Padło na miasto

Christchurch, drugie co do wielkości miasto Nowej Zelandii, a zarazem stolica regionu winiarskiego Canterbury, dotknięte zostało przez silne trzęsienie ziemi.

Wszystko trwało zaledwie kilka minut. Epicentrum wstrząsów znajdowało się zaledwie 10 kilometrów od centrum miasta, a jego siłę określono na 6,3° w skali Richtera. Liczba ofiar ciągle rośnie, straty materialne nie mają precedensu i wciąż są liczone. Poprzednie trzęsienie ziemi, z 3 września 2010 roku, choć silniejsze – 7,1° w skali Richtera, wyrządziło mniejsze szkody i nie spowodowało ofiar w ludziach.

Regiony znane z produkcji wina, takie jak Hawkes Bay, Martinborough, Marlborough i Canterbury, w ciągu ostatnich 150 lat doświadczyły wielu silnych trzęsień ziemi. Dla nowozelandzkiego przemysłu winiarskiego, szczególnie regionu Canterbury, był to jednak kolejny cios, w dodatku otrzymany w krótkim odstępie czasu.

W wyniku zeszłorocznego trzęsienia ziemi zniszczeniu uległy głównie winnice położone na zachód od Christchurch. Epicentrum szczęśliwie znajdowało się w rejonie słabo zaludnionym. Obecne trzęsienie miało niewielki wpływ na winnice, ale spowodowała zniszczenia i paraliż w dystrybucyjnej gałęzi branży.

– Nasze winnice w Waipara zostały praktycznie nietknięte – mówi „Czasowi Wina” Kym Rayner z Torlesse Winery – jednak magazyny w mieście doznały poważnych uszkodzeń. Zniszczeniu uległy biura i tym samym straciliśmy możliwości obsługi miasta i jego okolic. Oczywiste jest też, że w mieście, którego centrum praktycznie przestało istnieć, normalne funkcjonowanie jakiejkolwiek gałęzi gospodarki, poza najbardziej kluczowymi, nie jest możliwe. Chleb jest teraz ważniejszy niż winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...). Dla małych winnic, takich jak Torlesse Winery, może to oznaczać bankructwo.

Dla odmiany Celia Bosman z Sandihurst Winery i Heather Anderson z Tresillian Estate w wywiadzie dla „Decantera” powiedziały, że tym razem los potraktował je łagodnie, a zeszłoroczne trzęsienie ziemi było dla ich winnic znacznie bardziej niszczycielskie.

W ramach wstępnego podsumowania strat serwis internetowy foodnews.co.nz potwierdza, że większość winnic z regionu Canterbury uniknęła poważniejszych szkód. Jednak straty materialne i szok poważnie dotknęły ich pracowników, w większości mieszkających w Christchurch i okolicach.

Najpoważniejsze zniszczenia odnotowały restauracje, winebary i sklepy specjalistyczne. W większości były one położone w samym centrum miasta. W wyniku lutowej katastrofy wiele z nich w ogóle przestało istnieć. Według Eda Donaldsona z Pegasus Bay jeszcze długo nie wznowią działalności.

Czy czeka nas brak win z Nowej Zelandii bądź wzrost ich cen, trudno w tej chwili powiedzieć. Jak podaje Jancis Robinson na swojej stronie internetowej jancisrobinson.com, kilku producentów z Nowej Zelandii, między innymi Felton Road, zdecydowało się przeznaczyć całość dochodów uzyskanych ze sprzedaży swoich win na rynku brytyjskim na rzecz Czerwonego Krzyża niosącego pomoc ofiarom katastrofy. Miejmy nadzieje, że przyśpieszy to odbudowę…

Łukasz Wojnarowicz