Piwne kurioza

Królestwo piwa to nie tylko uładzone lagery i pełne temperamentu ale. Niektóre piwa mogą przyprawić nas o dreszcz zachwytu, niektóre o ciarki. Są też browary, które mogą wzbudzić więcej grozy niż laboratorium samego doktora Frankensteina.

Do najdziwniejszych piw na świecie należy bez wątpienia sahti, które już kiedyś opisywaliśmy w ramach działu „Piwa świata”, ale to dopiero przedmurze krainy piwnych dziwactw. Znalezienie najsłabszego piwa na świecie nie przysporzy nam problemu. Oprócz wyśmienitego dwuipółprocentowego piwa grodziskiego na rynku istnieje cała gama piw reprezentujących tradycyjne style, o zawartości alkoholu mniejszej niż 0,5%. Piwosze, którzy z jakichś przyczyn nie mogą lub nie chcą pić napojów wyskokowych, mogą raczyć się nie tylko bezsmakową zupą z trawy, ale pić wielce smakowite koźlaki, piwa pszeniczne, ciemne, a nawet india pale ale, które niemal niczym nie różnią się od oryginału, poza tym, że po ich konsumpcji w głowie nie usłyszymy nawet leciutkiego szmeru.

2 procenty robią różnicę
Fot. ArchiwumZawiani będziemy natomiast – i mam tu na myśli wichurę, która tatrzańskie drzewa łamie jak zapałki – po choćby jednej butelce szkockiego Snake Venom. Ale od początku. Piwa mocne nie są żadnym nowym wynalazkiem. Portery bałtyckie i RIS-y miewają ponad 10% alkoholu, podobnie słynne angielskie barley wines. Niemcy mogą poszczycić się dochodzącym do 16% i trudnym w produkcji koźlakiem lodowym (Eisbock), którego zamraża się, żeby usunąć nadwyżkę lodu i osiągnąć znacznie mocniejszy, solidnie rozgrzewający trunek. Jako pierwszy wyścig alkoholowy rozpoczął szkocki browar BrewDog, warząc piwo Tactical Nuclear Penguin, mogące poszczycić się 32 procentami alkoholu, a następnie 41-procentowy Sink the Bismarck. Na tę zniewagę Niemcy z browaru Schorschbrau nie mogli pozostać już obojętni, uwarzyli więc Eisbocka o 43-procentowej zawartości alkoholu i wdzięcznej nazwie Schorschbock 43. Szkoci postanowili zakończyć w iście fukuyamowskim stylu, dając światu 55-procentowe piwo End of History wydane w limitowanej edycji w cenie 500 funtów za butelkę, z których każda zapakowana jest w gustowny kostium z martwej wiewiórki. Kontrowersyjne piwo zakończyło historię tylko na chwilę, ponieważ rekord pobił inny szkocki browar – Brewmeister, warząc piwo Armageddon (65%), po to, by następnie pobić samych siebie o dwa i pół procenta mocniejszym piwem Snake Venom. Całe dwa i pół procenta. To tyle, ile ma butelkatyp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... starego, dobrego grodzisza, nieprawdaż?

Z kosmosu do doliny Eufratu
Admiratorzy nieziemskich (dosłownie) trunków z pewnością skuszą się na propozycję japońskiego browaru Sapporo. W 2006 roku japońscy i rosyjscy naukowcy sprawdzali, czy na stacji kosmicznej można wyhodować jęczmień. Eksperyment zakończył się sukcesem, ponieważ możemy cieszyć się smakiem lekkiego 5,5-procentowego lagera w niebagatelnej cenie 110 dolarów za sześciopak. Cóż, jeżeli ziszczą się obawy Stanisława Lema i Philipa K. Dicka, być może w niedalekiej przyszłości ta proporcja zmieni się na korzyść piwa wyhodowanego w „normalnych”, ziemskich warunkach. Nie wiadomo jednak, czy jest sens warzyć piwo w kosmosie, skoro to właśnie kosmici mogli nauczyć nas jego produkcji. Piwo wywodzi się wszak z Mezopotamii i starożytnego Egiptu, a nie od dziś wiadomo, że zarówno piramidy, jak i sumeryjskie zigguraty wystawić mogła jedynie obca cywilizacja.
Do takich rozważań najlepszym napojem będzie tajemnicze piwo uwarzone przez browar Great Lakes Brewing Company we współpracy z orientalistami i archeologami z Chicago. Piwo oparte na liczącej pięć tysięcy lat recepturze jest próbą odtworzenia trunku, jaki pito w Mezopotamii w epoce brązu. Przepis zaczerpnięto z hymnu do Ninkasi, sumeryjskiej bogini piwa. Piwa warzono wówczas z dziwnego jęczmiennego chleba o nazwie bappir, pieczonego w temperaturze 140ºC, żeby nie zabić drożdży. Następnie podgrzewane było w glinianych wazach opalanych drewnem i zwierzęcym łojem, w których trunek fermentował kilka dni. Możemy być pewni, że niczym nie przypominał tego, co pijamy dzisiaj. Według relacji świadków, piwo jest bardzo mętne, pozbawione gazu i charakteryzuje się nieprzyjemnym octowym zapachem z nutami imbiru. Jeden z degustujących stwierdził, że w smaku przypomina mu… pizzę margheritę.

