Poznańskie preferencje

 

„Apetyt to on może mieć, byle pamiętał, że jedzenie jest w domu”, tak kiedyś pewna poznanianka skomentowała niezbyt skromne spojrzenia swego męża w stronę atrakcyjnych kobiet. Klubowy Bedeker próbował się przekonać, czy to gastronomiczne porównanie odnosi się również do poznańskich restauracji.

 

Obserwacje wydają się potwierdzać powyższą tezę. Poznań jest od opisywanego poprzednio Krakowa tylko o połowę mniejszy, natomiast lokali gastronomicznych jest aż cztery razy mniej. W stolicy Wielkopolski zjemy raczej lekkie przekąski oraz wyrafinowane słodkości, ciasta i inne wyroby cukiernicze – trzeba przyznać, że na bardzo wysokim poziomie.
Mieszkańcy Poznania uwielbiają spotykać się popołudniami w cukierniach, kawiarniach i herbaciarniach. W pracy nie obowiązują lancze, bo przecież można przynieść z domu dwie klapsztule chleba (tak w Poznaniu mówi się na dwie złożone kromki) ze znakomitą wędliną. A wędliny to, obok ziemniaków i spirytusu, sztandarowe produkty spożywcze regionu.
Fot. ArchiwumJeżeli wieczorem trzeba zjeść coś poważniejszego, poznaniacy jadają w domach. Tam rozmaitość, jakość i liczba potraw może przyprawić osobę nieprzyzwyczajoną o stres. Dla przyzwyczajonych to wspaniałe uczucie gargantuicznego zadowolenia! Dlatego dziwi nieco nieproporcjonalna skromność oferty gastronomicznej i tylko bardzo, bardzo powolne zmiany na lepsze…
Nietrudno się zorientować, kiedy Poznań ma największe wzięcie. Miasto wyraźnie cierpi na nieuleczalną i postępującą chorobę targową. Dla wystawców i gości imprez odbywających się na terenach MTP wyjście poza hale i parawany ekspozycji jest wybawieniem, przygodą i niezbędnym relaksem. Wiedzą o tym gastronomiczni drapieżcy, dlatego w ich restauracjach ceny horrendalnie rosną, a jakość jest, powiedzmy, taka jak zwykle. Tam gdzie jest dobrze, lokal w dniach imprezy targowej codziennie ma rezerwację dla tej samej firmy i nie sposób się dostać, będąc osobą postronną.
Lepiej więc bywać w Poznaniu wtedy, gdy nie ma targów. No i podążać śladem gustu oraz smaków rdzennych poznaniaków, stosując wszak zasadę ograniczonego zaufania. Weźmy na przykład dwie najbardziej znane wszystkim restauracje. Mieszczą się niemal obok siebie, przy tej samej ulicy. Bedeker Klubowy także je zna, jednak nie zamieszcza ich szczegółowej recenzji, bo przecież skoro wszyscy wiedzą, to nie ma o czym pisać.
Są to lokale, gdzie bywać wypada, bo można otrzeć się o niedojedzone przez lokalną społeczność biznesową półmiski śródziemnomorskich przekąsek. Czy wyznacznikiem dla elity finansowej ma być potworne przepłacanie za plasterek najzwyklejszej szynki parmeńskiej? A przecież Poznaniacy z rozrzutności raczej nie słyną… Szukajmy więc dalej!
Koncentracja restauracji przy Starym Rynku jest rzeczywiście imponująca, ale dla prawdziwego smakosza rynek w dużym mieście powinien służyć głównie do szybkiej komunikacji wszerz, wzdłuż albo po skosie. Bo w przyległych, wąskich uliczkach centrum kryją się – w przenośni i dosłownie – naprawdę znakomite miejsca. Bedeker Klubowy, jak zwykle, zagląda najchętniej w takie właśnie kulinarne zakamarki. A więc…

