Rozmowa z Albertem di Grésy
Wojciech Gogoliński: Biorąc pod uwagę Pańskie studia, do wina trafił Pan od strony biznesowej, a nie winiarskiej. Jak Pan odnalazł się między specjalistami – winiarzami, winogrodnikami i winemakerami, z ich specyficznym językiem i pasją?
Alberto di Grésy: No nie, rolnictwo zawsze było mi bliskie. Pewnie Pan nie wie, że jestem niepraktykującym traktorzystą (śmiech). Od dziecka, zawsze gdy przyjeżdżałem na wakacje do naszego gniazda Villa Giulia (tak, tak – to tam teraz robimy nasze dolcettowłoska odmiana czerwonych winogron uprawianych głównie w... (...) Monte Aribaldo), zaraz pędziłem, by wskoczyć na traktor. Jeździłem nim przez całe lato!
Od 1973 roku, kiedy rozpoczęliśmy winifikację na skalę komercyjną, byłem bardzo blisko winiarni, uczestniczyłem we wszystkich etapach produkcji. To oczywiste, że przez te wszystkie lata udało mi się zdobyć pogłębioną wiedzę enologiczną w teorii i w praktyce. Do dziś uwielbiam śledzić dokładnie dzień po dniu każdy etap winifikacji.
To Pan podjął decyzję o butelkowaniu wina pod nazwą rodzinną. Taka zmiana łączy się również ze sporym ryzykiem. Jak Pan to kalkulował? Chciał Pan butelkować tylko część wina jako „di Grésy”, a resztę dalej odsprzedawać? Czy też od razu – na szerokie wody, wszystko w butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr...?
Kiedy byłem dwudziestolatkiem, zrozumiałem szybko, że to nieporozumienie sprzedawać własne winogrona pośrednikom lub innym winiarzom, dając im niejako „copyright” na nazwę naszej winnicy. Przypomniałem sobie o tym niedawno, gdy mój przyjaciel podarował mi butelkę Martinengi z 1967. Boże! Pomyślałem – to nie było moje winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...), nie miało rodzinnej etykiety, ale przecież zrobione było z moich owoców!
Z drugiej strony tamta decyzja, choć wówczas to było bardziej hobby niż praca, sprawiła mi wiele przyjemności. Pasja w pracy to najważniejsza rzecz! I tak jest do dziś!
Kiedy zaczynaliście, dokupowaliście owoców od innych winogrodników, czy też używaliście tylko własnych winogron?
Nie, oczywiście zawsze używaliśmy tylko własnych winogron.
Czym się Pan teraz zajmuje w firmie, jaka jest Pana funkcja? Oczywiście, oprócz tej drobnostki, że jest Pan właścicielem. Czy inni członkowie rodziny pełnią jakieś funkcje w Tenute Cisa Asinari dei Marchesi di Grésy? A jeśli tak, to jakie?
Ja kieruję przedsięwzięciem. Mój brat, Luigi, i moja siostra, Patrizia, są rzecz jasna współwłaścicielami posiadłości. Jednak poza tym mają również inne zajęcia. Brat jest związany z działalnością w przemyśle turystycznym, siostra zaś… jest całkowicie pochłonięta rodziną (jeśli powiem, że jest panią domu, kto będzie później jej słuchał w firmie!). Oboje są bezpośrednim wsparciem we wszystkich moich przedsięwzięciach. Muszę to jasno powiedzieć!
Jest Pan obecnie bezpośrednio zaangażowany w prace winiarni? Kto podejmuje w firmie najbardziej strategiczne decyzje? Takie jak w czasie zbiorów, co do wydajności, liczby butelek, które będą wyprodukowane, jakie fragmenty parceli należy obsadzić danego roku i czym, wreszcie – jakie nowe “cuvée” stworzyć?
Ja podejmuję wszystkie najważniejsze decyzje – z mocnym wsparciem ze strony Marca Dotty (główny enolog i winogrodnik w firmie). Potem dyskutujemy o nich ze wszystkimi pracownikami z poszczególnych działów. Bardzo mocno wierzę w pracę zespołową!
Co sprawiło, że zaangażował się Pan tak wielce w międzynarodowe białe odmiany? Do tego stopnia, że całkiem „odpuściliście” białe szczepy piemonckie. Teraz „drążycie” mocno sprawę merlota. Takich jest niewielu, a być może tylko Pan jeden, który robi stuprocentowego merlota w Piemoncie.
W pierwszych latach musieliśmy podjąć najważniejsze i najtrudniejsze decyzje dotyczące win białych. Od razu wiedzieliśmy, że nie mamy tutaj czego szukać z odmianami autochtonicznymi. Arneis jako odmiana w ogóle nas nie przekonywał, ponieważ udaje się tylko w okolicach Roeroczerwone wino włoskie DOC z regionu Piemont wytwarzane z wi... (...), czyli na lewym brzegu Tanaro, a nie w Langhe, które znajdują się na jej prawym brzegu. Kiedy spróbowaliśmy zabawy z chardonnayfrancuska odmian białych winogron, jedna z najbardziej rozp..., od razu się udało i to w wersji „fresco”, a także dojrzewanej w beczkach burgundzkich. Podobnie trafiliśmy z sauvignon blancjedna z najbardziej rozpowszechnionych na świecie białych ..., ale tu od razu założyliśmy, że nie będzie dojrzewane w beczkach. I do dziś jest to jedyne niebeczkowe sauvignon w okolicy.
MerlotMerlot to jedna z najbardziej znanych i rozpowszec... to inna historia. Bardzo wierzymy w tę odmianę, zarówno w wersji odmianowej, jak i składniku – ewentualnie – różnych cuvées. Merlot po prostu świetnie się udaje w naszych siedliskach.
