Przełom dekad stoi w Europie pod znakiem głębokiego kryzysu tożsamości. Wielka Brytania wciąż kołysze się w rozkroku między Calais i Dover, Węgrzy wydają więcej niż nasza Fundacja Narodowa, by naukowo udowodnić, że pochodzą wprost od Hunów, zaś Holendrzy, po dwunastu stuleciach budowania swojej tożsamości, zawstydzeni rezultatami swoich wysiłków zdecydowali, że nie będzie już więcej Holandii.
Problemy z historyczną tożsamością nieobce są niestety także ampelografom i geografom wina. Co rusz okazuje się bowiem, że szczepy winorośli przywiezione przez starożytnych greckich osadników do południowych regionów Italii nie mają z Grecją wiele wspólnego. W tym miesiącu rekonstruujemy dla Państwa kręte i pełne ślepych zaułków szlaki, jakimi wędrowało aglianico, grecanico czy negroamaro, za ilustrację zaś uczonych wywodów służyć będą rozgrzewające wina z serca dawnej Wielkiej Grecji, czyli z Sycylii, Apulii i Kampanii.
A skoro już o Grekach się zgadało. Kontynnujemy odkrywcze peregrynacje Irka Wisa po mniej znanych winnicach Krety – tym razem jednak nie tropem rzadkiej odmiany, ale rzadkiej, choć bardzo tradycyjnej, technologii winiarskiej.
Miłej lektury!