Fot. ArchiwumCocorico Café

Kamienica tuż przy poznańskiej Farze, najstarsza w okolicy i do tego nietknięta żadną gruntowną przeróbką od czasu jej zbudowania w 1780 roku. Elementy dekoracyjne wnętrza dwóch sal restauracyjnych przywieziono z Francji i 10 lat temu urządzono tu bardzo miłe, stylowe miejsce. Podwórko zadaszone jest gęstym pnączem, w którym latem przesiaduje ptactwo. Na szczęście nad głowami gości ptactwo wyłącznie śpiewa.
Powstała więc maleńka oaza iście prowansalskiego klimatu. W karcie restauracji znajdziemy kilka bardzo dobrych sałatek, Croque Monsieur i Croque Madame, popularne we Francji kanapki podawane na gorąco, a także serowe fondue, które oczywiście, wbrew opinii Szwajcarów, także jest francuskie, bo pochodzi z Sabaudii.
Restauracja często organizuje specjalne przyjęcia, a wtedy także menu jest specjalne. Karta winlista win, którymi dysponuje restauracja. Może być skompo... (...) i alkoholi zawiera niespełna 30 pozycji, ale warto pochwalić autorskie, bardzo wyrafinowane koktajle. Poznaniacy lubią tu przychodzić. Przy stoliku, przy którym często można było zobaczyć wspaniałą aktorkę Krystynę Feldman, widnieje stosowna tabliczka ku jej pamięci. Wpadała tu prywatnie, ale czasem też występowała dla gości restauracji, przepięknie recytując wiersze.

SPOT

Fot. ArchiwumDzielnicowa elektrownia przy Wildzie służyła swym celom tylko kilkanaście lat, na przełomie XIX i XX wieku. Gdy zaopatrzenie Poznania w prąd zostało scentralizowane, budynek okazał się niepotrzebny. Ten stan utrzymywał się przez 100 lat. Owszem, były tam jakieś magazyny albo znajdowano dla niego inne smutne zastosowanie.
Dziś, dzięki dwóm bardzo energetycznym wspólniczkom miejsce po prostu kwitnie. W podziemiach jest „miejskie SPA”. Na parterze białe antresole tworzą w poprzemysłowym ceglanym wnętrzu kolejną kondygnację i strefy na poszczególne rodzaje działalności. Bardzo ich wiele.
Jest oczywiście najbardziej interesująca Bedekera restauracja, podające takie dania, jakie goście chcą jadać najczęściej. A więc przede wszystkim sałaty, kilka prostych makaronów, polędwiczki wieprzowe, pieczony łosoś, kaczka. Wszystko świeże, proste i smaczne.
Karta win jest krótka, ale w kącie restauracji znajduje się najdziwniejszy na świecie sklep z winami. Narożny regał wysoki na około 6 metrów i szeroki na 2 metry, a do tego wielka drabina. Po zakupione tu hiszpańskie winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) nie trzeba wspinać się samemu – ryzyko związane z drabiną ponosi obsługa. Możemy poprosić o otwarcie wina do posiłku, ale wtedy spadnie na nas marża w wysokości 50 procent.
Po obiedzie ze SPOT-u nie chce się wychodzić. Jest sklep z kosmetykami, butik z prêt-à-porter polskich projektantów mody, galeria designu z meblami i unikatowymi elementami wykończenia wnętrz. Co jakiś czas organizowane są warsztaty fotografii, plastyczne, kulinarne. Mnóstwo imprez dla dzieci, uruchamiających ich kreatywność i wyobraźnię. Z tyłu, przy parku, całkiem spora piaszczysta plaża i taras, gdzie też można zjeść.