Dajecie określenie „sauvignon blanc” na etykietach. Prawo winiarskie Piemontu nie zezwala na taki zabieg w przypadku apelacji DOC Langhe. A jeśli już, ogranicza to do kontretykiety. Czyżby sauvignon blanc był aż tak ważną odmianą dla Was? Będziecie go sadzić więcej?
Jesteśmy świadomi tego problemu. Według prawa sauvignon blanc to DOC Langhe Bianco, ale wolimy dodać owo „sauvignon blanc”. Dlaczego? Bo w restauracji, jeśli ktoś chce się napić sauvignon blanc, to nazwa langhe bianco nic mu nie powie – logiczne.
Wzrost nasadzeń chodzi nam po głowie. Wybraliśmy już miejsce na wzgórzu naprzeciw La Martinengi, obok winiarni Monte Aribaldo. Ale to zajmie kilka ładnych lat.
Macie własną szkółkę winorośli, co skłania mnie do przypuszczeń, że „kombinujecie” coś nowego z nasadzeniami. Co to ma być?
Nie, nie – ta szkółka przeznaczona jest wyłącznie do badań nad nowymi klonami nebbiolo. Mamy ich dziś „na talerzu” jedenaście. Poszukiwania prowadzimy razem z Rolniczym Instytutem Badawczym w Turynie. Ta eksperymentalna winnica jest jedyną w rejonie Barbaresco
włoskie czerwone wino DOCG z Piemontu, wytwarzane.... Są jeszcze dwie w Baroloczerwone wino włoskie DOCG z regionu Piemont, produkowane z... i zajmują się dokładnie tym samym – badaniem klonów.
Martinenga od początku, także dziś, jest obsadzona jednym starym klonem nebbiolo, który – według mnie – jest idealny dla tego amfiteatralnego siedliska. Znajduje to wyraz w kieliszku, gdzie nebbiolo daje z siebie doprawdy wszystko.
Kiedy macie zamiar wystartować z czymś na kształt międzynarodowo-piemonckiego “cuvée”? Powiedziałbym dla jasności rzeczy: „superpiemontczyka”. Inni już tak kombinują.
Od 1990 roku robimy już Virtusa. Jego nazwa pochodzi od ostatniego słowa sentencji, która jest uwidoczniona na naszym rodowym herbie szlacheckim: „Crescit in adversis virtus”, co można przełożyć jako: „Cnota wzrasta w przeciwnościach (życia)”.
Mówimy tu o mieszance barbery i caberneta sauvignon, o wyraźnym charakterze międzynarodowym. W tym przypadku chciałem skonfrontować się z najlepszymi osiągnięciami enologii światowej, przede wszystkim francuskiej, bordoskiej i częściowo kalifornijskiej.
Od 1996 roku wzięliśmy się za inne cuvée(fr.) zawartość kadzi, zestaw wina, wino kupażowane.Termi... (...) – Villa Martis. Jego nazwa pochodzi od łacińskiego określenia tego obszaru jako „miasta Marsa”. To mieszanka barbery i nebbiolo – a więc odmian piemonckich – stworzona, by pokazać niezwykły potencjał tego rejonu!
Kiedy rozmawiałem z Marco, powiedział mi, że największą zaletą winiarni jest to, iż jej winnice stanowią jedną całość. To fakt, ale z drugiej strony powiększenie jej areału będzie bardzo trudne – ceny u sąsiadów już pewnie poszły w górę. Jak Pan to widzi?
Tak, ceny ziemi wokół nas są istotnie zaporowe! Martinenga to perła w koronie. Już sam obszar budzi spore zainteresowanie historyczne – związanych z nim jest wiele mitów i wierzeń – celtyckich, rzymskich i późniejszych. Ciężko będzie się nam rozrosnąć, zachowując charakter całościowy. Zobaczymy, może coś wymyślimy.
Mieszka Pan w Mediolanie, pięknym, zatłoczonym i bardzo międzynarodowym wielkim mieście. Nie może być Pan codziennie w Barbaresco – to około dwóch godzin jazdy. Nie byłoby wygodniej przenieść się tu na stałe?
Niech Pan to powie trójce moich dzieci i żonie (dam Panu telefon). Już teraz widzą mnie rzadko. Jeśli nie jestem za granicą, spędzam tu tylko pół dnia i pędzę do domu. Bo rodzina jest dla mnie wszystkim, całym oparciem. Ale moja pierwsza myśl, kiedy się budzę, i ostatnia, kiedy zasypiam, to zawsze La Martinenga…
Alberto di Grésy
Urodził się w 1951 w Mediolanie, gdzie skończył studia z doktoratem w dziedzinie zarządzania i biznesu. Wszystkie wolne chwile spędzał w Villa Giulia, pałacyku myśliwskim wybudowanym przez jego dziadka w XIX wieku. Choć była to posiadłość rolnicza, nie wytwarzała własnych produktów, a zwłaszcza wina, odsprzedając owoce większym winiarniom. W 1973 Alberto postanowił wszystko zmienić i zaczął robić własne wino. Od początku miał wielki respekt dla siedliska. I mimo zastosowania najnowszych technologii nigdy nie eksperymentował z tradycją. Teraz jego wysiłki wspiera młody, energiczny Marco Dotta – wykształcony enolog i winogrodnik w jednej osobie.
Firma składa się dziś z trzech winiarni: La Martinenga (w Barbaresco), Monte Aribaldo (w Albie) i La Serra (w Monferrato).
Więcej o Piemoncie na:
Alejskie pogórze w kilku odsłonach
Carne cruda pod batem grissini, czyli co jadają Piemontczycy w zimie