Mundus Vini Covidi – nowe wydanie konkursu

Mundus Vini
Fot. archiwum W. Googliński.

Te wielkie zawody winiarskie jako pierwsze otworzyły sezon konkursowo-wystawienniczy w czasie pandemii. Przez długi czas wydawało się, że sprawa się nie uda z uwagi na odmienne obostrzenia w różnych państwach. Ale z zachowaniem nadzwyczajnych środków ostrożności przeprowadzono konkurs. I to w czasie, kiedy niemiecka telewizja cały czas pokazywała starcia policji ze skrajnymi przeciwnikami wszelkich obostrzeń.

Oczywistym było, że sędziów będzie mniej i dotrą tylko ci z Europy, choć m.in. bez tych z Hiszpanii, Ukrainy, czy Rosji. Ostatnim rzutem dojechali Węgrzy, których kraj zamyka się ponownie z początkiem września. Niektórzy i tak musieli wykonywać testy u siebie przed wejściem do samolotu. Pojawili się koledzy z Chile, Indii, Korei czy Stanów Zjednoczonych, jednak były to osoby od lat mieszkające w Europie. W sumie było nas 120 sędziów, znacznie mniej niż zwykle, ale organizatorzy tak poważnych imprez bardzo rzadko sięgają masowo po nowe twarze.

Na naszych plakietkach pojawiły się kolorowe naklejki – każda oznacza z nich przydzielała nas do jednej z czterech grup, które udawały się do sali degustacyjnej osobnymi wejściami, miały osobne bary w przerwach na kawę. Maseczki wolno było zdjąć tylko w pokoju hotelowym, przy stoliku degustacyjnym oraz podczas posiłków. Nie było mowy o wyborze potraw – nawet poranne espresso trzeba było zamówić u kelnera, podobnie jak jajecznicę czy grzankę – szwedzkie stoły są w Niemczech zakazane.

Z dyscypliną nie było jednak kłopotów – wszyscy byli po jednakich przejściach we własnych krajach, a wielu cieszyło się, bo był dla nich pierwszy zagraniczny wyjazd po miesiącach izolacji i obrzydzeniu płynącego z nachalnych youtubowych przekazów różnych autorów, niby-specjalistów.

Mundus Vini
Fot. archiwum W. Googliński.

Do oceny podczas tej letniej sesji (ta zimowa w lutym odbyła się jeszcze bez problemów) było ponad cztery i pół tysiąca próbek. Te zaś były jak zwykle bardzo różne. W mojej komisji dwa pierwsze dni przebiegły bez emocji, a właściwie ze zniechęceniem. Nie trafiliśmy na nic poważnego, za to trzeciego dnia rozbiliśmy bank. Zaczęliśmy od win opisanych w karcie degustacyjnej jako powstałe z odmiany glera, a więc prosecco(wino) – zbiorcza nazwa białych win, głównie włoskich .... Spodziewaliśmy się prostych DOC prosecco, ale – już oczywiście po zakończeniu – okazało się, że wszystkie były próbkami DOCG prosecco superiore di conegliano e valdobbiadene – a więc ze szczytu szczytów tego rodzaju win. I szybko w ciemno to odkryliśmy – jakość była oczywista. Ten dzień zakończyła długa seria wybitnych win z czerwonej apelacji DOC Valpolicella  Czerwone wino włoskie DOC z regionu Veneto, produ... Ripasso Superiore Classico. Trudno się więc dziwić, że tego dnia złota rozdawaliśmy sztabkami!

Tuż przed zakończeniem ostatniego, czwartego dnia degustacji organizatorzy zgotowali nam niebywałą niespodziankę – po krótkiej zapowiedzi na ogromnym telebimie (dzięki programowi Zoom) pojawili się na żywo w liczbie kilkudziesięciu na raz sędziowie z całego świata – ci, którzy nie dojechali. Od Nowej Zelandii i Australii, przez Indie i Ukrainę, po kolegów z USA i Ameryki Południowej. Zaskoczenie było tak wielkie, ze niektórzy ocierali łzy. Długo wzajemnie biliśmy brawa i machaliśmy do siebie rękami.

I wszyscy życzyli sobie, by spotkać się ponownie podczas zimowej sesji w lutym przyszłego roku.