Milano

To, że w wielu restauracjach w Polsce możemy zamówić wołowinę argentyńską, to jeszcze nic. W Milano od czasu do czasu można zjeść prawdziwą japońską kobe, hodowaną i podaną zgodnie z regułami, chciałoby się powiedzieć, tej krowiej apelacji.
Fot. ArchiwumOczywiście wiele restauracji oferuje obok zwykłego menu kartę dań sezonowych. Milano ogłasza nowy sezon co dwa tygodnie, a więc jest coś dla stałych bywalców spragnionych nowości. W większych miastach przyzwyczailiśmy się do świeżych ryb i owoców morza w każdy czwartek, to już prawie standard. W Milano świeże dary morza trafiają do kuchni trzy razy w tygodniu, a zważywszy na termin przydatności do spożycia, na doradę, solę lub tuńczyka możemy tu wpadać codziennie. Oczywiście pod warunkiem, że na to codziennie jadanie w Milano zgodzi się nasz bank albo portfel.
Aż nie chce się ciągnąć tej litanii – także makarony przygotowywane są na miejscu, na przykład czarne ravioli z nadzieniem z homara. Czarne, bo ciasto barwione jest atramentem mątwy. Ostrygi, muszle Wenus, trufle – wszystko czego dusza zapragnie znajdziemy w niepozornym pawilonie, w którym kiedyś, dawno temu, mieścił się sklep… z butami. Wybór win godny podawanych dań. Urokliwa spokojna dzielnica, w pobliżu Parku Sołackiego. Klimat wnętrza gustowny, od kilku lat ten sam i bez zarzutu.

Dark Restaurant

Bedeker jest w kropce. Opisanie restauracji, w której jada się w całkowitych ciemnościach, wymaga odrębnej, szczegółowej relacji. Sytuacja jest tak niecodzienna, że można nawet pokusić się o wydanie przewodnika. Poprzestańmy zatem na tej konkretnej restauracji, pomyśle pana Jarosława Ludwickiego, o którym też można napisać niejedną książkę, a znany jest przede wszystkim z tego, że przy ulicy Garbary prowadzi na bardzo wysokim poziomie galerię sztuki współczesnej i dwie restauracje.
Fot. ArchiwumJedna z nich to Dark, druga już pewnie jest w trakcie kolejnych zmian, być może w kierunku nowego trendu mood food, czyli gotowania ze składników i w sposób wpływający na nastrój.
Jedzenia w ciemności spróbować powinien każdy, ale trzeba być na to psychicznie przygotowanym. Przede wszystkim nie powinno się jadać samemu. Nie chodzi o strach, ale każda sekunda oczekiwania wydaje się trwać wieczność. No i trzeba otworzyć się na siebie, na reakcje własnego mózgu, na sposób w jaki przeżywamy ten eksperyment.
Tymczasem (niestety) większość gości koncentruje się na tym, co znajdą na swoich talerzach i w kieliszkach. W takich warunkach często tylko po temperaturze jesteśmy w stanie odróżnić wino białewino gronowe otrzymywane z białych odmian winogron i – zn... (...) od czerwonego. W karcie win – 90 pozycji. Nie jest drogo.
Przed wejściem w strefę mroku kelner przyjmujący zamówienie pyta, na co mamy ochotę, o sekwencję posiłku (przystawka i danie, zupa, deser) oraz jakich składników nie lubimy i czy jesteśmy na coś uczuleni. A co ostatecznie będzie dla nas przyrządzone – pozostawia się decyzji kucharza. Kelnerzy pomagają zająć miejsce i pracują w noktowizorach. Obsługa bardzo profesjonalna. Jedzenie znakomite.
Bedeker został poczęstowany pasztetem z kaczki z grzankami i sosem żurawinowym, na drugie danie polędwiczki wieprzowe z grzybami i makaronem. Przynajmniej tak się Bedekerowi wydaje. Restauracja oferuje też ciekawą usługę – rezerwację stolika, którą można wcześniej wykupić i ofiarować komuś w prezencie.

Valpolicella  Czerwone wino włoskie DOC z regionu Veneto, produ...

