Przepyszna podróż

Podróżować można – poza, rzecz jasna, prowadzeniem interesów – z wielu powodów: jedni zwiedzają zabytki, inni wygrzewają się na zalanych słońcem plażach, podczas gdy w ich kraju temperatura nie zachęca nawet do wyjścia z domu.

Ale większość podróżników łączy jedno: jeśli nie fascynacja, to przynajmniej zainteresowanie tym, co jedzą tubylcy.

Ci, którzy nie lubią ryzykować, zamówią zupę, która przypomina ich rodzime jedzenie, inni wzdrygną się z obrzydzeniem na propozycję ślimaków w menu. Ale są też tacy, którzy wręcz nie wyobrażają sobie zamówienia czegoś, co mogą dostać restauracji na rogu ulicy rodzinnego miasta, podczas gdy mają do dyspozycji tyle nowych, fascynujących, nieznanych, wręcz budzących dreszcz podniecenia potraw. To byłoby po prostu karygodne! Po co marnować pieniądze na bilet, by zjeść w Maroku hamburgera?

Do takich podróżników, otwartych na nowości i odważnych należy niewątpliwie Jamie Oliver, autor Kulinarnych wypraw Jamiego. W swej książce przekonuje nas, że warto wyjechać, nawet na kilka dni, otworzyć się na nowe smaki, kuchnie i kraje. Radzi nam: kiedy jesteśmy na wakacjach, kupujmy na miejscowym targu, w małych sklepach i od producentów. Sami łówmy ryby i gotujmy z miejscowymi. I koniecznie jedzmy tam, gdzie oni, a nie w restauracjach „pod turystów”. Korzystajmy z produktów dostępnych na miejscu – dostaniemy je taniej niż u siebie. I poeksperymentujmy z czymś nowym. Wiele zyskamy. Do przyrządzania ciekawych, fantastycznych potraw, naprawdę nie trzeba wielkich nakładów finansowych, a najlepsze jedzenie to to najprostsze. Nie da się poznać jakiegoś kraju, nie interesując się jego kuchnią, bo to, co ludzie jedzą, jest przecież ściśle związane z położeniem geograficznym i historią ich ojczyzny.

Książka Jamiego Olivera nie jest typową książką kucharską. Jest w niej wprawdzie dużo przepisów; autor podróżując do Hiszpanii, Włoch, Szwecji, Maroka, Grecji i Francji, zebrał ich naprawdę sporo. Jeśli wróciliście np. ze Sztokholmu i żałujecie, że nie zdobyliście przepisu na coś pysznego, co tam jedliście, jest duża szansa, że znajdziecie go w tej książce. Jednak ja nazwałabym ją raczej książką podróżniczą, taką, która poprowadzi nas przez fascynujący świat odkrywania. Za taką klasyfikacją przemawiają również zdjęcia. Poza wspaniałymi fotografiami proponowanych potraw, znajdziemy też dużo artystycznych ujęć z samych podróży.

Zatem zanim następnym razem spakujemy walizkę na wakacyjną podróż, przeczytajmy wcześniej porady Jamiego i… odłóżmy przygotowany na wyjazd zapas suchego prowiantu. Bo naprawdę szkoda marnować okazję. I szkoda kręgosłupa.

Jamie Oliver
Kulinarne wyprawy Jamiego
Insignis Media
Kraków 2012