odwiedzany przez turystów, co jeszcze potęguje jego atrakcyjność.
Domy bielą malowane
Zwiedzanie tego „spichlerza Portugalii”, bo taki przydomek nosi region, najlepiej zacząć od stolicy jednego z podregionów – Górnego Alentejo – Évory. Bez trudu można tu dotrzeć z Lizbony – wystarczy po przejechaniu stołecznego mostu Vasco da Gamy skierować się na autostradę A2, potem na A6, a po około 60 kilometrach zjechać na Évorę, by podążyć drogą N114, która zaprowadzi nas do miasta.
Jednym z najbardziej charakterystycznych jego zabytków jest rzymska świątynia dedykowana Dianie lub Jowiszowi, której ruiny dumnie wznoszą się w centrum starego miasta. Właściwie to cała Évora stanowi jeden wielki, otoczony dwoma pierścieniami murów obronnych zabytek. Wewnętrzny mur pochodzi z czasów rzymskich i uzupełniony został elementami arabskimi, a zewnętrzny wybudowano w XIV wieku.
Na każdym kroku natykamy się tu na średniowieczne klasztory i pamiętające bardzo odległe czasy domy, wszystkie pomalowane na biało, z charakterystycznymi żółtymi pasami na dole i wokół okien. Potem, w innych miejscowościach, zobaczymy jeszcze inną wersję – z niebieskimi lub szarymi pasami, ale same zabudowania zawsze będą białe. Po miasteczku najlepiej spacerować bez planu, bo właściwie każda uliczka i zaułek stanowią atrakcję. Nawet w deszczu – na który w tym regionie można trafić tylko w porze jesienno-zimowej, ewentualnie wczesnowiosennej – miasteczko jest urokliwe.
Przemieszczając się w labiryncie krętych, wąskich uliczek, warto zadać sobie trochę trudu i odnaleźć Taberna Tipica Quarta Feira, gdzie, wprawdzie pozbawieni możliwości wyboru, zjemy smaczny regionalny posiłek, któremu towarzyszyć będzie doskonałe winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...).
Dla sympatyków wędrówek enologicznych Évora z jeszcze jednego powodu powinna stać się obowiązkowym punktem wycieczki. Tutaj bowiem, na placu Joaquim Antonio de Aguiar 20–21, w zabytkowych zabudowaniach dawnego klasztoru swą siedzibę ma Rota dos Vinhos do Alentejo. Warto tu zajrzeć, chociażby po to, by spróbować kilku lokalnych win (co tydzień degustowane są wina innego producenta), zasięgnąć języka (nie ma obawy, personel biegle mówi po angielsku) i umówić się na odwiedziny w okolicznych winiarniach.
Pod psem
To właśnie okolice Évory, a bardziej ogólnie – tereny górnego i centralnego Alentejo stanowią tak utożsamiany z tym regionem typ krajobrazu. Ciągnące się wzdłuż drogi lasy dębów korkowych i ostrolistnych oraz niekończące się uprawy zbóż są charakterystyczne właśnie dla tej części Portugalii. Zjeżdżając z głównej szosy, zobaczymy i poczujemy zapach prawdziwej wsi. Drogi, pozostawiające wiele do życzenia, sprawią, że poczujemy się jak w domu, i prowadzić nas będą wśród winnic po niemal niezamieszkanym terenie.
Tutaj można natknąć się na wypasane wśród lasów dębowych charakterystyczne czarne świnie, cudownie towarzyskie kosmate osły, a także na zazwyczaj pilnujące posesji regionalne psy rasy rafeiro do alentejo. Wielbiciele dużych psów stróżująco-obronnych nie będę zawiedzeni – tutejsze okazy naprawdę są imponujące i budzą respekt. Za dnia przejawiają zdecydowanie mniejszą aktywność niż nocą, gdy z dużym zaangażowaniem oddają się pilnowaniu posesji i są naprawdę groźne – wtedy lepiej nie wkraczać na teren gospodarstwa będącego pod opieką takiego osobnika.
Ta stosunkowo mało popularna u nas rasa powstała ze skrzyżowania cão da serra da estrela z mastifem hiszpańskim oraz kilkoma innymi rasami z Alentejo. Psy te cieszyły się nieprzerwaną popularnością w regionie, gdzie wykorzystywano je do stróżowania domostw i pilnowania stad aż do roku 1974, czyli do czasu rewolucji portugalskiej. Wtedy rafeiro utożsamiany z symbolem statusu wielkich posiadaczy ziemskich stał się zwierzęciem jednoznacznie kojarzonym ze znienawidzoną bogatą klasą panującą. Pojawiło się realne zagrożenie całkowitego wyginięcia rasy. Na szczęście kilku jej wielbicieli z poparciem hodowców zaczęło tworzyć nowe linie hodowlane. Dzięki temu dzisiaj można spotkać jej przedstawicieli nadal w charakterze stróżów całych, może nie tak wielkich jak niegdyś, gospodarstw rolnych lub winnic i winiarni, jak ma to miejsce w São Miguel w pobliżu Redondo.
