Ostateczny termin

Niby sprawa jak co roku – ale podobnie jak zima z drogowcami, tak wakacje postępują z nami. Zaskoczenie, brak planów. A potem pochopne decyzje, których strasznym skutkiem są oparzeniowe bąble z Abu Dabi czy innej Ankary. Plus wstręt do towarzyszy podróży – a czasem są to ludzie nam najbliżsi, więc niedobrze – oraz solenne obietnice, że w przyszłym roku będzie zupełnie inaczej.

Zapewne niewielu z nas zrezygnowało z podobnych zaklęć. Żałujemy zawsze źle zrealizowanych planów, obiecujemy poprawę – i co? Za chwilę czerwiec.

A jak tam nasze tegoroczne plany? Co zobaczymy? Z jakim winem spotkamy się w podróży? Czy zachwyci nas Toskania, południowa Francja, Stary czy Nowy Światpopularne, zbiorcze określenie pozaeuropejskich państw win...? Gdzie napełnimy nasze kieliszki? Gdzie złożymy nasze głowy?  Kiedy wyruszymy w podróż – i z kim?

Zakład, że większość z nas postawiła sobie te pytania – ale znużona ich wagą zrezygnowała z odpowiedzi. Oczywiście na własną zgubę – o czym wiemy doskonale, ale zmęczeni całoroczną pracą nie chcemy o tym pamiętać.

Ludzka rzecz unikać nadmiernego wysiłku. Lecz – błagam – zdobądźmy się na ostatni zryw. Niepomni własnego zniechęcenia mgłami i deszczem, zimnem i brakiem słońca, awanturami w pracy i domu (z pewnością skutkiem solarnych niedostatków) – stwórzmy plan, wskażmy kierunek wakacyjnej podróży. Zastanówmy się, za czym najbardziej tęskni nasze serce, które krajobrazy i jakie wina wywołują najsilniejsze drgnienie duszy, podzielmy to przez czas, którym dysponujemy, i aktywa finansowe (oby były najwyższe) – i skreślajmy dni z kalendarza.

Bo zawsze trzeba do czegoś tęsknić, czyż nie?