Gdy słyszymy nazwę, już mamy ochotę na wino. Miejsce, które skromnie nazywa się „trattorią”, powstało 12 lat temu. Widać to po wystroju, ale dla Klubowego Bedekera nie ma to większego znaczenia, gdy najzwyczajniej w świecie jest głodny.
Fot. ArchiwumLokal jest nieco schowany przy ulicy Wrocławskiej, ale warto na niego zwrócić uwagę z trzech co najmniej powodów. Po pierwsze, szef kuchni i jego zastępca związani są z tym miejscem od samego początku. To zapowiedź solidnej, wypracowanej i sprawdzonej karty. Po drugie, ceny zachęcają do odwiedzenia tej restauracji nawet mniej zasobną młodzież czy całe rodziny. Dzięki temu jest gwarno i sympatycznie, a tak przecież być musi we włoskiej trattorii.
Po trzecie, niedawno uruchomiono kolejne piętro nad restauracją, które może służyć jako sala do osobnych przyjęć. Ale ta sala przede wszystkim dedykowana jest winom, oczywiście głównie winom włoskim. Budzą szacunek potężne szafy na wino, a to i tak tylko część kolekcji, gdyż reszta butelek magazynowana jest w piwnicach. Miejsce oczywiście dopiero musi się sprawdzić, ale początki „winnego piętra” są bardzo obiecujące.
Karta dań jest obszerna, a porcje duże. Sola, łosoś, sporo dań z krewetkami, polędwica na bardzo wiele sposobów. Przy wejściu lada chłodnicza ze świeżymi przekąskami dnia. Oprócz tego sałatki, makarony i pizza. Wszystkie klasyczne włoskie desery. Valpolicella lokuje się na zupełnie innym biegunie poznańskiej gastronomii niż większość restauracji, ale może dlatego bezpretensjonalność przyciąga raczej nie turystów, a po prostu tych, którzy zwyczajnie lubią tu wpadać i jeść.

La Rambla

Fot. ArchiwumNa rogu Wodnej i Ślusarskiej przyćmione światła niewielkiego lokalu nie zachęcają przypadkowych przechodniów do wejścia. Nieufność ułożona na trzech czy czterech szarych schodkach zostaje natychmiast pokonana, gdy lokal okazuje się wypełniony po brzegi rdzennymi Hiszpanami, Katalończykami, ale także gośćmi z krajów Ameryki Środkowej i Południowej. Bo skoro przychodzą tu, do poznańskiego tapas bar & vino(wł.) wino.., z pewnością chcą się poczuć trochę jak w domu.
Jak powiedziała kiedyś pewna Hiszpanka, w Polsce byłoby fajnie, gdyby nie problemy techniczne: zimno i ciemno. Jednym ze sposobów przetrwania dla tych, którym u nas zimno i ciemno, jest właśnie bar tapas. I rzeczywiście. La Rambla to znakomite miejsce, którego nazwa nawiązuje do najbardziej znanej ulicy w Barcelonie.
Hiszpański temperament gości, dość gwarno i wesoło. Podaje się tu tylko wina hiszpańskie, od prostej, niedrogiej, ale przyzwoitej cavy, po bardziej wyrafinowane trunki. Wszystkie możliwe regiony i wszystkie przewidziane przez denominację stopnie beczkowania. Nie znajdzie się chyba śmiałek, który to sprawdzi, ale podobno każde ze 120 win w ofercie baru jest sprzedawane na kieliszki! Ceny więcej niż korzystne: między 20 a 180 złotych za butelkę. Można więc przyjść i degustować w atmosferze pełnego zaufania.
Kuchnia oferuje standardowe tapas, a więc sery, oliwki, szynki, wędliny. Jest też kilka oryginalnych pozycji, jak choćby hiszpańskie flaki czy kalmar nadziewany owocami morza. Właściciele baru znają się na winach, a co do przekąsek, to szef kuchni zawsze coś może doradzić. Na koniec posiłku ciekawostka: kawa latte z miodem.
W Poznaniu są też inne bary tapas, ale warto się nie pomylić i pójść do La Rambla!