Piwo o smaku pizzy
Cóż, ze smakami się nie dyskutuje, ale jest na świecie jedno piwo, które niezaprzeczalnie smakuje jak włoska pizza. Tom i Athena Seefurth, małżeństwo z Campton Township w Stanach Zjednoczonych, tak rozsmakowało się w marghericie popijanej piwem, że nagle doszło do wniosku, że te dwie rzeczy nie powinny występować osobno. Choć pomysł dodania do beczki oprócz chmielu miazgi z pomidorów, bazylii i czosnku może się wydać kuriozalny, jeszcze dziwniejsza jest fermentacja przebiegająca w towarzystwie wypieczonych placków pizzy, zanurzanych w napoju jak torebki herbaty. Mamma Mia Pizza Beer to zdecydowanie jedyne takie piwo na świecie. Dobry wybór, kiedy nie możemy zdecydować się, czy mamy właśnie ochotę na piwo czy na pizzę.

Weizen dla znudzonych i stout dla odważnych
Amerykańskie małżeństwo nie jest zresztą odosobnione w dziwacznym procederze dodawania żywności do piwa. Słynący z zamiłowania do eksperymentów browar Rogue Ales postanowił uwarzyć piwo o smaku pączków z bekonem i syropem klonowym wypiekanych przez kultową piekarnię Voodoo Doughnuts z Portland w stanie Oregon. Jeżeli wierzyć producentom, oprócz wlewania do kadzi pokaźnych ilości syropu klonowego i wrzucania „donutów”, ląduje w nich również prażony bekon. Jeżeli wierzyć konsumentom, Rogue Voodoo Doughnut Bacon Maple Ale smakuje dokładnie jak tytułowe pączki. I jak tu nie wierzyć w magię?
Jeśli ktoś nie jest łasuchem i sama myśl o „pączkowym” piwie wywołuje u niego mdłości, radzimy sięgnąć po piwo Wostynje z belgijskiego browaru Brouwerij Smisje znajdującego się w zachodniej Flandrii. Piwo nie różni się od innych mocnych belgijskich ale niczym oprócz tego, że dodaje się do niego musztardę. Miejmy nadzieję, że o wyborze składnika zdecydowała wyłącznie miłość do gorczycy, bowiem dziwnym zbiegiem okoliczności pobliskie Ypres zasłynęło z użycia morderczego gazu musztardowego podczas I wojny światowej. Poszukiwaczom ekstremalnych wrażeń kulinarnych warto polecić natomiast wynalazek browaru New Belgium – Coconut Curry Hefeweizen, w którym poczciwe niemieckie piwo pszeniczne o nutach gumy balonowej i przejrzałych bananów szaleje na smakowej huśtawce z orzechów kokosowych i hinduskiego curry.
Nie od dziś wiadomo również, że idealnym połączeniem są brytyjskie stouty oraz świeże ostrygi. Niektóre browary idą znacznie dalej, dodając do kadzi świeże ostrygi, dzięki czemu powstaje tzw. oyster stout. Miłośnicy owoców morza powinni uważać jednak na Rocky Mountain Oyster Stout, do którego produkcji, oprócz jęczmienia i aromatycznego chmielu Styrian Goldings, wykorzystuje się 25 funtów pokrojonych w plasterki byczych jąder. Myląca nazwa wywodzi się stąd, iż ten smakołyk określany jest lokalnie jako ostrygi z Rocky Mountain.

John Piwobrody
Równie kontrowersyjnym stoutem jest warzony przez Mikkela Bjorga Bjergsø, latającego piwowara z Danii, piwo Beer Geek Brunch Weasel z rzadką kawą kopi luwak pozyskiwaną z odchodów łaskuna. Wytrawni kawosze doskonale znają to małe, łasicopodobne stworzonko, które podobnie jak oni gustuje w najprzedniejszych gatunkach kawy. O ile trunek Mikkela ma jeszcze w sobie nutkę zblazowanej dekadencji, o tyle następne z opisywanych piw jest po prostu obrzydliwe. Wszystko wzięło się od wspominanego już w tym artykule, lubiącego eksperymentować browaru Rogue i jego piwowara Johna Meira oraz jego bujnej brody. W czasie jednej z rozmów ze znajomymi, kiedy zastanawiano się, skąd jeszcze pozyskać drożdże do produkcji piwa, ktoś rzucił zabawną uwagę, że z pewnością broda piwowara ma miliony szczepów drożdży. Meierowi pomysł musiał się spodobać, bo pobrano w warunkach laboratoryjnych wymaz, rozmnożono żyjące w brodzie grzyby i już kilka miesięcy później świat mógł spróbować piwa ochrzczonego jakże wymowną nazwą „Beard Beer”. Meier nosi brodę od 1978 roku i zdążył w tym czasie uwarzyć piętnaście tysięcy warek piwa. Śmiałkowie, którzy mieli okazję skosztować piwa z brody, wspominali coś o aromacie kolendry i skórki cytrynowej oraz słodkim posmaku melasy z waniliowym finiszem. Na zdrowie!
Miłym akcentem dla piwoszy-psiarzy będzie natomiast informacja, że mogą już dzielić się swoją pasją z czworonożnymi przyjaciółmi bez najmniejszej szkody dla ich zdrowia. Warzone w prawdziwym belgijskim browarze Snuffle Dog Beer ma 0% zawartości alkoholu i wspaniały piwny kolor, działa korzystnie na trawienie i usprawnia pracę nerek. Miłym akcentem jest też smak kurczaka, który na tle wszystkich innych opisywanych piw nie powinien wydawać się niczym dziwnym. Po lekturze tego tekstu chyba nikt nie będzie uważał już jałowcowego sahti, piwa szampańskiego czy pachnącego kamieniem steinweizena za piwne dziwolągi.