W szponach miłości
Jeśli dysponujemy czasem, warto udać się na południe regionu i odwiedzić stolicę Dolnego Alentejo – Beja. Miasto nazwali tak okupujący je w VI wieku Maurowie. Zabytkiem cieszącym się szczególnym zainteresowaniem i wartym zwiedzenia jest klasztor Convento de Nossa Senhora da Conceição pochodzący z połowy XV wieku. Ta ciekawa mieszanka architektoniczna gotyku, stylu manuelińskiego i baroku, wzbogacona hiszpańsko-arabskimi kaflami zawdzięcza międzynarodową sławę francuskiej publikacji Listów portugalskich. Pisała je 26-letnia zakonnica Mariana Alcoforado do swej wielkiej miłości – francuskiego oficera Noëla Boutona, markiza de Chamilly, po tym, jak się rozstali. Nietrudno się domyślić, że na żaden ze swoich pięciu listów siostra Mariana nie otrzymała odpowiedzi.
Gdy będziemy w Beja, koniecznie musimy odwiedzić położone nieopodal na wschodzie doskonale ufortyfikowane miasteczko Serpa, pełne zabytków przeszłości, a obecnie słynące z wyrobu doskonałych serów. Chociaż znajduje się tam kilka muzeów, uwagę zwraca przede wszystkim prywatne muzeum poświęcone historii zegarka, gdzie można się zapoznać z 350-letnią historią robienia czasomierzy. Jest to jedno z nielicznych muzeów tego typu znajdujące się poza terytorium Szwajcarii.
Z rozwianą grzywą
Decydując się na zwiedzanie północnej części regionu, zapewnimy sobie zmianę widoków. Tutejszy krajobraz ma charakter górzysty, a wijące się drogi co rusz odkrywają fantastyczne perspektywy. Zdecydowanie jest to królestwo lasów i skąpanych w zieleni pastwisk, a obsianych pszenicą pól nie widać wcale. Przejeżdżając przez Vila VViçosa i Estremoz, trudno nie zauważyć znajdujących się tutaj bogatych złóż marmuru. Zalegające w okolicy wszędobylskie olbrzymie hałdy tego kamienia nadają jej specyficzny charakter.
Sympatycy koni koniecznie powinni odwiedzić miasteczko Alto do Chão. Chociaż jego XIV-wieczny zamek został praktycznie zniszczony przez wojska hiszpańskie w XVIII wieku, w okolicy znajduje się inna atrakcja – najbardziej znana stadnina koni lusitano. Hodowla tych koni wiąże się z walkami byków, które w Portugalii są formą sztuki. Każde przedstawienie składa się z dwóch części. W pierwszej występuje cavaleiro, który wraz ze swym rumakiem wykonuje specjalne manewry, zwane sortes, a jego zadanie polega na rozjuszeniu byka. W drugiej części przedstawienia grupa śmiałków – forcados – stara się unieruchomić zwierzę gołymi rękami.
W tym widowisku byk nie zostaje zabity, jak to ma miejsce podczas hiszpańskiej corridy. Do takich właśnie pokazów wykorzystywano konie lusitano. Ponadto ich żywe usposobienie, inteligencja i odwaga czynią je idealnymi wierzchowcami dla campinos, strzegących stad na pastwiskach.
Potęga zakonu rycerskiego
Kręcąc się bez pośpiechu po okolicy, warto zajrzeć też do maleńkiego, dumnie wznoszącego się na wzgórzu, miasteczka Avis. Magnesem przyciągającym nas tam są nie tyle nadzwyczajne zabytki, chociaż miasteczko jest oczywiście wiekowe, ale fakt, iż swego czasu mieściła się w nim siedziba zakonu rycerskiego. Jego wielki mistrz zasiadł na tronie Portugalii jako Jan I i założył dynastię Aviz – jedną z trzech, obok burgundzkiej i habsburskiej, rządzących w przeszłości Portugalią.
Igreja do Convento de S. Bento de Avis oraz klasztor, stanowiący niegdyś siedzibę zakonu rycerskiego, są naprawdę okazałe. Ale bardzo przydałaby się im kunsztowna renowacja. Zmierzając w stronę jednej z bram prowadzących do miasta, nie można oderwać wzroku od obsypanych owocami drzewek pomarańczowych. Nieprawdopodobna gra kolorów – zieleń liści, z którą wyraźnie kontrastuje pomarańczowy kolor dojrzałych owoców, błękit nieba i biel zabudowań – wręcz hipnotyzuje. Tak wyraziste barwy spotyka się chyba tylko na południu Europy.
Atrakcje Alentejo można wymieniać w nieskończoność, tak bogata jest historia tych ziem. Nawet bez żadnego wcześniejszego planu, podążając tam, gdzie nas oczy poniosą, z pewnością doświadczymy fantastycznych wrażeń, bo tam praktycznie każdy zaułek skrywa średniowieczną tajemnicę.
Więcej o Alentejo na: Na Granicy Starego Świata, Hen, za rzeką Tag, Jestem tu szefem!
O kuchni regionu Alejntejo czytaj na: Porzućcie wszelkie diety ci, którzy tam jedziecie