Hacjenda

To raczej peryferie Poznania, ciągnąca się kilometrami ulica Morasko w kierunku na Piłę. Restauracja z tradycją, słynna i bardzo popularna, szczególnie na spotkania rodzinne. Pojawiają się tu nawet japońscy turyści. W soboty i niedziele dominują imprezy okolicznościowe, bo lokal pomieścić może naprawdę sporo osób.
Fot. ArchiwumGdy uroczystość jest bardziej kameralna, pozostała część restauracji działa normalnie i przyjmuje gości. Atmosfera przypomina nieco podmiejskie francuskie luksusowe oberże. To kolejny lokal w Polsce, gdzie przez 36 lat działalności systematycznie buduje się renomę kuchni, przede wszystkim dzięki niesłabnącemu zaangażowaniu właścicieli, państwa Sylwii i Lesława Wiatrowskich.
Pochwalić należy sprawną obsługę, ale tak naprawdę wszystkie inne zalety lokalu gasną, gdy się zamówi czerninę z domowymi szarymi kluseczkami, a na drugie danie – pół pieczonej kaczki z prawdziwymi pyzami i czerwoną kapustą. Dania te powinno się umieścić gdzieś w Sèvres pod Paryżem jako wzorzec tych wielkopolskich specjalności.
Czernina, czyli polewka na krwi kaczej, prezentuje tylko jeden ze stylów tej zupy, nie zawiera żadnych dodatków poza kluskami i jest podawana na gorąco. Inne, i nie ukrywajmy, trudniejsze zarówno dla jedzącego, jak i dla gotującego, można już jeść tylko u znajomych w domu. A dobrze jest, gdy poznanianka potrafi przyrządzić czerninę. Dostanie ją na obiadek niedoszły zięć i będzie wiadomo o co chodzi.

Fanaberia

To musi być miejsce idealne dla prawdziwych mężczyzn. Właściciel, główny menedżer i szef kuchni to kobiety! Każda z pań jest osobą o zupełnie innej osobowości, co okazuje się bardzo twórczym połączeniem z dobrym skutkiem dla gustu i smaku. Nieco w cieniu pozostaje czwarta osoba – pani piekąca serniki i ciasta według przedwojennych przepisów. Ciasto czekoladowe jest tak pyszne, że bardziej czekoladowe już być nie może!
W Fanaberii nie ma żadnych kompromisów czy półproduktów. Podawane tu makarony też są domowej roboty. Fot. ArchiwumKuchnia używa wyłącznie świeżych surowców. Obiady to przede wszystkim lekkie, ale spore sałaty, na przykład z bardzo oryginalnym truskawkowym pesto podanym do smażonych wątróbek drobiowych.
Są też poważniejsze dania. Kiedyś jeden z gości zamówił polędwicę wołową. Zaraz po spróbowaniu zawezwał autora – w tym wypadku był to zastępca szefa – którego wyściskał i ucałował. Klubowy Bedeker też był bliski podobnej reakcji po degustacji crème brullée przygotowanego przez szefową kuchni Anitę Hartenberger. Najpierw pieczony w kąpieli wodnej, potem mrożony, posypany cukrem trzcinowym, karmelizowany na powierzchni. I nie na płaskim spodeczku, tylko w odpowiednio głębokim naczyniu. Małe czarne punkciki dowodziły ponadto, że ktoś rzeczywiście natrudził się, obierając laski naturalnej wanilii, zamiast otworzyć torebkę z cukrem wanilinowym.
Lokal jest pięknie udekorowany, wnętrze jest jasne i gustowne. Restauracja dysponuje też wielkim ogrodem w podwórku. Słowo „ogród” jest tu w pełni uzasadnione, bo latem jest tam rzeczywiście morze kwiatów.
Fanaberia ma przed sobą rewelacyjną przyszłość, a kobiety wiedzą przecież, jak trzymać formę!

Adresy:

Cocorico Café
ul. Świętosławska 9, tel.:(061) 663-61-15

Restauracja SPOT
ul. Dolna Wilda 87, tel.: (061) 835-88-40
www.spot.poznan.pl

Milano
al. Wielkopolska 42, tel.: (061) 852-87-45
www.milano.poznan.pl

Dark Restaurant

ul. Garbary 48, tel.: (061) 852-91-70
www.darkrestaurant.pl

Valpolicella
ul. Wrocławska 7, tel.: (061) 855-71-91
www.valpolicella.poznan.pl

La Rambla
ul. Wodna 5/6, tel.: (061) 852-37-21
www.larambla.pl

Hacjenda
ul. Morasko 38, tel.: (061) 812-52-78
www.hacjenda.poznan.pl

Fanaberia
ul. Wroniecka 24, tel.: (061) 853-33-39
www.fanaberia-restauracja.pl