Roger Scruton i jego filozoficzna apologia wina, terroir, lokalności

Roger Scruton
Roger Scruton | fot. Pete Helme

Zmarły w zeszłym miesiącu Roger Scruton (1944–2020) stanowił oryginalny i osobny głos zarówno w filozofii, jak i w świecie wina. Określenie silna indywidualność, którą tak bardzo cenił w winach, zdaje się dobrze opisywać zarówno jego osobę jak i to, co pisał, nawet jeśli część jego poglądów może nas razić.

Czymś unikatowym i jedynym w swoim rodzaju jest też jego książka Piję, więc jestem. Przewodnik filozofa po winach (2009, polskie wydanie 2011). Po pierwsze – patrząc uogólniającym okiem na historię filozofii – refleksja nad jedzeniem czy piciem, czy w ogóle wieloma kwestiami związanymi z życiem codziennym, jest zjawiskiem stosunkowo nowym; bardzo długo dominowała wobec nich postawa jeśli nie pogardy, to przynajmniej lekkiego deprecjonowania. Scruton w swojej książce zajmuje się winem w sposób filozoficzny; z dużą elegancją, lekkością, humorem i pewnym (na szczęście) przymrużeniem oka (czego doskonały wyraz daje, dobierając wina do lektury dzieł najsłynniejszych filozofów). Twierdzi, że winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) na wielu poziomach się z filozofią łączy. Jak pisze:

W książce tej rozważam wino jako towarzysza filozofii, a filozofię jako myśl zrodzoną z wina. Wino znakomicie poprawia smak jedzenia , lecz jeszcze udatniej poprawia jakość myślenia.

Nawiązuje i do greckiej tradycji sympozjonu (dyskutowaniu ważnych zagadnień powinno według niego towarzyszyć picie wina i na odwrót) , ale i – wspominając swojego opiekuna naukowego w Cambridge, który był jedną z osób które odsłoniły przed nim niuanse świata wina – do tego, że zarówno filozofia jak i wiedza o winie są pozornie niepraktyczne, wydają się pewnym naddatkiem, ekstrawagancją:

(dla konesera wino jest) cudownie zawiłą łamigłówką, korespondującą z własnym początkiem niczym partia szachów z debiutem. I właśnie dlatego, że wiedza zawarta w winie niczemu – to znaczy, niczemu bezpośrednio – nie służy, dr Picken ją zgłębił, tak jak zgłębił japońską muzykę gagaku, semantykę logiki modalnej, zasady metryczne andaluzyjskiej kasydy i efekty kwantowe w korze przedczołowej.

Zarazem jednak wiedza ma bardzo duży wpływ na to czy wino nam smakuje. Scruton krytycznie wypowiada się na temat degustacji w ciemno, bo zakładają one, że ,,wino przemawia wyłącznie do zmysłów, a wiedza nie ma znaczenia dla oceny”. Może się wtedy zdarzyć coś tak absurdalnego jak to, że francuskie klasyki przegrywają z winami kalifornijskimi, tak jak podczas słynnej degustacji paryskiej. Opiera się to na głębokim nieporozumieniu, bowiem:

Myśl, że da się ocenić wino wyłącznie po jego smaku i aromacie, jest pokrewna myśli, że da się ocenić wiersz chiński po jego brzmieniu, bez znajomości chińskiego. I jak słowa brzmią inaczej dla człowieka, który zna ich znaczenie, tak wina smakują inaczej człowiekowi, który zna ich źródło i wiek.

Jak wspomina, on sam, od kiedy zakochał się w winie, był terroiriste, a wino stanowiło dla niego ,,destylat ziemi, czasu i kultury”. Jego apologia terroir polega – co łączy się w logiczną całość z jego konserwatyzmem – na podkreślaniu, że np. w przypadku tak cenionej przez niego Burgundii terroir to coś daleko więcej niż batońskie wapienie, ale raczej genius loci, czy może nawet bardziej pewna idea, która zawiera w sobie wszystkie skojarzenia historyczne i kulturowe: średniowieczne miasteczka i wioski, rozwijaną przez mnichów sztukę uprawy winorośli… Dlatego też Roger Scruton był wielkim orędownikiem lokalności i, oczywiście, tradycji. W tej tradycji mieściło się jego osobiste upodobanie do picia klareta – jak z angielska nazywał czerwone wino bordoskie – do którego, jak podkreślał, wracał zawsze skruszony po nieudanych i bezsensownych próbach przekonania się do argentyńskiego tempranillo czy australijskiego shirazfrancuska odmiana czerwonych winogron uprawianych głównie ....